„W play-offach będziemy groźni dla każdego”

Prezentujemy zapis konferencji prasowej po meczu Ślęza Wrocław – PolskaStrefaInwestycji Enea Gorzów Wlkp., w którym wrocławianki przegrały 65:75.

Dariusz Maciejewski (Enea Gorzów Wlkp.): Niezmiernie się cieszę, bo to było dla nas bardzo ważne zwycięstwo. Wygrać we Wrocławiu to duża sztuka. Przyjechaliśmy przede wszystkim wygrać, a gdy pojawiła się szansa na zwycięstwo więcej niż ośmioma punktami, bo tyloma przegraliśmy u siebie, to trzeba było to wykorzystać. Te punkty może będą się liczyć, może nie, ale dobrze jest mieć dodatkowe oczko w zapasie. Co do meczu, z pierwszej połowy bardzo jestem niezadowolony, bo popełniliśmy dużo prostych strat, które napędziły przeciwnika. Odskoczyły nam na dziesięć punktów i całe szczęście, że jeszcze w tej kwarcie odrobiliśmy te straty. Następna kwarta wyrównana, fizyczna, gdzie trzeba było wszystko rozstrzygać w ostatnich fragmentach akcji. Ostatnia odsłona, szczególnie końcówka, perfekcyjna w naszym wykonaniu. Swoją mądrość pokazała Jasmine Thomas, konsekwentnie realizowaliśmy założenia taktyczne, stawiając tylko na dwie sprawdzone rzeczy i to przynosiło efekt. Przy dużej zmienności defensywy Ślęzy mieliśmy duże problemy, zwłaszcza w pierwszej połowie, z doborem odpowiednich rozwiązań i stąd wzięły się straty. Później zaczęliśmy grać mądrzej i bardziej konsekwentnie.

Cieszę się, bo ten mecz w Gdyni był dla nas bardzo trudny i wróciliśmy stamtąd bardzo poobijani. Cheridene Green miała nie grać ze względu na duże kłopoty z plecami – szacunek dla niej, że weszła i zrobiła swoje. Copper, tak jak Allen ostatnio w Gdyni, dostała wolne. Potrzebujemy ją w każdym meczu, ale do play-offów jest jeszcze trochę czasu. Nie możemy jej zaleczyć, musimy ją wyleczyć w pełni, bo tylko wtedy przy takiej grze jaką preferuje będzie gotowa do walki. Laura też zagrała świetnie, zwłaszcza w drugiej połowie, bo w pierwszej powinna dostać parę razy po uszach za straty, ale już druga część była naprawdę bardzo dobra.

Laura Juskaite (Enea Gorzów Wlkp.): Tak jak powiedział trener, w pierwszej połowie popełniłam sporo głupich błędów i dlatego straciliśmy kilka łatwych punktów. W drugiej części ustabilizowaliśmy naszą grę, zaczęłyśmy podejmować dobre decyzje w ataku, wiedziałyśmy, co należy robić i zaczęłyśmy lepiej grać. To był klucz do zwycięstwa. Nie mamy szerokiej rotacji, może byłyśmy nieco zmęczone po trudnym meczu w Gdyni, ale to oczywiście nie jest wymówka. Gratulacje dla mojego zespołu.

Arkadiusz Rusin: Gratuluję zespołowi z Gorzowa. Troszeczkę nam ten mecz uciekł, szczególnie w końcówce pierwszej połowy, kiedy zbudowaliśmy dziesięć punktów przewagi i roztrwoniliśmy to w niecałe dwie minuty. Na pewno łatwiej schodziło się do szatni rywalkom, jeszcze zaczęły bodajże 7:0 trzecią kwartę. Ten przełom połów to 17:0 i to podobna sytuacja do meczu z Artego, kiedy też przegraliśmy fragment bodajże 4:27. Nie da się z klasowymi zespołami nawiązywać równej walki, kiedy takie przestoje się zdarzają. Okej, później wróciliśmy do meczu, trzecia kwarta, tak jak powiedział Darek, była kosz za kosz i wyrównana. Ale jak mówiłem dziewczynom w szatni – zbudowanie takiej przewagi z takim rywalem to duży wysiłek, pokazanie pewnych rzeczy w defensywie i nie można tego roztrwonić trzema głupimi błędami, brakiem powrotu do obrony czy zastawienia. Bronimy strefą, otwieramy Laurę – kogoś trzeba otworzyć, ale zatrzymajmy tego gracza, który jest w świetnej formie w danym dniu, zaryzykujmy, dajmy piłkę do rogu i niech rzuca kto inny. To są takie błędy, które nie powinny nam się przydarzać, a się zdarzają. Generalnie nie jestem bardzo zły za ten mecz, bo od początku roku graliśmy gorsze zawody. Myślę, że przyjście Butulji do naszego zespołu pomoże nam szczególnie w ofensywie. Caldwell to też inna zawodniczka, niż miesiąc temu. Mamy miesiąc czasu na przygotowanie pewnych rzeczy do play-offów. Wierzę w to, że mój zespół będzie w nich groźny dla każdego.

Chciałbym uspokoić wszystkich kibiców, Jovanović wraca do zdrowia, w przyszłym tygodniu wraca do treningów i będzie gotowa do gry. Nie było żadnej wymiany Jovanović za Butulję, Neca dalej jest w naszym zespole i wróci do nas po wyleczeniu urazu.

Agata Dobrowolska: Również gratuluję zespołowi z Gorzowa. Całkowicie zgadzam się z trenerem – przestój na przełomie drugiej i trzeciej kwarty kosztował nas zwycięstwo. Mimo to walczyłyśmy do końca i niestety troszkę zabrakło. Cieszy, że się nie poddawałyśmy. Myślę, że dużo dzisiaj straciłyśmy na tablicach, zbiórki rywal wygrał zdecydowanie, a punkty drugiej szansy na pewno im pomogły.

Laura Juskaite poprowadziła Gorzów do zwycięstwa nad Ślęzą

Po emocjonującym i zaciętym meczu Ślęza Wrocław przegrała z PolskąStrefąInwestycji Eneą Gorzów Wlkp. 65:75, a końcowy wynik zdecydowanie nie oddaje przebiegu spotkania.

