„Wygrywanie po dwóch dogrywkach daje wiarę zawodniczkom”

– Pokazałyśmy że potrafimy się podnieść i odwrócić losy spotkania, a potem utrzymać prowadzenie – powiedziała po wygranym 98:91 meczu z Arką Gdynia rozgrywająca Ślęzy Wrocław Sydney Colson. Komentarza po hicie 5. kolejki Energa Basket Ligi Kobiet udzielił także trener Ślęzy Wrocław Arkadiusz Rusin. 

Arkadiusz Rusin: Myślę, że mamy powody do zadowolenia. Przede wszystkim Arka to w tej chwili jeden z mocniejszych zespółów w lidze. Zwycięstwa z InvestInTheWest Gorzowem Wlkp. i Wisłą CanPack Kraków to potwierdziły. Nie jechaliśmy do Gdyni w roli faworyta, ale mieliśmy swój plan i staraliśmy się go realizować. Defensywa zawodziła na początku, ale potem odnaleźliśmy swój rytm grania i okazało się że trzeba dłużej pograć. Wygrywanie po dwóch dogrywkach to ważny aspekt, bo cementuje to zespół, daje wiarę zawodniczkom i potwierdza to, że pracujemy i robimy postępy.

Graliśmy wąsko, bo zagrało tylko osiem zawodniczek. Gdyby Terezia Palenikova albo Sydney Colson trafiły osobiste w pierwszej dogrywce, nie byłoby drugiej, ale nie ułożymy sobie scenariusza, który piszą wydarzenia na boisku. Było o tyle dobrze, że we wszystkich trzech końcówkach mieliśmy piłkę w rękach. W dwóch pierwszych czegoś zabrakło, ale nie ma co tego roztrząsać.

Chcieliśmy ograniczyć grę Misiek i Allen na post-upie i w jakiejś części się to udało. Allen trafiała głównie z dystansu. Co do Cannon, to dobrze weszła w mecz i była bardzo skuteczna, zarówno na dystansie, jak i na półdystansie. Nie było nastawienia, że którąś z zawodniczek otworzymy, a którąś będziemy starali się zatrzymać bardziej. Wszystkiego nie da się wybronić, a my chcieliśmy bardziej realizować swój plan na to spotkanie.

Na pewno nie patrzymy dalekosiężnie. Dziewczyny po dwóch dogrywkach dostały więcej wolnego, ale od środy przygotowujemy się na mecz z Siedlcami. Musimy zachować koncentrację, bo zazwyczaj po takich meczach niektóre zawodniczki albo cały zespół uważają, że wszystko jest im niestraszne, a to nieprawda. Przed nami, zanim nastąpi przerwa na kadrę, dwa niezmiernie istotne spotkania. W sobotę z Siedlcami mamy okazję zaprezentować się przed naszą publicznością i mam nadzieję, że ta prezentacja będzie lepsza niż z Lublinem i że przez cały mecz zachowamy koncentrację.

Sydney Colson: To naprawdę ważne zwycięstwo na wyjeździe, dodatkowo odniesione po podwójnej dogrywce. Udowodniłyśmy, że potrafimy walczyć przez 50 minut i wyjść z tej batalii zwycięsko. Wiadomo, że miałyśmy w trakcie spotkania lepsze i gorsze momenty, że nie wszystko nam wychodziło, ale jesteśmy bardzo zadowolone z rezultatu. Zaprezentowałyśmy ogromną determinację i wolę walki, pokazałyśmy że potrafimy się podnieść i odwrócić losy spotkania, a potem utrzymać prowadzenie. Przez to, że rozegrałyśmy dwie dogrywki, w danym momencie inna zawodniczka musiała wziąć na siebie odpowiedzialność za zdobywanie punktów i to z pewnością zbudowało naszą pewność siebie i zaufanie wewnątrz drużyny.

Wiedziałyśmy, podchodząc do tego spotkania, że istotna będzie gra w obronie, szybki atak i wymuszanie fauli. W defensywie popełniałyśmy błędy w rotacji, potem zmieniłyśmy schemat i udało nam się odnaleźć odpowiedni rytm. Cieszę się, że oddałyśmy aż tyle rzutów osobistych i że wpadły naprawdę kluczowe rzuty w ważnych momentach spotkania. Myślę, że dobre strony zbalansowały nasze pomyłki i to wystarczyło do zwycięstwa.

Wiadomo, że Emma zawsze rzuci swoje, ale rzuty, na które jej pozwalałyśmy wcale nie były takie łatwe. Czasami bywa tak, że niezależnie od tego, co zrobisz w obronie, twój rywal będzie w stanie trafiać i trafiać. Nie mogłyśmy pozwolić na punktowanie innym zawodniczkom, a na pewno nie może się powtórzyć sytuacja, w której koszykarka rywali zdobywa ponad 30 punktów. To drugi mecz z rzędu i coś, czego musimy się wystrzegać.