Ślęza Wrocław rozpoczęła nowy rok od porażki

Koszykarki Ślęzy Wrocław przegrały mecz 13. kolejki Energa Basket Ligi Kobiet z Energą Toruń 65:78 i tym samym zakończyły pierwszą rundę spotkań EBLK z bilansem ośmiu wygranych i czterech porażek. 

W początkowym fragmencie spotkania zawodniczki Energi Toruń szybko wyszły na prowadzenie, zdobywając dziewięć punktów bez odpowiedzi rywalek. Wrocławianki źle wystartowały, pudłując sześć pierwszych rzutów, popełniając straty i proste przewinienia. Już po trzech minutach na ławce musiała usiąść Cierra Burdick, która popełniła w tym czasie dwa faule. Po celnej próbie Any-Mariji Begić na 9:0 trener Arkadiusz Rusin musiał poprosić o czas.

Przerwa na żądanie przyniosła pożądany efekt, bowiem w pierwszym posiadaniu po time-oucie Sydney Colson wejściem pod kosz otworzyła dorobek punktowy Ślęzy. Koszykarki z Wrocławia wciąż miały jednak spore problemy ze znalezieniem odpowiedniego rytmu gry, co pozwalało Enerdze kontrolować wydarzenia boiskowe pomimo gorszej niż na początku spotkania skuteczności. Szkoleniowiec 1KS-u szukał odpowiedniego zestawienia personalnego, które pozwoliłoby wejść zespołowi na właściwe tory i udało się to pod koniec pierwszej części spotkania.

Piątka Colson, Kastanek, Miletić, Dobrowolska i Udodenko zafunkcjonowała zarówno w defensywie, jak i w ofensywie, w krótkim okresie zdobywając osiem punktów i niwelując nieco stratę do rywalek, która po celnych rzutach osobistych Alice Kunek urosła do 13 punktów. W tym fragmencie aktywna była zwłaszcza chorwacka skrzydłowa, przydając się na tablicach oraz w rozegraniu.

Druga odsłona meczu zaczęła się od niecelnych rzutów i strat po obu stronach. Szybciej z tej wymiany pomyłek zrezygnowała Ślęza, za sprawą Taisii Udodenko oraz Lei Miletić dokładając cztery punkty, po których trener Stefan Svitek natychmiast poprosił o czas na odzyskanie koncentracji. Time-out przyniósł krótkotrwały efekt, bo jedynie w postaci dwóch punktów Emilii Tłumak. Inicjatywa wciąż była po stronie gospodyń i udało się zmniejszyć straty do zaledwie jednego punktu.

Wobec takiego obrotu wydarzeń słowacki szkoleniowiec Energi przy najbliższej możliwej okazji wprowadził na boisko Kunek oraz Laurę Svaryte i to właśnie reprezentantka Australii celną trójką utrzymała torunianki na prowadzeniu. To trafienie Kunek było zwiastunem tego, co czekało kibiców zebranych w hali AWF do końca spotkania. Koszykarki Ślęzy próbowały odrabiać straty, ale przeciwniczki zawsze miały gotową odpowiedź. Gdy gospodynie zbliżały się na dwa-cztery punkty, w kolejnej akcji goście powiększali swój zapas punktowy. W drugiej kwarcie ostatnie słowo należało jednak do Ślęzy, dzięki czemu do przerwy różnica pomiędzy obiema drużynami wynosiła cztery oczka.

Po przerwie powtórzył się scenariusz, który miał miejsce po time-oucie Energi w poprzedniej kwarcie. Powrót Kunek na parkiet i natychmiastowe punkty australijskiej skrzydłowej. Koszykarki 1KS-u utrzymywały dystans do swoich rywalek, ale nie potrafiły wykorzystywać dobrych momentów w obronie do przechylenia szal wyniku na swoją korzyść. Cały czas brakowało jednego-dwóch dobrych posiadań z rzędu aby dogonić, a następnie przegonić Energę.

Przez większość trzeciej kwarty nie można było odmówić wrocławiankom determinacji oraz woli walki, bowiem nawet na trzypunktowe trafienie Emilii Tłumak gospodynie w kolejnej akcji odpowiedziały trójką Taisii Udodenko. Pierwszy moment, w którym Ślęza nie wróciła od razu na dystans dwóch udanych akcji został bezlitośnie wykorzystany przez podopieczne Svitka. Po rzucie spod kosza Laury Svaryte tym samym chciała się odwdzięczyć Karina Szybała, ale rzucająca żółto-czerwonych spudłowała, a po zbiórce piłka trafiła w ręce Angeliki Stankiewicz, która przymierzyła z dystansu.