Oba zespoły zaczęły dość nerwowo, w pierwszych trzech minutach nie brakowało indywidualnych błędów, złych decyzji i niecelnych rzutów. Nieco lepiej wystartowały gorzowianki, które za sprawą czterech oczek Cheridene Green oraz dwóch punktów Annymarii Prezelj wyszły na prowadzenie 6:2. Po celnym rzucie Green trafiła Cierra Burdick, ale już w następnej akcji z dystansu przymierzyła Agnieszka Kaczmarczyk, a zaraz po niej bez większego problemu pod kosz przebiła się Laura Juskaite i goście prowadzili już 11:4. Gdy reprezentantka Litwy dołożyła kolejne trzy oczka, trener Arkadiusz Rusin musiał poprosić o czas, chcąc odzyskać kontrolę nad spotkaniem.

Po wznowieniu gry dwa punkty z linii rzutów osobistych zdobyła Cierra Burdick, a w kolejnej akcji Agata Dobrowolska dograła piłkę do Talii Caldwell, która nie miała problemu ze zdobyciem kolejnych oczek. Na następne punkty kibicom przyszło czekać niemal dwie minuty. W ciągu 120 sekund niemocy ofensywnej znów pojawiły się straty i niecelne rzuty, żadna z zawodniczek nie potrafiła zmienić wyniku. Udało się to dopiero debiutującej w żółto-czerwonych barwach Dajanie Butuliji, która pomimo faulu Katarzyny Dźwigalskiej zdołała umieścić piłkę w koszu, dokładając trzeci punkt z linii rzutów osobistych.

Po tym, jak Burdick zdobyła oczko po rzucie wolnym będącym konsekwencją przewinienia Juskaite, Ślęza zmniejszyła straty do zaledwie dwóch punktów. I choć Prezelj trafiła na 16:12, to w końcówce pierwszej kwarty inicjatywa należała do wrocławianek. Wrocławskiej publiczności udanie zaprezentowała się Butulija, która odbyła z zespołem zaledwie trzy treningi. Reprezentantka Serbii odważnie przebijała się pod kosz i szukała pozycji do rzutów. Po jednej z takich akcji rzuciła na 14:16. Wydawało się, że takim wynikiem zakończy się pierwsza kwarta, ale w ostatnich sekundach Dominika Owczarzak znalazła Agatę Dobrowolską, a ta równo z syreną przymierzyła z dystansu na 17:16.

Druga odsłona rozpoczęła się od szybkich punktów Owczarzak, ale zamiast budować przewagę, Ślęza pozwoliła Juskaite wyrównać stan meczu rzutem z dystansu. W pierwszych czterech minutach były to jedyne dwa celne rzuty z gry, pozostałe dziesięć prób obu drużyn chybiło celu. Worek z punktami otworzył się za sprawą Butuliji, która skutecznie przebiła się pod kosz. Odpowiedź ze strony Gorzowa to udana akcja 2+1 w wykonaniu Agnieszki Kaczmarczyk. Po drugiej stronie parkietu z dystansu przymierzyła Butulija. Rywalki skontrowały layupem Juskaite, a trwającą niewiele ponad minutę wymianę ciosów zakończyła trójką Abigail Glomazic. Efektem tego fragmentu gry było wyjście Ślęzy na prowadzenie 27:24. Trener Dariusz Maciejewski najpierw chciał kontynuować grę, ale po faulu Cheridene Green na Talii Caldwell poprosił o czas.

Timeout przyniósł efekt odwrotny do zamierzonego przez opiekuna gorzowianek. Caldwell wykorzystała oba wolne, a po wznowieniu gry spod kosza Dominika Owczarzak zabrała piłkę Juskaite i trafiła za trzy. Gdy kolejne złe podanie litewskiej skrzydłowej Enei Gorzów Wlkp. padło łupem Owczarzak i zamieniło się w punkty Cierry Burdick, szkoleniowiec gości znowu wziął przerwę. Jego zespół w 50 sekund stracił siedem punktów, a Ślęza prowadziła już 34:24. Po drugim czasie dla trenera Maciejewskiego na parkiecie pojawiły się z powrotem Kaczmarczyk i Prezelj. Ta druga w dwóch kolejnych akcjach zdobyła pięć punktów, dając swoim koleżankom nadzieję na odrobienie strat jeszcze przed zejściem do szatni. Tym razem to trener Rusin poprosił o czas, ale nie przyniósł on poprawy gry jego podopiecznych. Wręcz przeciwnie – ku radości grupy kibiców z Gorzowa, po trójce Juskaite i dwóch punktach Prezelj rzeczywiście do przerwy był remis, 34:34.

Po przerwie gorzowianki zaczęły tak, jak skończyły drugą kwartę – polegając na umiejętnościach Prezelj i Juskaite. Ten duet zdobył pięć pierwszych punktów dla Enei, a serię 7:0 zwieńczyła Jasmine Thomas, dla której były to pierwsze punkty z gry w meczu. Zanim sprawy wymknęły się spod kontroli dwa oczka zdobyła Dominika Owczarzak, a chwilę potem na linii rzutów wolnych stanęła Burdick i nie pomyliła się w swoich dwóćh próbach. Pudła Cheridene Green i Thomas dały Ślęzie szansę na zmniejszenie strat do jednego punktu i udało się to za sprawą Talii Caldwell, która wykorzystała podanie od Dominiki Owczarzak żeby przebić się pod kosz. Passę wrocławianek przerwała Prezelj, a po punktach reprezentantki Słowenii obie drużyny przez kolejne dwie minuty łapały oddech, przez co kibice nie oglądali następnych trafień. Do punktowania wróciliśmy za sprawą Caldwell – amerykańska środkowa ponownie dostała piłkę od Owczarzak i ponownie dzięki swoim warunkom fizycznym weszła pod obręcz. Tym razem dodatkowo sfaulowała ją Dźwigalska i Caldwell przeprowadziła akcję 2+1 dającą Ślęzie remis.

