Podsumowanie sezonu 2018/19: Cierra Burdick

Kolejną zawodniczką w posezonowym podsumowaniu jest Cierra Burdick. Amerykańska silna skrzydłowa przez większość rozgrywek była najlepszą koszykarką Ślęzy Wrocław.

25-letnia reprezentantka USA dołączyła do klubu z Wrocławia z reputacją ciężko pracującej zawodniczki, która potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność za zdobywanie punktów i kontrolowanie wydarzeń na tablicach. Błyskawicznie okazało się, że te komplementy nie były opowiadane na wyrost – Burdick wywalczyła tytuł MVP turnieju towarzyskiego w Krakowie, prowadząc 1KS do zwycięstwa w tych zawodach.

– Jestem wszechstronna, potrafię wyjść na obwód i wejść pod kosz. Zawsze przede wszystkim szukam podania, rozglądam się za koleżankami z zespołu. Staram się używać mojej boiskowej inteligencji, to mój duży atut. Lubię dyrygować zespołem i wiedzieć, że wszyscy są w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. – mówiła Burdick w rozmowie z oficjalną stroną klubu przed rozpoczęciem rozgrywek.

Sezon zasadniczy

Na inaugurację rozgrywek skrzydłowa Ślęzy nie musiała pokazywać pełni swoich możliwości. Wrocławianki kontrolowały wydarzenia boiskowe w starciu z Eneą AZS-em Poznań, więc Burdick spędziła na parkiecie zaledwie 21 minut. To wystarczyło, aby sprzedała próbkę tego, czym raczyła kibiców 1KS-u przez resztę sezonu. 10 punktów, 8 zbiórek, 5 asyst i przechwyt – Burdick z pewnością rozbudziła apetyty fanów. W następnym meczu rozegrała 26 minut i dołożyła kolejne liczby do swoich statystyk. Spotkanie z Politechniką skończyła z linijką 16 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst, 2 przechwyty i blok.

W pierwszym poważnym teście Ślęzy, czyli meczu z Arką Gdynia, można było się spodziewać najlepszego jak dotychczas występu amerykańskiej skrzydłowej i ta nie zawiodła. W epickim thrillerze Burdick stanęła naprzeciw Emmy Cannon i doskonale wywiązała się ze swoich zadań. Cierra była na parkiecie absolutnie wszędzie, po raz kolejny wypełniając niemal każdą rubrykę statystyk. Do kompletu brakowało jej jedynie trafionej trójki, oprócz tego: 22 punkty, 10 zbiórek, 3 asysty, 4 przechwyty, blok i aż siedem wywalczonych fauli w drodze do zwycięstwa 98:91. Burdick nadawała ton wydarzeniom, będąc osią ofensywy i defensywy wrocławskiego klubu.

Pomiędzy spotkaniem z Arką, a meczem z PGE MKK Siedlce Burdick doznała urazu. Nie była to groźna kontuzja, ale mając w perspektywie długą drogę do końca sezonu, trener Arkadiusz Rusin postanowił oszczędzić swoją gwiazdę i jedyny raz w swojej przygodzie z drużyną z Wrocławia Cierra Burdick rozpoczęła mecz na ławce rezerwowych. Pojawiła się na parkiecie w trakcie pierwszej kwarty, ale problemy zdrowotne zdecydowanie miały wpływ na jej postawę, więc skończyło się na czterech punktach (wszystkie zdobyte z linii rzutów osobistych), pięciu zbiórkach oraz asyście i bloku. Był to jedyny mecz w sezonie, w którym Cierra nie trafiła żadnego rzutu z gry.

Tydzień później wróciła już na właściwe tory – 17 punktów i 11 zbiórek z Ostrovią Ostrów Wlkp. Przeciwko InvestInTheWest Enei Gorzów Wlkp. skrzydłowa Ślęzy nie mogła się wstrzelić (2/12 z gry), ale w tym spotkaniu wszystkie zawodniczki 1KS-u miały problemy ze skutecznością. Przeciwko Wiśle było już lepiej, a w kompromitującej porażce z Widzewem jako jedna z niewielu koszykarek nie zawiodła, do 11 punktów dokładając aż 16 zbiórek. Rok w wykonaniu Burdick zakończył się 8 punktami i 11 zbiórkami w derbach z CCC Polkowice.

Po świętach „C” wróciła do pracy ze zdwojoną siłą. Dwa pierwsze spotkania w nowym roku zakończyła z double-double. Przeciwko Enerdze Toruń zdobyła 19 punktów i zebrała 10 piłek, a w starciu z Eneą AZS-em Poznań przeszła sama siebie. Burdick praktycznie nie popełniała błędów i była absolutnie nie do zatrzymania. Wysokie zawodniczki zespołu prowadzonego przez Marka Lebiedzińskiego próbowały znaleźć sposób na Amerykankę grającą w barwach Ślęzy, ale ta rzucała z każdej pozycji i z łatwością trafiała. Absolutna dominacja po obu stronach parkietu przyniosła efekt w postaci 21 punktów (9/12 z gry), 11 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwytów i bloku. Łącznie EVAL 35, jeden z najwyższych w tym sezonie Energa Basket Ligi Kobiet. Z zespołów grających w play-offach tylko pięć zawodniczek miało wyższą wartość tej statystyki.

Następne kilka spotkań to problemy ze skutecznością, a w przypadku meczu z Pszczółką w Lublinie także ze stratami. Burdick aż siedmiokrotnie oddała piłkę rywalkom i z nią na parkiecie Ślęza była gorsza od zawodniczek Wojciecha Szawarskiego o 16 punktów. Sporo, zważywszy na to, iż wrocławianki przegrały zaledwie sześcioma oczkami. Cierra wypadła blado (jak na siebie) także w pojedynku z Arką Gdynia, wciąż jednak była blisko double-double (8 punktów i 9 asyst).