Zawodniczki z Wrocławia wiedziały, że nie mogą sobie pozwolić na to, aby ich przeciwniczki odskoczyły na bezpieczny dystans i musiały wreszcie dołożyć kilka punktów bez odpowiedzi torunianek. Misja zakończyła się powodzeniem, najpierw trafiła Cierra Burdick, następnie udało się zatrzymać Melissę Diawakanę, która w kolejnej akcji popełniła faul. Karina Szybała trafiła jeden z dwóch osobistych, lecz chwilę później błąd kroków popełniła Nirra Fields. Piłka znów trafiła do rąk Szybały, która nie pomyliła się z dystansu. Na trzy i pół minuty przed końcem trzeciej kwarty zrobiło się 46:49 i losy spotkania wciąż były otwarte.

Niecałą minutę później, po udanych akcjach Terezii Palenikovej oraz błędach koszykarek Energi było już 49:50, lecz z kłopotów po raz kolejny wyciągnęła swoje koleżanki ich kapitan. Emilia Tłumak trafiła bardzo ważną trójkę, w ostatnich momentach trzeciej odsłony pięć punktów dołożyła inna była koszykarka Ślęzy – Agnieszka Skobel i przyjezdne znów kontrolowały to, co działo się na parkiecie.

Jeśli wrocławscy kibice mieli cieszyć się ze zwycięstwa ich ulubienic, te musiały rozpocząć decydującą kwartę od kolejnej serii punktowej. Wydarzyło się jednak coś zupełnie odwrotnego, mianowicie cztery szybkie punkty Energi, które dały toruniankom aż 12 oczek przewagi. Następne trzy akcje nie przyniosły Ślęzie punktów, dopiero trójka Marissy Kastanek po dwóch minutach od rozpoczęcia czwartej kwarty przełamała niemoc ofensywną. Po drugiej stronie parkietu dwukrotnie trafiła Alice Kunek, a chwilę po niej spod kosza nie pomyliły się Begić oraz Svaryte.

Na sześć minut przed końcem spotkania zawodniczki Stefana Svitka prowadziły piętnastoma punktami, co przy słabej dyspozycji rzutowej Ślęzy praktycznie zapewniło Enerdze zwycięstwo. O to, aby dwa punkty zgarnęła Energa zadbała ostatecznie Kunek, która trójką odpowiedziała na celny rzut dystansowy Cierry Burdick oddany na trzy minuty przed końcową syreną. Ostatnie momenty nie zmieniły niczego w obrazie spotkania, w którym Ślęzie przez niemal 40 minut cały czas czegoś brakowało.

Porażka wrocławianek w 13. kolejce Energa Basket Ligi Kobiet oznacza, że Ślęza Wrocław pierwszą rundę spotkań kończy na szóstym miejscu w tabeli. Drugą konsekwencją niedzielnej porażki jest brak kwalifikacji na turniej finałowy Pucharu Polski, który między 18 a 20 stycznia rozegrany zostanie w Bydgoszczy.

Ślęza Wrocław – Energa Toruń 65:78 (11:18, 20:17, 20:23, 14:20)
Ślęza: Burdick 19, Palenikova 10, Kastanek 9, Colson 8, Szybała 6, Udodenko 6, Miletić 4, Dobrowolska 3, Marciniak 0.
Energa: Kunek 21, Begić 12, Tłumak 11, Svaryte 10, Stankiewicz 9, Skobel 7, Diawakana 6, Fields 2, Trzeciak 0. 

Zacięty pojedynek na koniec rundy o miejsce w Pucharze Polski

W niedzielę o godz. 16 w meczu 13. kolejce Energa Basket Ligi Kobiet Ślęza Wrocław podejmie w hali wrocławskiej AWF Energę Toruń. Stawką tego spotkania jest miejsce w Pucharze Polski. 