Pół minuty później było już 45:43, bo złe podanie Prezelj po drugiej stronie parkietu na punkty zamieniła Abigail Glomazic. Zacięta walka o każdą piłkę trwała w najlepsze, żadna z drużyn nie zamierzała odpuszczać i co chwila zmieniało się prowadzenie. Gorzowianki dzięki celnemu osobistemu Thomas i udanej próbie z półdystansu przejęły inicjatywę, ale zaraz miała ją znów Ślęza, bo ponownie pod koszem najlepsza okazała się Caldwell, tym razem nabierając na przewinienie Cheridene Green. Środkowa 1KS-u trafiła osobisty na 48:46, lecz żółto-czerwone z prowadzenia mogły cieszyć się tylko dziesięć sekund, ponieważ w kolejnej akcji trafiła Prezelj. Z gry spudłowała Burdick, a po drugiej stronie parkietu kapitan Ślęzy sfaulowała Juskaite przy celnym rzucie za dwa. Litwinka zakończyła akcję 2+1 dając swojemu zespołowi przewagę 51:48, która błyskawicznie stopniała do jednego oczka za sprawą jeszcze jednej akcji 2+1. Tym razem to Litwinka broniąca barw Enei Gorzów przewiniła, a faulowana była Glomazic. Zanim można było odetchnąć, obie drużyny dołożyły jeszcze po dwa punkty. Najpierw zrobiła to Zhosselina Maiga, a następnie niemalże równo z syreną Abigail Glomazic.

Zapowiadało się na niezwykle zaciętą czwartą kwartę, ale nie takie plany miał zespół z Gorzowa, który potrzebował 2,5 minuty żeby zdobyć siedem punktów bez odpowiedzi gospodyń. Pięć z nich było autorstwa Maigi, to ona także rozpoczęła akcję zakończoną przez Prezelj. Po stronie Ślęzy w tym czasie zapisano dwie straty, faul Burdick i pudło Glomazic. Nic zatem dziwnego, że trener Rusin jeszcze przed drugim trafieniem rosyjskiej środkowej Enei poprosił o czas. Konto żółto-czerwonych w decydującej części spotkania otworzyła Talia Caldwell, jakżeby inaczej, akcją 2+1. Na 62:56 trafiła Juskaite, w kolejnej akcji trzy punkty zdobyła rozgrywająca dobre zawody Agata Dobrowolska, ale jej trójka została skontrowana celnym rzutem dystansowym przez fenomenalną Laurę Juskaite, która była absolutnie nie do zatrzymania przez defensywę Ślęzy.

Wrocławianki nawiązały kontakt na niewiele ponad cztery minuty przed końcem, gdy najpierw trafiła Glomazic, a następnie Magdalena Szajtauer. Po trafieniu reprezentantki Polski było tylko 65:63 dla gości, a półorej minuty później już zaledwie 66:65, bowiem Cheridene Green spudłowała jeden rzut osobisty, zaś Agata Dobrowolska skutecznie dobiła pudło Talii Caldwell. Problem Ślęzy pozostał jednak nierozwiązany – wrocławianki znowu zostały pokonane przez Juskaite, która ponownie nie pomyliła się z dystansu. Kolejne sekundy uciekały, a żółto-czerwone nie były w stanie zmniejszyć strat. Wręcz przeciwnie, przewaga gości rosła, choć gorzowianki systematycznie zostawiały punkty na linii rzutów osobistych. Gospodyniom nie udało się zrealizować akcji rozrysowanych podczas dwóch timeoutów przez trenera Rusina i po błędzie przekroczenia czasu akcji na 36 sekund przed końcem wszystko było jasne. Do ustalenia pozostała jeszcze różnica punktowa pomiędzy obiema drużynami. Zawodniczki Enei Gorzów Wlkp. grały do samego końca, poganianie przez trenera Maciejewskiego. Stawką było bowiem wygranie bezpośredniego pojedynku na małe punkty. W ostatniej akcji meczu za trzy próbowała trafić Juskaite, ale została sfaulowana przez Butuliję. Litwinka wieńcząc swój znakomity występ wykorzystała wszystkie trzy osobiste i gorzowianki wygrały dziesięcioma punktami – o dwa oczka więcej niż Ślęza w Gorzowie.

Po stronie gospodyń zabrakło niegroźnie kontuzjowanej Neveny Jovanović, po stronie gości odpoczywającej po czwartkowym meczu z Arką Kahleah Copper. W zespole Ślęzy nie pojawiła się jednak zawodniczka, która nadałaby ton grze reszty drużyny tak, jak zrobiła to Laura Juskaite. Litwinka trafiła pięć trójek w drodze po 32 punkty, do których dołożyła 11 zbiórek. Czternaście desek, w tym aż osiem na atakowanej tablicy miała Cheridene Green. Kolejne 13 dołożyła Agnieszka Kaczmarczyk. Ślęza nie zagrała złych zawodów, ale zabrakło punktów Cierry Burdick (2/11 z gry). Wrocławianki nie mogą co prawda być zadowolone z wyniku, ale ze swojej dyspozycji już tak. Przed Ślęzą teraz przygotowania do derbów z CCC Polkowice, które odbędą się w niedzielę, 23 lutego o godz. 19 w Polkowicach.

Ślęza Wrocław – PolskaStrefaInwestycji Gorzów Wielkopolski 65:75 (17:16, 17:18, 19:19, 12:22).
Ślęza: Caldwell 15, Glomazic 12, Butulija 10, Dobrowolska 10, Burdick 9, Owczarzak 7, Szajtauer 2, Marciniak 0. Piędel, Klatt DNP.
Enea: Juskaite 32, Prezelj 19, Maiga 9, Green 6, Kaczmarczyk 6, Thomas 3, Dźwigalska 0. Copper, Kuczyńska, Matkowska DNP.

Wicemistrz Polski pierwszym rywalem Ślęzy po przerwie

Po dwóch tygodniach przerwy koszykarki Ślęzy Wrocław wracają do rozgrywek ligowych. W niedzielę, 16 lutego o godz. 16, w hicie 17. kolejki Energa Basket Ligi Kobiet wrocławianki podejmą wicemistrzynie Polski i trzecią drużynę obecnego sezonu – PolskąStrefęInwestycji Eneę Gorzów Wielkopolski.

Żółto-czerwone, które nie miały obowiązków reprezentacyjnych, pierwszy tydzień przerwy na spotkania kadr narodowych mogły spędzić odpoczywając. Dopiero od tego poniedziałku rozpoczęły się przygotowania do niedzielnej konfrontacji z zespołem z Gorzowa. Ślęza musiała przygotowywać się do meczu bez Cierry Burdick, która w środę i czwartek brała udział w campie reprezentacji USA 3×3. Kapitan do zespołu dołączy na sobotnim treningu.