Za to pięć meczów, które nastąpiło po starciu Ślęza – Arka, było niewątpliwie najlepszą serią gier w wykonaniu jakiejkolwiek zawodniczki Ślęzy w tym sezonie. Na dobry początek 17/8/2 (kolejno: punkty/zbiórki/asysty) z PGE MKK Siedlce. Kilka dni potem 16/7/3 z Ostrovią w zaledwie 20 minut. 16/6/3 w Gorzowie. Nawet gdy reszta zespołu niemiłosiernie męczyła się w Krakowie, przy nazwisku Burdick mogliśmy postawić plus – 14/11/1. Wszystko zwieńczyła rozbijając Widzew – 23/7/1. Łącznie w pięciu spotkaniach 86 punktów, 43 zbiórki i 10 asyst – EVAL 111.

Finisz sezonu zasadniczego nie był już tak imponujący, ale to dlatego, że Burdick zbierała siły na…

Play-offy

Najlepsi sportowcy zawsze starają się wejść na jeszcze wyższy poziom w decydujących momentach. W przypadku Cierry Burdick nie było inaczej. W każdej z trzech serii tegorocznych play-offów musiała się mierzyć z rywalkami z najwyższej półki i przez większość czasu nie tylko od nich nie odstawała, ale również pokazywała im miejsce w szeregu. Przede wszystkim cechowała ją konsekwencja – trener Rusin mógł liczyć na ponad 10 punktów i kilkanaście zbiórek swojej gwiazdy.

Pierwsze dwa mecze z Artego Bydgoszcz to 22 punkty i 24 zbiórki. W drugim spotkaniu, przez problemy z faulami Taisii Udodenko i bardziej obwodowym nastawieniem Darii Marciniak, Cierra przeważnie jako jedyna znajdowała się w strefie podkoszowej, a to narażało ją na straty. I popełniła ich aż osiem, ale nie tylko zrekompensowała to dwoma przechwytami, ponieważ dołożyła do tego jeszcze sześć wywalczonych fauli. Wysokie zawodniczki Artego miały problem z mobilną i dynamiczną skrzydłową, która jednocześnie dysponowała na tyle dużą siłą, żeby radzić sobie z kontaktem z ich strony.

Reprezentantka USA nie pomogła w odrabianiu strat w meczu numer trzy ćwierćfinałowej serii, ale stanęła na wysokości zadania dzień później. Choć w czwartym starciu najmocniej błyszczała gwiazda Eliny Dikeoulakou, to Burdick wykonała niewdzięczną pracę w postaci frustrowania Ziomary Morrison oraz Dragany Stanković. Zanim zeszła z parkietu z pięcioma faulami, zaliczyła trzecie double-double ćwierćfinałów – 14 punktów i 10 zbiórek.

W półfinałach Cierra weszła na jeszcze wyższy poziom. Zaczęła od fenomenalnego występu – 18 punktów, 16 zbiórek, 5 asyst w meczu numer 1. Poprawiła linijką 18/15/1 dzień później. To nie w niej należało szukać przyczyny dwóch porażek Ślęzy w półfinałowych starciach z InvestInTheWest Eneą Gorzów Wlkp. Gdy rywalizacja przeniosła się do Gorzowa, Burdick pozostała w gazie. Choć nie pomagała zbytnio swoimi rzutami – spudłowała osiem z 11 prób, to absolutnie zdominowała tablice, zbierając aż 18 piłek. Dołożyła do tego dwa ważne przechwyty w drodze po zwycięstwo przedłużające serię. Niestety 8 oczek, 10 zbiórek i 4 asysty nie pomogły w pokonaniu gorzowianek po raz drugi.

Rywalizacja o brąz to przede wszystkim walka Cierry Burdick z własnym zdrowiem. Natężenie meczów w play-offach oraz zmęczenie sezonem wpłynęły na amerykańską skrzydłową Ślęzy, która zmagała się ze skręconą kostką. W dwóch pierwszych spotkaniach po prostu nie mogła pomóc swojej drużynie, co zwłaszcza w Gdyni bezlitośnie wykorzystała Arka. W pierwszym meczu z Burdick na parkiecie Ślęza była gorsza od rywalek o 20 punktów. W drugim tylko o pięć, ale to dlatego, że trener Rusin dał jej zaledwie 15 minut gry. Łącznie trafiła zaledwie dwa z 15 rzutów.

Gdy ważyły się losy brązowego medalu, po raz ostatni w minionym sezonie Cierra zostawiła na parkiecie wszystko, co miała. Nie zamierzała się poddać bez walki i zdobyła 12 punktów i zebrała 11 piłek, w swoim stylu dokładając asystę i dwa przechwyty. Możemy tylko gdybać, jak wyglądałaby ta rywalizacja z w pełni zdrową Burdick.

Podsumowanie

Nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że Cierra Burdick przyjechała, zobaczyła i z miejsca zaczęła zwyciężać. Cały sezon była sercem Ślęzy, jej motorem napędowym. Choć nie była rozgrywającą, to momentami reszta zespołu grała tak, jak grała Burdick. W jej słabszych momentach opadał też zespół, ale gdy Cierra grała znakomite spotkania, wrocławianki zawsze były zespołem groźnym. W play-offach pokazała wszystko, co czyni z niej znakomitą zawodniczkę. Zarówno pod kątem sportowym, jak i wolicjonalnym. – Żyć z pokorą, ciężko pracować, szanować i kochać wszystkich dookoła. To są wartości, które staram się na co dzień wyznawać w swoim życiu. Nie będę najszybszą, najsilniejszą, najwyższą czy najniższą koszykarką, ale zawsze dam z siebie wszystko, bo nad tym mogę mieć kontrolę – powiedziała Burdick przed sezonem. Wszystko, co najlepsze, jeszcze przed nią.

W liczbach

Wszystkie statystyki w pierwszej rubryce podano łącznie/średnio.

Minuty: 1006:27/28:45. Punkty: 440/12,6. Zbiórki: 324/9,3. Asysty: 89/2,5. Faule: 100/2,9. Faule wywalczone: 118/3,4. Straty: 99/2,8. Przechwyty: 39/1,1. Bloki: 19/0,5. Bloki otrzymane: 19/0,5. EVAL: 581/16,6. +/-: 45/1,3.

Skuteczność: za 2 punkty – 45,2%, za 3 – 35,7%, za 1 – 78,9%.