Niedzielny mecz jest pierwszym starciem w nowym roku dla koszykarek Ślęzy Wrocław, które poprzednie 12 miesięcy zakończyły wygraną nad CCC Polkowice. Energa ma już za sobą premierowe spotkanie 2019 roku, torunianki w czwartkowy wieczór przegrały mecz pierwszej rundy play-offów EuroCupu z francuskim Nantes Reze. W zakończonej wynikiem 79:86 konfrontacji udziału nie wzięły Nirra Fields, Sanja Mandić oraz Daugile Sarauskaite. Powody braku tych zawodniczek nie zostały ogłoszone.

Pod ich nieobecność odpowiedzialność za zdobywanie punktów wzięły na siebie inne koszykarki, przede wszystkim Alice Kunek. Australijka z irlandzkim paszportem zakończyła mecz z dorobkiem 24 oczek, a ponad 10 punktów zdobyły także Laura Svaryte, Melissa Diawakana oraz Emilia Tłumak. Uwaga Ślęzy przed niedzielnym spotkaniem skupia się głównie na Kunek, co oczywiście nie oznacza jednak, że pozostałe zawodniczki zostaną pozostawione bez opieki.

– W starciu z Nantes bardzo dobrze zagrała Alice Kunek, wiemy też, że jeśli Emilia Tłumak dostanie więcej minut, to trafi swoje trójki. Mają silny obwód – Diawakana i Stankiewicz to dobre zawodniczki, więc nie można kalkulować, że bez jednej z koszykarek będą sobie gorzej radzić. Dysponują szerokim składem i mocną ławką rezerwowych, która w czasie, który otrzyma będzie chciała się dobrze zaprezentować – podkreślała Agata Dobrowolska.

Większość zawodniczek 1KS-u powróciła do treningów po przerwie świątecznej 29 grudnia, koszykarki z USA dołączyły do zespołu 1 stycznia.

– Dostałyśmy pięć dni wolnego, więc dla mnie w zupełności to wystarczy, żeby moje ciało odpoczęło. Wiadomo, że brakuje czasu wolnego, spędzonego z bliskimi, ale wszyscy wiemy na co się piszemy uprawiając ten sport i nie możemy narzekać. Wczoraj miałyśmy pierwszy trening, w którym pograłyśmy więcej 5 na 5 i wyglądało to dobrze, także przerwa wszystkim pozwoliła odpocząć, wszyscy są gotowi do pracy – przyznała skrzydłowa Ślęzy.

Stawką niedzielnego spotkania są nie tylko ligowe punkty i wynikające z nich miejsce w tabeli na koniec pierwszej rundy Energa Basket Ligi Kobiet. Po zakończeniu 13. kolejki wyłaniana jest bowiem stawka Pucharu Polski, który w dniach 18-20 stycznia rozegrany zostanie w bydgoskiej Artego Arenie. Do CCC Polkowice oraz gospodyń dołączą trzy drużyny z najlepszym bilansem spotkań. Na tę chwilę są to Arka, Energa i Ślęza. Jednak w bezpośrednim starciu wrocławianek z toruniankami któraś z ekip dopisze sobie czwartą porażkę, a przy wygranej InvestInTheWest AZS-AJP Gorzowa Wlkp. z Sunreef Yachts Politechniką Gdańską to właśnie koszykarki z Gorzowa zajmą miejsce przegranego. Ale i bez dodatkowej motywacji w postaci miejsca w PP spotkanie Ślęzy z Energą zapowiadało się interesująco.

– Z pewnością nie będzie to łatwe spotkanie. Ostatnie mecze w lidze, czy z Artego czy z Wisłą Kraków, który został rozstrzygnięty po dogrywce, czy starcie w Gorzowie pokazały, że Energa jest w stanie walczyć z każdym i postawić się każdemu przeciwnikowi. Na pewno nie będzie to dla nas łatwy mecz, ale w tym sezonie już rozegraliśmy kilka takich, w których trzeba było się bić i tak samo będzie tym razem – mówił Arkadiusz Rusin.

– Na pewno Energa to bardzo silny zespół. Do końca nie wiadomo, w jakim zestawieniu pojawi się w niedzielę, ponieważ w EuroCupie zabrakło trzech zawodniczek, więc nie wiemy do końca czego się spodziewać. Jednak niezależnie od tego, w jakim zestawieniu zagrają, na pewno postawią zdecydowany opór. Czeka nas trudny mecz, co roku jest to niezwykle wymagający przeciwnik, zwłaszcza na wyjeździe, lecz myślę, że także i u nas będzie zacięte spotkanie – zakończyła Dobrowolska.