– Rzadko zdarza się taka opcja w trakcie sezonu. Dostałyśmy tydzień wolnego, myślę że każda z nas odpoczęła. Te parę dni odpoczynku na pewno się przydało. Jest nas troszkę mniej, nie do końca mamy możliwość treningu 5 na 5. Dziś wraca do nas Cierra, co bardzo cieszy, bo będziemy miały szansę poćwiczyć typowo pod to spotkanie – mówiła w piątek Agata Dobrowolska.

Z drużyną od piątku trenowała również nowa koszykarka 1KS-u, Dajana Butulija, która została zgłoszona do rozgrywek i w niedzielę będzie do dyspozycji trenera Arkadiusza Rusina. Szkoleniowiec żółto-czerwonych przewidział dla reprezentantki Serbii rolę wsparcia Dominiki Owczarzak na pozycji rozgrywającej i można się spodziewać, że już w najbliższym meczu Butulija będzie miała okazję zaprezentować swoje umiejętności wrocławskiej publiczności.

Gorzowianki mają już za sobą pierwszy mecz po przerwie reprezentacyjnej. Zespół prowadzony przez Dariusza Maciejewskiego uległ w zaległym hicie 13. kolejki EBLK Arce Gdynia 62:70, tym samym gdynianki wciąż pozostały niepokonane. O losach tej konfrontacji zdecydowała pierwsza kwarta, przegrana przez PolskąStrefęInwestycji Eneę Gorzów aż 10:26.

– Chcemy w niedzielę, przed naszą publicznością, postawić rywalkom bardzo trudne warunki. Oglądałyśmy ich mecz z Arką i miejmy nadzieję, że forma chwilowo im uciekła, co pozwoli nam sięgnąć po zwycięstwo – ocenia Dobrowolska.

– Każdy mecz ma swój scenariusz, Gdynia bardzo dobrze weszła w ten mecz, trafiła pięć trójek. Gorzów miał problemy ze skutecznością w pierwszej kwarcie, zupełnie niewidoczna była Copper i tak się ułożyło to spotkanie. Nie oceniam tego w ten sposób, że mogą być pod formą – powiedział z kolei trener Arkadiusz Rusin.

Kahleah Copper to bez dwóch zdań liderka zespołu z Gorzowa, a co za tym idzie, gwiazda całej ligi. Amerykańska skrzydłowa gorzowianek w tym sezonie zdobyła ponad sto punktów więcej niż druga w klasyfikacji strzelczyń Laura Miskiniene (380 do 269), trafiając 50 proc. swoich rzutów, a dokłada do tego 8.1 zbiórki oraz 2.8 asysty. Ale Gorzów to nie tylko Copper, to również Cheridene Green (14 punktów, 7.8 zbiórki na mecz), Jasmine Thomas (13 punktów i 4 asysty), a ten tercet wspierany jest przez Laurę Juskaitę, Zhosselinę Maigę oraz Annęmarię Prezelj. I choć przede wszystkim trzeba uważać na Copper, to żadna z wymienionych koszykarek nie może zostać pozostawiona bez opieki.

– Często tak bywa, że gdy jeden gracz bierze na siebie sporo rzutów, to brakuje ich dla pozostałych graczy. Akurat w tamtym meczu Copper grała dobrze do kosza, ale wyrzuciła dużo piłek, które dały możliwość zdobywania łatwych punktów. Nie patrzę na to, czy mamy ją otworzyć czy zatrzymać. Kluczem jest na pewno niski wynik – tłumaczy trener Ślęzy.

– Nie chcemy otworzyć Copper, bo to bardzo agresywny gracz, który potrafi zdobyć ponad 30 punktów w meczu i jest liderem zespołu. Będziemy chciały zatrzymać cały zespół i nie możemy się skupiać wyłącznie na niej – podkreśla skrzydłowa żółto-czerwonych.

Z jednej strony w listopadzie Ślęza wygrała w Gorzowie 71:63, niemalże bez zarzutu realizując założenia trenera Arkadiusza Rusina na to spotkanie. Z drugiej, poprzednia ligowa konfrontacja obu drużyn we Wrocławiu również miała miejsce po przerwie na reprezentacje i wtedy górą były gorzowianki, wygrywając 78:62. Koszykarki ze stolicy Dolnego Śląska wciąż szukają stabilnej formy, a kolejne zwycięstwo nad rywalkami z Gorzowa byłoby dobrym dowodem na to, że tę stabilizację udało się znaleźć. Na sześć kolejek przed końcem sezonu zasadniczego nie ma już dużo miejsca na potknięcia.

Początek spotkania Ślęza Wrocław – PolskaStrefaInwestycji Enea Gorzów Wlkp. w niedzielę, 16 lutego, o godz. 16 w hali wrocławskiej AWF. Bilety w cenie 18 i 10 zł można kupić za pośrednictwem strony biletin.pl bądź bezpośrednio przed rozpoczęciem meczu w kasie hali.

Dajana Butulija zawodniczką Ślęzy Wrocław

Reprezentantka Serbii Dajana Butulija podpisała kontrakt ze Ślęzą Wrocław, który będzie obowiązywał do końca sezonu 2019/2020. Niespełna 34-letnia rzucająca ma wzmocnić siłę ofensywną 1KS-u.

Urodzona w będącej blisko rumuńskiej granicy Kikindzie Butulija rozpoczęła profesjonalną karierę 15 lat temu, występując w nieistniejącym już zespole Usci Novi Beograd, następnie przenosząc się do Hemofarm Vrsac, stamtąd zmieniając klub na Partizan Belgrad. W Partizanie rozegrała cztery sezony, każdy z nich spędzając w wyjściowej piątce. Regularnie występowała na parkietach ligi serbskiej, ligi adriatyckiej. W rozgrywkach 2011/12 grała z klubem ze stolicy Serbii w EuroCupie, osiągając średnie na poziomie 15.8 punktu, 4.3 zbiórki i 2.2 asysty.