Najlepszy miesiąc: styczeń (trzy mecze) – średnio 18,3 punktu, 10 zbiórek, 2,7 asysty, 1,7 straty, 1,3 przechwytu, 1,3 bloku, EVAL 25,7, +/-3.

Najlepszy mecz: 13 stycznia z Eneą AZS-em Poznań – 21 punktów (1/2 za 3), 11 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty, 1 blok, EVAL 35, +/- 20.

Podsumowanie sezonu 2018/19: Agata Dobrowolska

Kolejną zawodniczką w posezonowym podsumowaniu indywidualnym jest Agata Dobrowolska. Skrzydłowa pełniła ważną rolę w zespole Ślęzy.

Dobrowolska zna się z trenerem Arkadiuszem Rusinem od czasów licealnych, gdy on był asystentem w CCC Polkowice, a ona stawiała tam pierwsze kroki w seniorskiej koszykówce. Po powrocie ze Stanów skrzydłowa występowała w Pszczółce Lublin, ale ich drogi ponownie skrzyżowały się w reprezentacji Polski. To właśnie praca podczas zgrupowań kadry pomogła Dobrowolskiej w podjęciu decyzji odnośnie swojej przyszłości klubowej.

– Trener przedstawił mi wizję zespołu i namówił do przejścia do Ślęzy. Nie wahałam się. Przekonał mnie również niedawny czas na zgrupowaniach reprezentacji Polski. Bardzo dobre wrażenie wywarł na mnie także Bartosz Pasternak, trener przygotowania motorycznego (w kadrze i w Ślęzie – dop. red.). To, w jaki sposób pracowaliśmy w reprezentacji, pomogło mi podjąć decyzję – tłumaczyła w czerwcu swoje przenosiny do Wrocławia mierząca 188 centymetrów zawodniczka.

Sezon zasadniczy

Pierwsze mecze sezonu 2018/2019 to regularne występy w pierwszej piątce, będąc jedyną reprezentantką naszego kraju w wyjściowym składzie 1KS-u. W swoim debiucie popełniła ponad 25 proc. strat z całego sezonu – trzy. Potem przez dziewięć kolejnych meczów ani razu nie oddała piłki przeciwniczkom. Od samego początku Agata nie forsowała swoich rzutów, czekając na odpowiednią okazję do spróbowania swoich sił. Tylko w szczególnym dla niej spotkaniu z Pszczółką Lublin oddała więcej niż pięć rzutów.

Oprócz punktów Dobrowolska dokładała zbiórki, asysty, przechwyty oraz bloki. Z dużą regularnością zapisywała się przynajmniej w jednej z dodatkowych kategorii statystycznych. W efekcie w czterech z pięciu pierwszych spotkań zanotowała +/- na poziomie ponad 10. Rodzynkiem było zacięte i wyrównane starcie z Arką Gdynia, w którym Ślęza ze swoją skrzydłową na parkiecie była lepsza od rywalek o siedem punktów.

Rola 27-letniej zawodniczki zmniejszyła się w spotkaniu z Wisłą CanPack Kraków, kiedy jej miejsce w wyjściowej piątce zajęła Karina Szybała. Tydzień później Dobrowolska jeszcze raz pojawiła się na parkiecie od pierwszej minuty, ale po tym spotkaniu – porażce 80:92 z Widzewem Łódź – ponownie przyszło jej wchodzić do gry z ławki rezerwowych. Ważną rolę odegrała w niezwykle emocjonującej wygranej z CCC Polkowice. Dzięki warunkom fizycznym oraz inteligencji boiskowej przyczyniła się do powstrzymania zawodniczek mistrzyń Polski na zaledwie 51 punktach. Oprócz trzech przechwytów podczas obecności Agaty na parkiecie podopieczne Marosa Kovacika spudłowały 12 z 19 rzutów z gry.

Nowy rok rozpoczął się dla skrzydłowej Ślęzy źle. W czterech meczach zdobyła łącznie cztery punkty, notując w tym okresie ujemny +/- na poziomie -3. Zwłaszcza powrotu do Lublina Dobrowolska nie będzie dobrze wspominać. Drużyna przegrała 82:88 po tym, jak roztrwoniła piętnaście punktów przewagi w końcówce czwartej kwarty. Sama zawodniczka, choć została bardzo gorąco przywitana przez publiczność, zapisała się w statystykach jedynie niecelnym rzutem oraz dwoma faulami, w drodze po drugi z rzędu EVAL -1.

Po dołku musi przyjść powrót do normy i tak też się stało w przypadku skrzydłowej 1KS-u. Dobrowolska w spotkaniu z Arką Gdynia znalazła się w pierwszej piątce i ponownie pokazała swój instynkt w defensywie, robiąc dwa przechwyty, w tym jeden przy stanie 57:57, który doprowadził do rzutu Marissy Kastanek dającego wrocławiankom prowadzenie, a ostatecznie kolejną wygraną nad zawodniczkami znad morza.

W następnym meczu Agata rozegrała najlepsze spotkanie w sezonie zasadniczym, notując linijkę 7 punktów, 5 zbiórek, 2 asysty i przechwyt, co równało się EVAL-owi w wysokości 12. Nie zwolniła tempa także i kilka dni później, do pięciu oczek dokładając trzy zbiórki, dwie asysty i blok. Skrzydłowa wystąpiła w pierwszym składzie jeszcze w spotkaniu z InvestInTheWest Eneą Gorzów Wlkp., gdzie po raz kolejny jej warunki były potrzebne w walce z wysokim zespołem z Gorzowa. Ponownie jej obecność z pewnością pomogła defensywie Ślęzy, bowiem w ciągu 19 minut gry Dobrowolskiej podopieczne Dariusza Maciejewskiego trafiły zaledwie sześć z 29 prób.

Omawiając końcówkę sezonu zasadniczego trzeba jedynie wspomnieć o meczu z Widzewem Łódź. Rewanż za ostatni mecz, który rozegrała w wyjściowej piątce Ślęzy w 2018 był w wykonaniu Agaty całkiem udany – pięć punktów, trzy zbiórki, asysta i przechwyt. Pozostałe trzy starcia, przeciwko CCC, Artego i Enerdze, to spotkania bez historii.