Spotkanie pomiędzy Ślęzą Wrocław a Energą odbędzie się w niedzielę, 6 stycznia o godz. 16. Bilety w cenie 18 i 10 zł są dostępne za pośrednictwem portalu biletin.pl bądź bezpośrednio przed meczem w sklepie kibica w hali AWF.

Najbliższy rywal Ślęzy Wrocław: Energa Toruń

W pierwszym meczu rozegranym w 2019 roku koszykarki Ślęzy Wrocław podejmą na własnym parkiecie zespół Energi Toruń. Podopieczne Stefana Svitka obecnie mają ten sam bilans spotkań co wrocławianki. 

Sezon 2017/2018 w Toruniu zakończył się rozczarowaniem. Zawodniczki z grodu Kopernika zajęły czwartą pozycję po 26 kolejkach Energa Basket Ligi Kobiet, lecz pomimo przewagi własnego parkietu w pierwszej rundzie play-offów musiały uznać wyższość Ślęzy Wrocław. W hali Spożywczak raz wygrały gospodynie, raz przyjezdne, zaś we Wrocławiu dwukrotnie triumfowała Ślęza.

Takie zakończenie sezonu sprawiło, że z klubem pożegnał się znany również wrocławskim kibicom Algirdas Paulauskas, którego zastąpił Stefan Svitek. 53-letni trener pracował już w Polsce – był opiekunem Wisły CanPack Kraków i CCC Polkowice. Pod jego wodzą Energa ma ponownie znaleźć się w czwórce najlepszych zespołów EBLK.

Aby umożliwić Svitkowi osiągnięcie tego celu w Toruniu przemeblowano zespół. Z regularnie grających zawodniczek na Kujawach pozostały Agnieszka Skobel i kapitan, Emilia Tłumak. W zeszłym sezonie barwy Energi reprezentowały także Melissa Diawakana oraz Miriam Uro-Nilie, które w trwających obecnie rozgrywkach zazwyczaj pozostają poza rotacją.

Najważniejszym wzmocnieniem miała być reprezentantka Kanady Nirra Fields, która do Torunia trafiła z węgierskiego UNI Gyor. Fields dwa lata temu została mianowana MVP Igrzysk Panamerykańskich, zaś w zeszłorocznych mistrzostwach świata pełniła rolę zmienniczki Kii Nurse. Pod kosz sprowadzono Litwinkę Laurę Svaryte. 26-letnia podkoszowa miała przenieść się do Energi już przed rokiem, ale wówczas wybrała Jenisej Krasnojarsk. W kadrze zespołu jest też rodaczka Svaryte – Daugile Sarauskaite. 22-letnia środkowa pełni rolę zmienniczki Svaryte.

Dalsze wzmocnienia poczyniono na Bałkanach. Chorwatka Ana Marija Begić i Serbka Sanja Mandić to ważne uzupełnienia zespołu Svitka. Zagraniczne transfery zamknięto na reprezentantce Australii mającej także obywatelstwo Irlandii Alice Kunek. 27-letnia skrzydłowa dwa ostatnie sezony spędziła we Francji, a w swoim rodzinnym kraju rozegrała ponad 200 spotkań ligowych.

Jeżeli chodzi o zawodniczki z Polski, to do Torunia sprowadzono mistrzynię Polski z CCC Polkowice Angelikę Stankiewicz, Katarzynę Trzeciak z PGE MKK Siedlce i Roksanę Schmidt z Widzewa Łódź. Trzeciak z miejsca została podstawową rozgrywającą Energi, Stankiewicz regularnie jest pierwszą rezerwową, która wchodzi na boisko, jedynie Schmidt nie może znaleźć sobie miejsca w rotacji Katarzynek.

Szeroka kadra zespołu z Torunia pomogła Enerdze w walce na obu frontach sezonu 2018/19. Zawodniczki Stefana Svitka zajęły drugie miejsce w grupie B Eurocupu ustępując tylko Galatasaray Stambuł. W pierwszym meczu play-offów torunianki zmierzą się z francuskim Nantes Reze. W lidze Energa, tak samo jak Ślęza, przegrała trzy z 11 spotkań. Katarzynki musiały uznać wyższość CCC Polkowice, Arki Gdynia oraz InvestInTheWest Gorzowowi Wlkp.