Sezon 2013/14 spędziła w podróżach: grała w słowackim MBK Rużomberok, a następnie w dwóch klubach w Szwecji – Norkopping Dolphins oraz Northland Basket Lulea, sięgając wraz z Luleą po mistrzostwo kraju. Pozostała w Skandynawii w kolejnych rozgrywkach, tym razem reprezentując zespół Sallen, będąc jedną z najskuteczniejszych zawodniczek ligi szwedzkiej (54.3 proc. skuteczności rzutów za dwa), co przełożyło się na trzecie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelczyń Damligan.

Po dwóch latach występów w chłodnym klimacie Butulija przeniosła się do słonecznego Madrytu, gdzie przez pół sezonu występowała w CREF Hola. Drugie pół spędziła w Union Lyon Basket Feminin. Wciąż nie mogąc odnaleźć właściwego miejsca do zakotwiczenia na stałe, reprezentantka Serbii sezon 2016/2017 spędziła dzieląc swój czas na występy w Radivoj Korac Belgrad, Maccabi Bnot Ashod i Universitae Cluj-Napoca.

Dopiero ostatnie dwa lata udało się nowej zawodniczce Ślęzy spędzić w jednym miejscu. Butulija znana jest polskiej publiczności z występów w barwach Pszczółki Polski-Cukier AZS-UMCS Lublin, w której grała przez ostatnie dwa sezony. W rozgrywkach 2017/2018 była zawodniczką pierwszej piątki i rozegrała w niej 27 spotkań. Co mecz spędzała na parkiecie ponad 32 minuty, notując średnie na poziomie 14.6 punktu, 4.4 zbiórki i 3.6 asysty, będąc trzecią najlepiej punktującą i drugą pod względem EVAL-u koszykarką Pszczółki. Miniony sezon Butulija spędziła dzieląc zadania podstawowej rzucającej z Julią Adamowicz, co przełożyło się na spadek statystyk do poziomu 9 punktów, 2.3 zbiórek oraz 2.9 asysty.

W jej karierze pojawiło się sporo klubów, ale dwie rzeczy pozostały bez zmian. Pierwsza to stały poziom – niezależnie od tego, gdzie Dajana występowała, notowała podobne średnie. Zawsze gwarantowała kilkanaście punktów na mecz, trafiając na dobrej skuteczności, dokładając do tego parę zbiórek i asyst. To przełożyło się na sporo nagród od renomowanego portalu Eurobasket. Została między innymi najlepszą obwodową ligi serbskiej (2011), najlepszym wolnym transferem ligi szwedzkiej (2015) oraz ligi rumuńskiej (2017), a także otrzymała wyróżnienie za występy w lidze francuskiej (2016).

Druga to występy w reprezentacji Serbii. Zawsze cieszyła się uznaniem selekcjonerów i była częścią kadry na wszystkich najważniejszych imprezach. Grała na mistrzostwach świata w 2014, wywalczyła złoto Eurobasketu 2015, brąz Eurobasketu 2019 i oczywiście zapisała się w historii serbskiego basketu stając wraz ze swoimi koleżankami na najniższym stopniu podium Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Można spodziewać się, że Butulija znajdzie się także w kadrze na IO w Tokio, ponieważ otrzymała powołanie na turniej kwalifikacyjny, który w zeszłym tygodniu rozegrany został w Belgradzie. Nowa rzucająca Ślęzy rozegrała 25 minut w dwóch meczach.

– Wiadomo, jakiej zawodniczki szukaliśmy – uzupełnienia dla Dominiki na pozycji numer jeden. Nie było łatwo, bo w tym okresie nie ma takich graczy. Z tamtego sezonu pamiętam, że gdy w Lublinie miała kłopoty Brianna Kiesel, to spełniała tę rolę. Na chwilę obecną było to najlepsze rozwiązanie, jakie mogło nam się trafić – komentuje transfer Butuliji trener Arkadiusz Rusin.

Dajana Butulija
ur. 23 lutego 1986 roku w Kikindzie (Serbia)
wzrost: 176 cm
pozycja: rzucająca
przebieg kariery:
2004-2007: Usce Novi Belgrad (Serbia)
2007-2009: Hemofarm Vrsac (Serbia)
2009-2013: Partizan Belgrad (Serbia)
2013: MBK Rużomberok (Słowacja)
2013: Norrkoping Dolphins (Szwecja)
2013-2014: Northland Basket Lulea (Szwecja)
2014-2015: Sallen (Szwecja)
2015: CREF Hola Madryt (Hiszpania)
2015-2016: Union Lyon Basket Feminin (Francja)
2016: Radivoj Korac Belgrad (Serbia)
2016: Maccabi Bnot Ashdod (Izrael)
2016-2017: Universitatea Cluj Napoca (Rumunia)
2017-2019: Pszczółka Polski-Cukier AZS-UMCS Lublin (Polska)

Talia Caldwell: Nie ma dla mnie lepszego uczucia niż wygrywanie

Ze środkową Ślęzy Wrocław Talią Caldwell rozmawiamy o życiu w Los Angeles, ciągłej nauce koszykówki i planach współpracy z byłą rozgrywającą 1KS-u Sydney Colson w branży rozrywkowej.

Dobrze się czujesz w wersetach Szekspira? Czytałem, że kiedyś znałaś je na pamięć.

Tak! W szkole średniej brałam udział w konkursie recytatorskim dotyczącym dzieł Szekspira. Miałam okropną tremę, ale sobie z tym poradziłam.

Patrząc na Ciebie nie powiedziałbym, że możesz mieć tremę.

W wieku 28 lat nauczyłam się już to przezwyciężać. Głównie dlatego, że staram się jak najczęściej wypowiadać publicznie. Jednym z powodów, dla którego w szkole zaangażowałam się w koło teatralne była świadomość, że w moim życiu wiele razy znajdę się w sytuacjach, w których będę musiała udzielić wywiadu czy wystąpić przed publicznością. Uznałam, że równie dobrze mogę się zmusić do walki z tremą i to przez zmuszanie się lepiej wychodzą mi wystąpienia. Ale dalej jest to niezwykle stresująca sprawa!

Czy trema podczas wystąpień czy recytowania Szekspira przekłada się na tremę, gdy trzeba wyjść na parkiet przed liczną publicznością i grać w koszykówkę?