Play-offy

Seria ćwierćfinałowa to przede wszystkim rozcięty łuk brwiowy w meczu numer dwa. Zalana krwią Dobrowolska została opatrzona jeszcze w trakcie spotkania, a po nim udała się na oględziny. Na szczęście nie stało się nic groźnego. Pomimo tego, że na parkiecie spędziła zaledwie 4 minuty i 22 sekundy, to w tym czasie Ślęza była lepsza od Artego Bydgoszcz o osiem punktów. To bardzo dobrze obrazuje wartość skrzydłowej reprezentacji Polski dla zespołu Arkadiusza Rusina. Agata była gotowa na spotkanie numer trzy, w którym spędziła na parkiecie osiem minut, co wystarczyło do zdobycia dwóch punktów, a także zanotowania zbiórki i przechwytu. W czwartym meczu zanotowała pierwsze w barwach Ślęzy DNP.

Drugie przydarzyło się w meczu numer dwa półfinałów po tym, jak w pierwszym starciu rywalizacji z InvestInTheWest Eneą AZS-em Gorzów Wlkp. w 3,5 minuty Dobrowolskiej nie udało się zapisać w protokole w żadnej ze statystyk. Sytuacja odwróciła się o 180 stopni w trzecim spotkaniu. Arkadiusz Rusin postawił na swoją skrzydłową, która odpłaciła się za zaufanie spędzając na parkiecie aż 26 minut i wraz z Darią Marciniak wprowadzając niezbędną energię z ławki rezerwowych. To samo próbowała powtórzyć w ostatnim starciu półfinałowej rywalizacji, ale pomimo kwadransa gry nie była w stanie wpłynąć na swoje koleżanki i odmienić losów tej serii.

Agata rozpoczęła walkę o brąz w wyjściowej piątce, ale od samego początku obrona Ślęzy nie funkcjonowała tak, jak powinna i o tym meczu nie ma się co rozpisywać. W kolejnych dwóch meczach Dobrowolska rozegrała łącznie sześć minut, nie odciskając swojego piętna na wydarzeniach boiskowych.

Podsumowanie

Tak, jak wspominaliśmy przy okazji sylwetki Agaty Dobrowolskiej w magazynie My!Ślęza (można przeczytać ją klikając tutaj), to nie jest zawodniczka, której wpływ na grę można wyczytać wyłącznie ze statystyk. 27-letnia skrzydłowa robi bardzo dużo rzeczy, których liczby nie pokażą, a które przyczyniają się do prawidłowego funkcjonowania defensywy zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Kreowanie okazji rzutowych poprzez dodatkowe podanie, pomoc w obronie, umiejętne ograniczanie przestrzeni rywalkom czy tworzenie jej dla koleżanek – to specjalności Agaty i dlatego w minionym sezonie była niezwykle ważną częścią Ślęzy. Dobrowolska to także zawodniczka, która przydałaby się w każdej szatni. Dzięki perfekcyjnej znajomości angielskiego jest łącznikiem pomiędzy polską i zagraniczną częścią drużyny, a znajomość z trenerem Rusinem pozwala jej przekazywać cenne uwagi na temat preferowanego przez szkoleniowca Ślęzy systemu gry. Jeśli dalej na parkiecie będzie robić wszystkie małe rzeczy, czeka ją jeszcze sporo grania.

W liczbach

Wszystkie statystyki w pierwszej rubryce podano łącznie/średnio.

Minuty: 525:26/15:55. Punkty: 74/2,2. Zbiórki: 62/1,6. Asysty: 21/0,6. Faule: 50/1,5. Faule wywalczone: 12/0,4. Straty: 11/0,3 (najmniej w lidze). Przechwyty: 25/0,8. Bloki: 4/0,1. Bloki otrzymane: 3/0,1. EVAL: 111/3,4. +/-: 75/2,3.

Skuteczność: za 2 punkty – 35,8%, za 3 – 22,9%, za 1 – 80,0%.

Najlepszy miesiąc: listopad (3 mecze) – średnio 4 punkty, 3,7 zbiórki, 1,3 asysty, 0 strat, 0,7 przechwytu, 0,3 bloku, EVAL 7,3, +/- 5.

Najlepszy mecz: 23 lutego z PGE MKK Siedlce – 7 punktów (1/2 za 3), 5 zbiórek, 2 asysty, 1 przechwyt, EVAL 12, +/- 17.

Podsumowanie sezonu 2018/19: Daria Marciniak

Rozpoczynamy indywidualne podsumowania sezonu 2018/2019. Pierwszą zawodniczką pod naszą lupą jest Daria Marciniak.

Sezon zasadniczy

– Po dziesięciu latach opuszczam AZS, jednak cieszę się, że będę reprezentowała Ślęzę. To dla mnie impuls w dalszej karierze. Mam nadzieję, że podołam zadaniu i będziemy bić się o jak najwyższe cele – mówiła w czerwcu zeszłego roku Marciniak.

Dla 24-letniej skrzydłowej pierwszy sezon poza rodzinnym Poznaniem od samego początku był wyzwaniem. Mniej minut, mniej okazji do zdobywania punktów, inne obowiązki na parkiecie. W okrojonym o niemal 10 minut w porównaniu do poprzedniego sezonu czasie gry Marciniak rozegrała kilka spotkań potwierdzających jej spore umiejętności.

Tak się złożyło, że jej oficjalny debiut w żółto-czerwonych barwach przypadł na spotkanie z jej byłym klubem i to w byłej hali. Daria pojawiła się na parkiecie po sześciu minutach od rozpoczęcia spotkania z Eneą AZS-em Poznań i zaledwie 120 sekund zajęło jej wpisanie się do protokołu meczowego za sprawą przechwytu. Choć głównie przyszło jej mierzyć się z kilkanaście centymetrów wyższą i zdecydowanie silniejszą Khaalią Hillsman, Marciniak parę razy uradowała siedzącą na trybunach poznańskiej hali rodzinę, kończąc swoje pierwsze ligowe spotkanie w Ślęzie z 4 punktami, 3 zbiórkami, 2 asystami i 2 przechwytami. Warto dodać, że w wygranej 91:50 Ślęza z Darią na parkiecie była aż o 26 punktów lepsza od koszykarek z Poznania (trzeci wynik w drużynie).