Zgodnie z przewidywaniami w Toruniu doskonale odnalazła się Fields, która natychmiast została liderką drużyny, podobnie zresztą jak Svaryte – druga najlepiej zbierająca koszykarka ligi. Angelika Stankiewicz bez większych problemów przyjęła na siebie większą odpowiedzialność za losy zespołu: gra o sześć minut więcej niż w poprzednim sezonie w barwach CCC, trafia też dwie trójki na mecz. Warto też podkreślić spokój Katarzyny Trzeciak potrzebny w budowaniu ataków Energi. Wielką siłą zespołu trenera Svitka jest szeroka rotacja. Aż 10 zawodniczek spędza na parkiecie ponad 10 minut na mecz, co idzie w zgodzie z filozofią słowackiego szkoleniowca, który wielokrotnie podkreślał, że preferuje agresywną koszykówkę, do czego potrzebna jest mu silna i długa ławka rezerwowych.

W najbliższej kolejce Energa Basket Ligi Kobiet spotkają się zatem szkoleniowcy, którzy prezentują podobne podejście do basketu. Energa spisuje się gorzej na wyjeździe, Ślęza przegrała już dwa mecze u siebie. Czy to wystarczy, aby torunianki wyjechały z Wrocławia z kompletem punktów i miejscem w tegorocznym Pucharze Polski? Przekonamy się już w niedzielne popołudnie.

ENERGA TORUŃ – NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE

Trener: Stefan Svitek

Kadra: Melissa Diawakana, Katarzyna Trzeciak, Sanja Mandić (rozgrywające), Nirra Fields, Angelika Stankiewicz, Roksana Schmidt (rzucające), Agnieszka Skobel, Ana-Marija Begić, Alice Kunek, Emilia Tłumak, Miriam Uro-Nilie (skrzydłowe), Laura Svaryte, Daugile Sarauskaite (środkowe).

OSTATNIE 5 MECZÓW LIGOWYCH

9. kolejka: PGE MKK Siedlce – Energa Toruń 69:77 (14:22, 18:22, 18:17, 19:16)
Energa: Svaryte 20, Stankiewicz 18, Kunek 10, Trzeciak 10, Begić 6, Tłumak 5, Sarauskaite 4, Skobel 2, Mandić 2, Fields 0.

10. kolejka: Energa Toruń – Ostrovia Ostrów Wlkp. 89:48 (17:15, 31:14, 15:13, 26:6)
Energa: Kunek 16, Sarauskaite 12, Fields 12, Trzeciak 10, Stankiewicz 9, Diawakana 9, Svaryte 8, Schmidt 6, Skobel 3, Tłumak 3, Begić 2.

11. kolejka: InvestInTheWest AZS-AJP Gorzów Wlkp. – Energa Toruń 84:76 (15:19, 22:15, 22:27, 25:15)
Energa: Fields 24, Stankiewicz 17, Svaryte 13, Tłumak 8, Sarauskaite 6, Trzeciak 6, Kunek 2, Begić 0, Diawakana 0, Skobel 0.

1. kolejka (zaległy mecz): Energa Toruń – Artego Bydgoszcz 77:70 (25:20, 13:20, 16:8, 23:22)
Energa: Tłumak 16, Fields 13, Kunek 12, Svaryte 9, Sarauskaite 7, Diawakana 7, Stankiewicz 5, Begić 5, Trzeciak 3, Skobel 0.

12. kolejka: Energa Toruń – Wisła CanPack Kraków 94:86 (23:20, 14:26, 28:11, 15:23, d: 14:6)
Energa: Kunek 22, Svaryte 18, Diawakana 15, Stankiewicz 12, Fields 9, Begić 8, Tłumak 8, Skobel 2, Sarauskaite 0, Trzeciak 0.

„Wierzę w to, że dziewczyny mogą wywalczyć medal”

– Jedyna rada to to, żeby po prostu walczyć, wierzyć w siebie i w to, że można – powiedziała Agnieszka Majewska zapytana o rady dla swoich koleżanek ze Ślęzy Wrocław na drugą część sezonu. W rozmowie środkowa tłumaczy przyczyny swojej nieobecności, podsumowuje rok 2018 i zapowiada swój przyjazd do stolicy Dolnego Śląska.