Nie przerażają mnie setki kibiców, którzy oglądają moją grę. Nie stresuję się rywalkami i poziomem rozgrywek. Bardziej wpływa na mnie presja moich własnych oczekiwań. Bardzo mocno naciskam na siebie, wysoko wieszam sobie poprzeczkę. Chcę wygrywać i zawsze robić wszystko idealnie. Wiem, że nie jest to przesadnie zdrowe podejście, ale ta presja sprawia, że staję się lepszą zawodniczką. I to właśnie ona jest źródłem mojego stresu i tremy podczas gry.

Kiedy grałaś w hiszpańskiej Huelvie, jeden z dziennikarzy napisał o Tobie artykuł pod tytułem „Talia Caldwell, uroczy czołg”. Zgadzasz się z tym opisem?

Myślę, że tak (śmiech). Trener przygotowania motorycznego na uczelni Cal mówił na mnie „T-Train”, bo gram z dużą energią i siłą. Wbiegam w ludzi z pełnym impetem i chcę, żeby odczuli na własnej skórze moją przewagę w warunkach fizycznych. Stąd część pod tytułem „czołg” – atakuję na pełnej prędkości, z całą mocą. Jednocześnie jestem miłą osobą, staram się podchodzić do ludzi z życzliwością i pozytywnym nastawieniem. Nie mam w sercu złośliwości, więc jestem urocza. Często się uśmiecham i śmieję – jestem połączeniem najlepszych cech z tych dwóch światów.

Jesteś córką byłego gracza NFL (Ravin Caldwell dwukrotnie wygrał Super Bowl w barwach Washington Redskins) i gwiazdy sitcomu (Teal Marchande grała w serialu Kenan & Kel) – przyznasz, że to niecodzienne i bardzo ciekawe połączenie. Która ze stron tego wychowania bardziej Cię interesowała?

Jako mała dziewczyna nie interesowałam się futbolem, w ogóle się tym nie ekscytowałam. Nie rozumiałam zasad, więc zdecydowanie bycie w Hollywood na planach zdjęciowych było dla mnie bardziej ciekawe. Nickelodeon to absolutne centrum dobrej zabawy w latach 90., odwiedziłam Nickelodeon Studios w Orlando, zostałam oblana slimem i robiłam wszystkie rzeczy, które można było oglądać w telewizji.

Myślałaś w takim razie o karierze w showbiznesie, czy zawsze priorytetem numer jeden była koszykówka?

Zawsze, zawsze była to koszykówka! Byłam trochę buntownikiem, który nigdy nie chciał robić tego, co robili inni ludzie, więc skoro moja mama się tym zajmowała, nie było żadnej opcji, żebym poszła w jej ślady. Teraz, 20 lat później, historia zatoczyła koło i bardzo ciągnie mnie do świata rozrywki.

Jak określiłabyś kalifornijski styl życia? Masz jakieś wskazówki, jak zaadaptować go nawet na małą skalę?

Kalifornia jest ogromna, więc sporo jest mniejszych lub większych kultur, stylów życia. Wychowałam się w Los Angeles, gdzie wszyscy są wyluzowani, nie skupiają się na problemach, podchodzą do rzeczy z dystansem. To przede wszystkim życzliwość, witanie się z każdym, kogo widzisz, uśmiechanie się do obcych, zjedzenie dobrego burrito. Każdy powinien czuć się mile widziany, doceniony. Trzeba dać się ponieść magii i figlarności Hollywood. Nigdy nie wiadomo, w jakim miejscu znajdziesz się o 21.

Hollywood to specjalne miejsce, żyjąc tam miałaś do czynienia z ludźmi, których my znamy tylko z ekranów, jako celebrytów. Jakim doświadczeniem jest mieszkanie tam?

To ciekawe doświadczenie, pozwala Ci spojrzeć na wiele rzeczy z innej perspektywy. Masz tych ludzi za gwiazdy, a mieszkanie obok nich bardzo ich uczłowiecza. Stawiamy ich na piedestale, a to tacy sami ludzie jak my. Mają swoje obawy, kompleksy i problemy. Dla nich to, co robią, jest po prostu pracą. Tak jak my mamy swoją pracę, oni też. Przychodzą do pracy, robią swoje i tyle. Potem muszą iść na zakupy i zająć się codziennością. To sprawia, że są bardziej dostępni w tym świecie stawiającym na celebryctwo, pełnym paparazzich i portali plotkarskich, którzy traktują ich jak zwierzęta w zoo.

Z tego, co czytałem, właściwie urodziłaś się z piłką u boku i nie rozstałaś się z nią przez 25 lat. Co sprawia, że wciąż kochasz ten sport i dalej chcesz go uprawiać?

To bardzo dobre pytanie – jak utrzymywać pasję do koszykówki? Myślę, że trzeba pamiętać o tym, gdzie się zaczęło. Przypominam sobie o małej Talii, która wzięła piłkę do rąk i zaczęła się nią bawić na podwórku, oddając rzuty i kozłując sama ze sobą. Zawsze, kiedy wygrywasz mecz, twoja miłość do koszykówki się umacnia. Nie ma dla mnie lepszego uczucia niż wygrywanie i zawsze, gdy przegrywam, bardzo mocno to przeżywam. Zależy mi na wygrywaniu, a dzień, w którym zacznę być obojętna na porażki będzie dla mnie oznaczał, że nie mam już do tego serca.

Mieszkając w Los Angeles miałaś okazję oglądać na żywo największe drużyny – Lakersów, Dodgersów, UCLA Bruins oraz największych zawodników na czele z Kobe Bryantem. Możliwość podpatrywania gwiazd wpłynęła na Twój rozwój jako sportowca?

Teraz, zwłaszcza w świetle tragedii Kobego i jego legendarnych osiągnięć, myślę, że możliwość przejeżdżania koło Staples Center i Dodgers Stadium, które nie są od siebie zbytnio oddalone, napędza twoje marzenia. Chcesz stać się świetnym sportowcem, ci wielcy bohaterowie stanowią dla ciebie inspirację. Myślisz sobie, że właśnie ty możesz zostać idolem dla następnych pokoleń. To w jakimś stopniu dzieje się także tutaj we Wrocławiu i na wszystkich innych arenach na świecie – trenujesz i grasz po to, żeby zainspirować młodzież do pójścia w twoje ślady.

Oprócz tego z pewnością obecność drużyny WNBA, Los Angeles Sparks, motywowała Cię do pracy nad sobą.