W następnym meczu, przeciwko Sunreef Yachts Politechnice Gdańskiej reprezentantka Polski nie zwolniła tempa i do czterech punktów dołożyła sześć zbiórek oraz asystę. Podkoszowa Ślęzy nie zawiodła także w pierwszym poważnym teście Ślęzy Wrocław. Gdy wrocławianki pojechały do Gdyni na starcie z Arką, Marciniak rozegrała 17 minut, w których zdobyła osiem punktów i zebrała sześć piłek. Trafiła także trzy z pięciu osobistych, dwa z nich przy wyniku 64:69 gdy podopieczne Arkadiusza Rusina potrzebowały każdego punktu. To był bardzo udany występ zawodniczki 1KS-u.

Przez problemy zdrowotne Cierry Burdick w meczu z PGE MKK Siedlce Daria zaliczyła pierwszy i, jak dotąd, jedyny występ w wyjściowej piątce Ślęzy Wrocław. Można jednak rozpatrywać ten występ jako niewykorzystaną szansę – przez pierwsze 6,5 minuty podkoszowa Ślęzy nie zebrała ani jednej piłki i nie zdobyła ani jednego punktu, ostatecznie ustępując miejsca Burdick. Reprezentantka Polski powróciła na parkiet w trzeciej kwarcie notując zbiórkę i niecelny rzut – pudło spod kosza okazało się biletem na ławkę rezerwowych, na której Marciniak przyszło zostać do końca spotkania.

Ten mecz zahamował solidny start skrzydłowej 1KS-u. W pierwszych pięciu spotkaniach zagrała 80 minut, w kolejnych siedmiu zaledwie 55 – w międzyczasie zaliczyła DNP, choćby przez chwilę nie pojawiając się na parkiecie przeciwko zorientowanemu na strefę podkoszową Artego Bydgoszcz. Dzięki nieco łatwiejszemu terminarzowi w styczniu i lutym Daria miała więcej szans, żeby pokazać swoje umiejętności i ponownie parę razy zaprezentowała się z dobrej strony. W drugim meczu z Eneą AZS-em Poznań zaliczyła sześć punktów, trzy zbiórki i blok. Trzy tygodnie później w Lublinie osiem oczek, sześć desek i dwa przechwyty. Rewanż z PGE MKK Siedlce to dwa punkty, siedem zbiórek, cztery asysty i ponownie dwa przechwyty. Tę serię występów Marciniak zakończyła meczem z Ostrovią Ostrów Wlkp., w którym zabrakło jej dwóch punktów do pierwszego w barwach Ślęzy double-double. Ostatecznie stanęło na ośmiu punktach i dziesięciu zbiórkach.

Środowa wygrana z Ostrovią nie spowodowała jednak, że trener Rusin dał swojej skrzydłowej szansę na parkiecie w Gorzowie, gdzie drugi raz w sezonie przy jej nazwisku trzeba było napisać DNP. Końcówka sezonu to jedynie pięć punktów z Widzewem – w pozostałych czterech meczach poza zbiórkami i faulami praktycznie same zera.

Play-offy

Ćwierćfinały rozpoczęły się dla Darii Marciniak od 34 sekund przeciwko Artego Bydgoszcz. Ale drugie spotkanie to już zupełnie inna historia. Problemy z faulami miała Taisiia Udodenko. Kiepsko zaprezentowała się Lea Miletić. Po zagraniu rywalki parkiet z rozciętą powieką musiała opuścić Agata Dobrowolska. Do gry w roli partnerki Cierra Burdick musiała wejść Marciniak. I było to wejście smoka, bo trzeba sobie powiedzieć otwarcie – Elina Dikeoulakou rzuciła wtedy 21 punktów, ale bez 12 oczek i dwóch bloków podkoszowej reprezentacji Polski Ślęza wyjechałaby z Bydgoszczy ze zwycięstwem i porażką. Darii nie zadrżała ręka przy niezwykle ważnych trójkach, a dwie czapy od 24-letniej zawodniczki 1KS-u dostała Ziomara Morrison. Silna skrzydłowa żółto-czerwonych pokazała moc.


Ten jeden występ sprawił, że Daria na zawsze zapisała się w play-offowej historii Ślęzy. Serię z Artego dokończyła bez punktów, otwarcie półfinałów z InvestInTheWest Eneą AZS-em-AJP Gorzów Wlkp. to 3,5 minuty w pierwszym meczu i DNP w drugim. Do wygranej w trzecim spotkaniu Marciniak dołożyła dwa punkty, trzy zbiórki oraz blok. Ostatnie starcie 1/2 finału to cztery punkty i pięć zbiórek, a także przechwyt i blok w 15 minut. Energia podkoszowej reprezentacji Polski nie wystarczyła jednak do odmienienia losów tej rywalizacji. Pierwsze spotkanie o brąz to solidny występ i dobre 13 minut z ławki rezerwowych. W drugim meczu mimo zerowego dorobku punktowego to +7 w drodze po wygraną. Wejście na parkiet w decydującym starciu uniemożliwił fatalny początek w wykonaniu koleżanek. Trener Rusin przy próbie comebacku zdecydował się postawić na inne zawodniczki, więc zapisano Marciniak czwarte w sezonie DNP.

Po pierwszym sezonie w zespole walczącym o medale może być tylko lepiej. Daria Marciniak pokazała w kilku spotkaniach, że jest w stanie być solidną opcją w ataku i ważną częścią defensywy. Dzięki doświadczeniu zdobytemu w tegorocznych rozgrywkach po skrzydłowej Ślęzy i reprezentacji Polski można spodziewać się wyłącznie progresu.

W liczbach

Wszystkie statystyki w pierwszej rubryce podano łącznie/średnio.

Minuty: 345:38/11:08. Punkty: 78/2,5. Zbiórki: 88/3,8. Asysty: 13/0,4. Faule: 32/1. Faule wywalczone: 13/0,4. Straty: 19/0,6. Przechwyty: 12/0,4. Bloki: 7/0,2. Bloki otrzymane: 6/0,2. EVAL: 123/4. +/-: 46/1,5.

Skuteczność: za 2 punkty – 44,8%, za 3 – 21,4%, za 1 – 72,7.

Najlepszy miesiąc: luty (4 mecze) – średnio 4,5 punktu, 5,8 zbiórki, 1,8 asysty, 1 blok, EVAL 10, +/- 10,5.

Najlepszy mecz: 3 kwietnia z Artego Bydgoszcz – 12 punktów (2/3 za 3), 2 zbiórki, 2 bloki, EVAL 13, +/- 13.

Koszmarny początek przekreślił szanse Ślęzy na kolejny brąz

W decydującym o brązowym medalu Energa Basket Ligi Kobiet meczu Ślęza Wrocław przegrała z Arką Gdynia 60:65 i to gdynianki cieszyły się z zajęcia miejsca na ligowym podium.

Już pierwsza akcja w wykonaniu Ślęzy Wrocław zwiastowała wyboisty początek. Wrocławianki wygrały rzut sędziowski, ale 24 sekundy później nie były w stanie oddać rzutu i popełniły stratę. Wymiana punktów pomiędzy Sonją Greinacher i Cierrą Burdick był zaledwie przebłyskiem. Chwilę potem Elina Dikeoulakou podała piłkę w ręce Greinacher, a po drugiej stronie parkietu Nia Coffey trafiła za trzy. Dwie kolejne akcje koszykarek 1KS-u to dwie straty. Podopieczne Arkadiusza Rusina forsowały swoje akcje, podejmowały błędne decyzje, miały w głowie rozwiązania, które w praktyce nie miały racji bytu ze względu na ustawienie przeciwniczek.

A Arka miała rytm, kontrolowała grę i wszystko przychodziło gdyniankom z łatwością. Niemoc wrocławianek napędzała ofensywę zawodniczek znad morza, a te bez większych problemów poprawiały swój dorobek. Żółto-czerwone, gdy akurat nie popełniały strat, próbowały przełamywać się kolejnymi rzutami za trzy punkty z trudnych pozycji. Wejście pod kosz Barbory Balintovej, które było trzecim z rzędu lay-upem po stronie Arki wreszcie sprawiło, że trener Rusin poprosił o czas. Przy stanie 12:2 defensywa wrocławianek zaczęła funkcjonować nieco lepiej, ale w ataku nadal nie wychodziło absolutnie nic. Pomysły koszykarek Ślęzy na konstruowanie akcji były dla rywalek otwartą księgą, co kończyło się przechwytami i dobrze bronionymi rzutami z trudnych pozycji. Arka dołożyła jeszcze pięć oczek za sprawą Sonji Greinacher i gdynianki prowadziły 17:2. Przełamanie w końcu, po ponad pięciu minutach, dała trzypunktowym trafieniem Sydney Colson. To jednak nie zmieniło obrazu pierwszej kwarty, która wciąż toczyła się pod dyktando gospodyń. Dwa punkty Anny Makurat i trójka Aldony Morawiec w ostatniej minucie podwyższyły prowadzenie Arki do rozmiarów 24:9.

Druga część spotkania rozpoczęlą się od szybkich pięciu punktów gdynianek przedzielonych stratą Taisii Udodenko. Sydney Colson trafiła na 11:29, a na punkty Nii Coffey zdobyte po tym, jak amerykańska skrzydłowa zebrała swoje własne pudło trzeba było czekać dwie minuty. Wrocławianki nadal nie potrafiły zorganizować swojej ofensywy na tyle dobrze, żeby regularnie zdobywać punkty. Nie pomagały kolejne przerwy na żądanie, o które prosił trner Arkadiusz Rusin i po koszu Balintovej na sześć minut przed przerwą Arka prowadziła 33:11.

W następnej akcji trafienie zanotowała Marissa Kastanek, ale choć defensywa Ślęzy zaczęła funkcjonować na niezłym poziomie, do odrabiania strat potrzebny był jeszcze przynajmniej przyzwoity atak. To przez długi czas nie miało miejsca – kolejne pudła uniemożliwiały wrocławiankom nawiązanie walki. Dopiero dwie minuty przed końcem pierwszej połowy sygnał do ataku dała Elina Dikeoulakou zdobywając punkty lay-upem. Ofensywa Arki zatrzymała się w miejscu, więc po trafieniu łotewskiej rozgrywającej 1KS-u trener Gundars Vetra poprosił o czas. Jego konsekwencją były… dwa kolejne przechwyty wrocławianek zakończone odpowiednio przez Cierrę Burdick oraz Sydney Colson. Ślęza zmniejszyła straty do wyniku 20:35, więc Vetra znowu musiał zaprosić swoje podopieczne na rozmowę. Tym razem krótka pogadanka nie wpłynęła pozytywnie na poczynania ofensywne Arki, ale przynajmniej zatrzymała serię punktową Ślęzy. Dwa ostatnie punkty pierwszej połowy zdobyła Balintova z linii rzutów osobistych i do przerwy było 37:20 dla Arki.

Wrocławianki po przerwie musiały natychmiast zabrać się za odrabianie strat, ale pierwsze punkty po wznowieniu gry zdobył zespół z Gdyni i stało się to dopiero po dwóch minutach. Anna Makurat dołożyła oczko z linii rzutów osobistych na 38:20. W następnej akcji Sydney Colson trafiła z półdystansu, na co odpowiedziała Emma Cannon skutecznie przebijając się pod koszem. Kolejne punkty dla Ślęzy ponownie zdobyła amerykańska rozgrywająca, tym razem z linii rzutów osobistych. W następnej akcji Colson zebrała rzut Cannon i zbudowała akcję zakończoną trójką Taisii Udodenko. Posiadanie Arki zakończyło się przechwytem Colson, która po chwili znalazła w kontrze Elinę Dikeoulakou, a ta trafiła na 29:40. Trener Vetra musiał poprosić o czas, bo Ślęza zaczęła odzyskiwać wiarę w odwrócenie losów spotkania.