Bez dwóch zdań. LA Sparks i gracze tacy jak Lisa Leslie, która jako pierwsza koszykarka wykonała wsad w meczu ligowym byli dla mnie inspiracją. Wydaje mi się, że nie doceniałam tych wszystkich wspaniałych sportowców i drużyn, które mogłam podpatrywać na żywo. Dawali mi motywację i pośrednio zachęcali do dalszych treningów. Oglądałam ich i mogłam podążać za swoimi marzeniami.

Na czym skupiałaś się najbardziej jako początkująca koszykarka?

Szczerze mówiąc, na kozłowaniu. Wychowywałam się na przełomie wieków, kiedy streetball był na topie. Wszyscy zachwycali się wówczas materiałami serwowanymi przez AND-1. Jason Williams, Kobe, Vince Carter, Allen Iverson – każdy z nich robił nowe, ekscytujące rzeczy, które oglądało się w reklamach. Chciałam tylko wychodzić na dwór, brać piłkę i naśladować to, co robili. Dryblowałam godzinami, nie potrzebowałam do tego kosza.

W szkole średniej byłaś bardzo szanowaną zawodniczką, pisano o wielu prestiżowych uczelniach, które ustawiały się w kolejce do sprowadzenia Cię w swoje progi. Zdecydowałaś się na Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley i nie byłaś tam główną opcją. Zmiana roli z gwiazdy w zadaniowca, który nie zawsze ma piłkę, była dla Ciebie czymś trudnym?

Absolutnie, bo pomimo tego od razu znalazłam się w pierwszej piątce. Należałam do najlepszej klasy rekrutów w kraju – nasza uczelnia zebrała wtedy znakomitą grupę zawodniczek – ja trafiłam do piątki, one nie. Każdy ma swoje zadanie na parkiecie. Ja zostałam czwartą w historii Cal Golden Bears koszykarką, która zakończyła karierę uniwersytecką mając ponad 1000 punktów i zbiórek. Wszystko rozegrało się perfekcyjnie, biorąc pod uwagę moje umiejętności i to, co mogłam wnieść do zespołu. Dzięki temu zawędrowałyśmy aż do Final Four i wygrałyśmy mistrzostwo konferencji PAC-12. Ta historia nie zawsze się przydarza. Niektórzy idą do college’u i słuch o nich ginie, kończą grać po zakończeniu uczelni, a nawet wcześniej.

Gdy przygotowywałem się do tej rozmowy, eksperci, trenerzy i zawodniczki mówiąc o Tobie używali słów: bezinteresowna, skupiona na podstawach gry – to zawsze było Twoje podejście do gry, czy w pewnym momencie coś się zmieniło?

Ponieważ mieliśmy tak utalentowaną i mocną drużynę, starałam się skupiać na podstawach, na rzeczach, nad którymi mam kontrolę. Dzięki temu, że przykładałam wagę do kwestii pomijanych przez większość zawodniczek cały czas byłam ważną postacią swojej drużyny. Możesz być najbardziej utalentowanym sportowcem w historii, ale jeśli nie zwracasz uwagi na szczegóły, zawsze coś pójdzie nie tak. Starałam się zawsze koncentrować na tym, co istotne, stawiałam to sobie za punkt honoru. Dzięki temu małymi kroczkami stawałam się lepszą zawodniczką. Progres nie zawsze ma miejsce wielkimi skokami, czasami dzieje się to kawałek po kawałku. Moja trener zawsze powtarzała mi, żebym po prostu wykonywała swoją robotę.

Jak istotne jest bycie cały czas ciekawym gry, zadawanie kolejnych pytań i poznawanie nowych rzeczy?

Oglądanie spotkań. Bycie przy dźwięku dryblowanej piłki. Widziałam w swoim życiu tyle spotkań, że potrafię ocenić gdzie znajdzie się piłka po niecelnym rzucie. Niezależnie od tego, jakie masz metody, zawsze się rozwijaj, pracuj nad swoimi umiejętnościami, nie przestawaj się uczyć. Im więcej będziesz śledził, słuchał, obserwował, tym bardziej zaznajomisz się z tym, co robisz, co przełoży się na radość z działania.

Teraz przejdźmy do punktu zwrotnego w Twojej karierze – zerwania więzadeł podczas gry dla Energi Toruń? Czy to wydarzenie zmieniło tak wiele, jak można się domyślać?

Zerwanie więzadeł w 2013 roku było jedną z najlepszych rzeczy, jaka mi się przytrafiła. Wróciłam po tym urazie znacznie silniejsza, w o wiele lepszym stanie fizycznym. Napędziło to moją karierę, dzięki temu mogłam pojechać do Hiszpanii i zostałam najlepszą zawodniczką z zagranicy i najlepszą środkową ligi. Dzięki temu znalazłam się w składzie na obóz treningowy drużyny WNBA. Kontuzja sprawiła, że ponownie zakochałam się w koszykówce, bo przez jakiś czas zabrała mi możliwość jej uprawiania. Po powrocie do pełnej sprawności jedyne, co chciałam robić, to grać. Nauczyłam się dbać o małe rzeczy w moim ciele, które zaniedbałam przez ciągłe skupienie na treningach i meczach. Gdy nie mogłam trenować i grać, obserwowałam swój organizm i bardzo mi to pomogło.

Jak ta kontuzja wpłynęła na Twoją psychikę?

Stałam się najsilniejszą psychicznie osobą, jaką znasz! Moja rehabilitacja, moja droga do powrotu do pełnej sprawności była niezwykle trudna i ukształtowała moją mentalność.

Twoja pierwsza wizyta w Polsce, cytuję, „była dla mnie porażką”. Jesteś z powrotem w naszym kraju – co będziesz traktować jako zwycięstwo?

Zwycięstwem będzie dla mnie zajście jak najdalej w play-offach. Chcę, żebyśmy osiągnęli to wspólnie, jako drużyna. Musimy cieszyć się swoim towarzystwem i naszą grą, trenerzy mają być zadowoleni z naszej dyspozycji. Powinniśmy grać tak, żeby po zakończeniu sezonu kibice mogli z pełnym przeświadczeniem mówić, że ich drużyna dała z siebie wszystko w każdym meczu.