Po time-oucie Nia Coffey popełniła stratę podając w aut, a po drugiej stronie parkietu pod kosz skutecznie weszła Lea Miletic. Ślęza postawiła się w obronie, regularnie powstrzymując rywalki przed poprawianiem swojego dorobku punktowego, a po faulu Balintovej na Colson rozgrywająca 1KS-u wykorzystała rzut osobisty zmniejszając straty do ośmiu oczek. W zaledwie trzy minuty odrobiły dziewięć punktów, czym zdecydowanie wstrząsnęły grającą na luzie Arką. Niestety dla wrocławianek, zabrakło dołożenia jeszcze kilku punktów, żeby zrobiło się prawdziwie nerwowo. Gdynianki w końcu wybudziły się z letargu dzięki punktom Balintovej i Nii Coffey. Przed końcem pierwszej kwarty dwa oczka z linii rzutów osobistych dołożyła Sydney Colson, a po przewinieniu technicznym odgwizdanym przeciwko Cannon Dikeoulakou trafiła na 35:44. Ostatni rzut trzeciej kwarty należał, oczywiście, do Balintovej, która weszła pod kosz na sekundy przed zakończeniem tej części spotkania.

Decydujące rozdanie rozpoczęło się od bardzo trudnego, ale skutecznego rzutu Anny Makurat na 48:35. Ślęza przez pierwsze minuty nie była w stanie zbić prowadzenia Arki poniżej dziewięciu punktów – gdynianki miały kontrolę nad wydarzeniami głównie za sprawą Balintovej, która raz po raz wchodziła pod kosz z prawej strony, na co defensywa żółto-czerwonych nie miała żadnej recepty. Wraz z upływającym czasem szanse wrocławianek na odrobienie strat malały, więc trzeba było zabrać się do pracy. Po nietypowym połączeniu rzutu osobistego Barbory Balintovej i trafieniu Emmy Cannon, które były efektem faulu technicznego przeciwko Elinie Dikeoulakou Arka prowadziła 55:43. Ślęza odpowiedziała najlepiej jak mogła – trójką Kastanek i lay-upem Burdick po stracie Balintovej. Trener Vetra natychmiast zainterweniował biorąc czas, po którym Emma Cannon rozegrała pick and roll z Balintovą i skończyła go lay-upem pomimo faulu Taisii Udodenko.

Ukrainka zebrała niecelny rzut osobisty i poszła pod drugi kosz, gdzie wykorzystała podanie Marissy Kastanek i było 57:50. W następnej akcji środkowa Ślęzy przeczytała podanie Coffey i sama zakończyła kontratak, zmniejszając straty o kolejne dwa oczka. To był idealny moment na zwieńczenie comebacku, ale najpierw spudłowała Kastanek, a potem Burdick, a w konsekwencji swoją firmową akcję wykończyła Balintova i zamiast 57:54 czy nawet 57:56 mieliśmy 59:52 dla Arki. Słowacka rozgrywająca w kolejnym posiadaniu została sfaulowana przez Karinę Szybałę i wykorzystała jeden z dwóch osobistych na 60:52. Ślęzie zostały niecałe trzy minuty i sytuacja ponownie była niezwykle trudna. Nia Coffey zablokowała trzypunktową próbę Dikeoulakou, a w kolejnej akcji Cierra Burdick podała w aut. Na nic zdawały się kolejne dobre zachowania w obronie, bo po drugiej stronie parkietu rzuty przestały wpadać.

Na minutę przed końcem Lea Miletić wykorzystała lay-up na 54:61, więc trener Vetra poprosił o czas. Arka wykorzystała niemal całe 24 sekundy, ale choć Anna Makurat spudłowała lay-up, to piłkę zebrała Cannon i gdynianki miały kolejne 14 cennych sekund, których i tym razem nie zamieniła na punkty. Po zbiórce Cierry Burdick Karina Szybała została sfaulowana i trafiła pierwszy osobisty, drugi skutecznie i celowo pudłując. Taisiia Udodenko zebrała piłkę i dostarczyła ją Burdick, która nie pomyliła się spod kosza, trafiając na 57:61. Wrocławianki musiały uciekać się do fauli – piłka trafiła w ręce Balintovej, która po przewinieniu Burdick nie pomyliła się z linii rzutów osobistych. Trener Rusin poprosił o czas i rozrysował akcję dla Marissy Kastanek, która przymierzyła za 3 na 60:63. Na 11 sekund przed końcem meczu znowu na linii stanęła Balintova i znowu trafiła obie próby. Przy stanie 65:60 Ślęza potrzebowała cudu, zwłaszcza że nie mogła przenieść piłki na połowę rywala. Oddanie rzutu zajęło wrocławiankom sześć sekund, ale próba Kastanek tym razem chybiła celu. W Gdyni rozpoczęło się świętowanie pierwszego od 2010 roku medalu.

Ślęza z kolei nie stanęła na ligowym podium pierwszy raz od powrotu do Energa Basket Ligi Kobiet – trzy kolejne sezony wieńczyły się świętowaniem brązowego, złotego i ponownie brązowego medalu. Z perspektywy całego sezonu awans wrocławianek do strefy medalowej jest jednak wielkim sukcesem i choć dla sportowców czwarte miejsce to najgorsza możliwa lokata, podopieczne Arkadiusza Rusina mają prawo być bardzo zadowolone z osiągniętego rezultatu. Gdyby nie kolejny fatalny początek spotkania, być może to Ślęza cieszyłaby się w poniedziałkowy wieczór z kolejnego medalu. Stało się jednak inaczej i szaleńczy pościg z 22 punktów deficytu zatrzymał się w najlepszym momencie na trzech oczkach.

Arka Gdynia – Ślęza Wrocław 65:60 (24:9, 13:11, 9:15, 19:25).
Arka: Balintova 26, Coffey 12, Makurat 9, Greinacher 7, Cannon 6, Morawiec 5, Jurcenkova 0, Stelmach 0, Baltkojiene 0, Podgórna DNP, Rembiszewska DNP.
Ślęza: Colson 18, Burdick 12, Udodenko 10, Kastanek 8, Miletic 6, Dikeoulakou 5, Szybała 1, Dobrowolska 0, Palenikova 0, Marciniak DNP, Kaczmarska DNP.

Ostatni mecz sezonu Ślęzy Wrocław – zwycięzca zdobywa brązowy medal

W poniedziałek o godz. 17.10 w Gdyni odbędzie się trzeci i ostatni mecz rywalizacji o brązowy medal Energa Basket Ligi Kobiet pomiędzy Arką Gdynia i Ślęzą Wrocław. Drużyna, która wygra to spotkanie, będzie mogła świętować zajęcie miejsca na ligowym podium.

Ponieważ znamy już mistrza Polski, którym została drużyna CCC Polkowice, poniedziałkowe starcie pomiędzy Arką i Ślęzą będzie również ostatnim meczem sezonu 2018/19. Przed tym spotkaniem na dobrą sprawę wiadomo, że nic nie wiadomo. W obu poprzednich meczach zarówno gdynianki, jak i koszykarki z Wrocławia pokazały zarówno to, co mają najlepszego, jak i swoje mankamenty. W pierwszym spotkaniu wyraźnie przeważała Arka, w drugim Ślęza. Teoretycznie inicjatywa jest po stronie zespołu prowadzonego przez Arkadiusza Rusina, bowiem wrocławianki odpowiedziały na to, co ich rywalki miały do zaoferowania i sięgnęły po wygraną w piątkowym meczu numer dwa. Teraz to sztab szkoleniowy zawodniczek znad morza na czele z trenerem Gundarsem Vetrą musi się głowić nad tym, jak skontrować styl gry narzucony przez Ślęzę w hali wrocławskiej AWF. No i przede wszystkim – jak zatrzymać Elinę Dikeoulakou?

Łotyszka poprowadziła 1KS do piątkowego triumfu rzucając aż 26 punktów, z czego 14 zdobyła w trzeciej kwarcie spotkania. Dikeoulakou, która parę dni temu obchodziła swoje 30 urodziny, w tej odsłonie meczu własnymi siłami pokonała Arkę, ponieważ gdynianki zdobyły w tej części zaledwie 11 oczek. Jeśli rozgrywająca Ślęzy zapakowała swój celownik nad morze, to defensywa koszykarek z Gdyni stoi przed sporym wyzwaniem. Po drugiej stronie parkietu Arka chcąc zdobyć swój pierwszy medal od 2010 roku musi poradzić sobie z fizyczną obroną żółto-czerwonych. Podopieczne Arkadiusza Rusina nie bały się kontaktu z wysokimi zawodniczkami rywala, często stosowały podwojenia i swoją agresywnością wytrącały przeciwniczki z rytmu ofensywnego.

– – Fizyczność, którą zaprezentowałyśmy w meczu u siebie będzie kluczem do zwycięstwa także w Gdyni. Musimy zacząć walkę od samego początku, bo to pozwoli nam zbudować cały mecz. W trakcie drugiego spotkania nie dotarło do mnie to, że tak wysoko przegrywałyśmy w trakcie pierwszej kwarty. Dopiero oglądając ten mecz na video sobie to uświadomiłam. Nie spanikowałyśmy, byłyśmy w stanie przetrwać te ataki i wrócić do spotkania, grałyśmy solidnie w obronie – to była największa różnica pomiędzy oboma starciami. W Gdyni przegrywając wysoko nie byłyśmy w stanie zatrzymać rywalek i sprawy szybko wymknęły się spod kontroli. Jeśli nie idzie nam w ataku, to musimy zacieśnić szyki pod własnym koszem – powiedziała kapitan zespołu Marissa Kastanek.

Oba zespoły dzieli bardzo niewiele i o zwycięstwie mogą zadecydować detale. W żadnym wypadku niewykluczona jest powtórka ze spotkań Ślęzy i Arki rozegranych w sezonie zasadniczym. Stały one na niezwykle wysokim poziomie, do samego końca trudno było wyłonić zwycięzcę. Choć dwukrotnie triumfowały wrocławianki, to w innym dniu lepsza mogła być drużyna znad morza. Ponownie różnica punktowa po 40 (a może i więcej) minutach może być minimalna. Zwłaszcza, że w ostatnim meczu sezonu pomimo sporego zmęczenia nikt nie będzie odpuszczać.

– Myślę, że nasze drużyny są na tym samym poziomie. W sezonie zasadniczym najpierw potrzebowałyśmy dwóch dogrywek, a u siebie wygrałyśmy dwoma punktami. Teraz one pokonały nas wysoko i my je także. Zdecydowanie decydujące będzie to, kto zagra z większym zaangażowaniem, determinacją, pasją. Kto wyjdzie i zaprezentuje się lepiej w obronie. Na tym etapie sezonu zdobywanie punktów nie przychodzi łatwo, mamy bardzo ciężkie nogi, praktycznie każda z nas zmaga się z drobnymi urazami. Musimy grać jako jedność i ufać sobie nawzajem. Nie wygramy meczu w pierwszej minucie, więc trzeba zachować koncentrację przez całe spotkanie i traktować każde kolejne posiadanie jako najważniejsze w meczu – podkreślała Kastanek.

Koszykarki Ślęzy stoją przed szansą zdobycia czwartego medalu mistrzostw Polski w ciągu czterech sezonów. Już awans do półfinałów był sukcesem drużyny prowadzonej przez Arkadiusza Rusina, ale na ostatniej prostej nie sposób mieć innych oczekiwań niż kolejny krążek do kolekcji. Świętowanie będzie wymagało niezwykle ciężkiej pracy.

– Po meczu z Gorzowem byłyśmy trochę przybite i to było widać po nas w Gdyni. Zachowałyśmy jednak pozytywne nastawienie, wciąż byłyśmy drużyną. Wiemy, że jesteśmy w stanie wygrać to spotkanie i nastroje w zespole są bardzo dobre. Trener powiedział, że w nas wierzy i wie, że jeśli zagramy tak, jak u siebie to mamy szansę na wygraną. Nie możemy wyjść rozluźnione, wręcz przeciwnie – trzeba od początku nastawić się na walkę i grę z zaangażowaniem – kończy rzucająca Ślęzy.

Początek spotkania Arka Gdynia – Ślęza Wrocław w poniedziałek o godz. 17.10. Transmisję z tego spotkania przeprowadzi telewizja Sportklub.