Szybko odnalazłaś się ponownie w naszej lidze. Czy to dalej taka zacięta, trudna liga jak to było siedem lat temu?

Zdecydowanie, chociaż nieco się zmieniło. Zawodniczki były nieco bardziej przy kości, teraz wszystkie znacznie wyszczuplały (śmiech). Ale wciąż jest to bardzo wyrównana liga, w której gra się szybko. Chyba nawet szybciej niż wcześniej, więc myślę, że jest to lepsza liga niż w 2013.

Jaka jest główna rzecz, którą chcesz przekazać swoim nowym koleżankom po dołączeniu do drużyny?

Będę grać z pełnym zaangażowaniem, ciężko pracować i zrobię wszystko, żeby pomóc zespołowi osiągnąć sukces. Pewnie po drodze przydarzą się błędy, ale nigdy nie wpłynie to na moje zaangażowanie.

Podpisanie kontraktu tylko na cztery miesiące to trudna kwestia?

Pierwszy miesiąc był bardzo trudny! Wszystko było dla mnie nowe, musiałam zrozumieć sposób komunikacji i to, jak się tu pracuje i zrobić to praktycznie w locie. W koszykówce wiele zależy od mowy ciała, komunikacji niewerbalnej. Trzeba wiedzieć, gdzie w danym momencie będą koleżanki z zespołu, jak trener lubi rozgrywać poszczególne elementy gry. Musiałam nauczyć się tego bardzo szybko, ale potraktowałam to jako ciekawe wyzwanie.

Jesteś z nami półtora miesiąca, wcześniej przez jakiś czas nie byłaś częścią żadnego zespołu. Jak oceniasz w tej chwili swoją dyspozycję, czujesz, że jesteś blisko optymalnej formy?

Przerwa, która za nami, była dla mnie zbawieniem. Przez ostatni tydzień zrobiłam spory postęp i nie mogę się doczekać, żeby wrócić na parkiet.

Dotychczasowe spotkania Ślęzy w 2020 roku można określić jako sinusoida. Jakie są Twoje wrażenia po tych kilku meczach?

Tak jak powiedziałeś, to sinusoida. Musimy w końcu znaleźć stabilność i działać jak dobrze naoliwiona maszyna. Trzeba się skupić, bo przed nami decydujące momenty sezonu i nie ma tu już miejsca na potknięcia.

Talia Caldwell to nie tylko koszykówka. Piszesz artykuły, prowadzisz bloga, aktywnie działasz na Twitterze i Instagramie. Czytałem o stażu w siedzibie Nike. Studiowałaś zarządzanie na prestiżowej Haas School of Business. Można powiedzieć, że jesteś kobietą renesansu – co Cię motywuje, skąd w Tobie tyle różnych pasji?

Chcę być wielka, chcę być jak najbardziej wszechstronna, żeby mieć jak największą platformę do mówienia o rzeczach i wpływania na to, co mnie pasjonuje. Jestem zainteresowana sprawiedliwością społeczną, dbam o ludzi wykluczonych i biednych, o środowisko afroamerykanów i wiele rzeczy, które są pomijane przez ludzi. Dlatego właśnie robię to wszystko – żeby dać każdemu okazję do wyrażenia siebie, czego do tej pory nie mogli zrobić.

Mając tyle zainteresowań pozaboiskowych, zakładam, że zaplanowałaś już sobie przyszłość po zakończeniu kariery koszykarskiej?

Tak, wszystko już obmyśliłam. Chcę być scenarzystką telewizyjną, wrócić w rodzinne strony i pracować w Los Angeles, w Hollywood. Planuję stworzyć wiele ciekawych i zabawnych historii oraz pokazać te, które do tej pory nie zostały opowiedziane.

Jakieś plany współpracy z naszą byłą zawodniczką, Sydney Colson, która również często wypuszcza nowe rzeczy?

Sydney i ja rozmawiamy codziennie, to jedna z moich ulubionych osób na całym świecie. Jej talent i kreatywność są nieograniczone. Nie znam wielu bardziej zabawnych od niej ludzi. Piszemy ze sobą bardzo często i na pewno będziemy ze sobą współpracować, obiecuję. Syd zasługuje na to, żeby być gwiazdą, a ja chcę pisać i tworzyć nowe rzeczy, które pomogą jej w tym.

W wywiadzie dla ESPN w 2008 roku powiedziałaś, że niekoniecznie kochasz Los Angeles i bardziej interesują Cię małe miasta. Z perspektywy wielkiego LA, Wrocław jest tym mniejszym miastem?

Wiesz co, po tylu latach jest to w sumie całkiem zabawne. Wtedy byłam w LA przez 18 lat i trochę mnie męczyło, a teraz absolutnie je uwielbiam. Wrocław to miasto o dobrym rozmiarze, grałam w znacznie mniejszych miejscowościach, np. na greckich wyspach bez McDonalds’a. Wiesz, że jesteś na końcu świata, kiedy nie ma w pobliżu żadnego McDonalds’a. W mojej karierze zawodowej pojawiłam się w tak wielu miejscach, że w niektórych nawet nie było zasięgu.

Obowiązkowe pytania – jak podoba Ci się nasze miasto? Zdążyłaś już zwiedzić najważniejsze miejsca, spróbować nowego jedzenia?

Uwielbiam Wrocław! Jedzenie nie było dla mnie nowe, ze względu na grę dla Energi w 2013, ale próbuję wszystkiego i zwiedzam jak najwięcej. Na szczęście nie pada śnieg, co jest niesamowitym plusem w porównaniu do Nowosybirska, gdzie grałam przed rokiem. Lubię spacerować i naprawdę mi się tu podoba.

Zawsze, gdy się widzimy, jesteś uśmiechnięta. Obserwując Twoje działania w mediach społecznościowych, zazwyczaj jesteś czymś zajęta. Co poradziłabyś ludziom, którzy chcą czerpać więcej z życia i bardziej się nim cieszyć?

Sięgnij do swoich marzeń, celów i fascynacji z dzieciństwa. Niezależnie od tego, co lubiłeś robić jako dziecko, wróć do tego. Lubię tańczyć, czytać i wyrażać swoją wdzięczność, a tego nie da się robić bez uśmiechu na ustach. Jesteś tu i jesteś zdrowy, więc masz powody do radości.