Przede wszystkim jak zdrowie? Co uniemożliwia Ci grę w koszykówkę?

Mam dalej problemy z plecami, to jest mój główny problem. Nie jest jeszcze niestety super dobrze, cały czas trwa żmudny proces rehabilitacji i leczenia.

Już przed sezonem mówiłaś, że okres przygotowawczy był dla Ciebie niezwykle trudny, bodaj najtrudniejszy w całej karierze. Miałaś gdzieś z tyłu głowy myśl, że uraz może wyłączyć Cię z gry na dobre?

Ten uraz tak naprawdę doskwierał mi od dawna. W poprzednim sezonie po powrocie do gry się odzywał, czułam ból też dwa lata temu, w sezonie mistrzowskim. W tym roku wrócił ze zdwojoną siłą. Może dlatego, że za ciężko rozpoczęłam okres przygotowawczy, może z uwagi na wiek powinnam słabiej zacząć, ale charakter na to nie pozwalał. Jeżeli się czegoś podejmuje, to robi się to na 100 proc., a może rzeczywiście powinnam odpuścić. W ostatnim okresie ból powrócił, więc niestety podjęliśmy decyzję, że trzeba to leczyć i zobaczymy, co będzie dalej.

Jakie są perspektywy, czy istnieje jeszcze możliwość powrotu na parkiety Energa Basket Ligi Kobiet tak, jak przed rokiem?

Nie chcę przewidywać, dla mnie zdrowie jest najważniejsze. Wiem, ile kosztował mnie powrót w styczniu po siedmiu miesiącach przerwy. Wiem, jaki to był duży wysiłek, więc nie mówię nie, nie mówię tak. To by zależało od stanu zdrowia, od tego, czy plecy pozwolą mi wrócić. Tego jeszcze nie wiem, nie ma zgody i pozwolenia od lekarza.

Czyli nie mówimy, że Agnieszka Majewska oficjalnie zakończyła koszykarską karierę?

Oczywiście! Na razie się leczę. Już rok temu miałam być byłą zawodniczką, a wyszło inaczej. (Śmiech). Życie pisze swój scenariusz.

Brakuje Ci bycia z drużyną, wszystkich emocji związanych z meczami?

Pewnie, że brakuje. Dziewczyny zasypują zdjęciami na whatsappie i wszystkich portalach. Czasami czuję się, jakbym była z nimi, ale to nie jest to samo. Brakuje zwłaszcza szatni, gdzie jest milion tematów i całej atmosfery.

A jest coś, czego Ci nie brakuje w życiu bez koszykówki? Na przykład ciężkie treningi?

Uwielbiam trenować! Tamten sezon pokazał, że się da. Bardzo bałam się powrotu, bałam się czy dam radę, bo wszyscy wiemy jak trener Arek pracuje, ale sobie poradziłam. Może ciężkich treningów nie brakuje, ale tych lżejszych zajęć na pewno. Ja już ciężko się natrenowałam w swoim życiu, więc trzeba spuszczać z tonu (śmiech)!

Trener Rusin mówił przy ogłaszaniu powrotu do drużyny, że po okresie przygotowawczym miało być z górki, tak miało być?

Tak miało być, tak się spodziewaliśmy. Trener wiedział, że jeśli przejdę sezon przygotowawczy w pełni, to później będzie dobrze. Nie udało się, bo już pod koniec tych najcięższych treningów plecy się odezwały. Oczywiście zrobiłam przerwę, a każda przerwa w tym wieku, żeby to było jasne, ja się wcale staro nie czuję, ale po tylu minutach i sezonach organizm to odczuwa i każda przerwa nawet tygodniowa utrudnia powrót. To nie tak jak w wieku 20 lat. Wróciłam, weszłam z powrotem w treningi, poczułam się lepiej, ale uraz powrócił ze zdwojoną siłą i przerwa musiała być dłuższa. Wszyscy braliśmy taki scenariusz pod uwagę.

Dużo miałaś rozmów z trenerem Arkadiuszem Rusinem na temat swojego zdrowia, roli w zespole?

Rozmawialiśmy oczywiście. Nie było to takie łatwe, pracowaliśmy ze sobą wiele lat. Z jednej strony znamy się na tyle, że wiadomo kiedy odpuścić, co odpuścić. Z drugiej strony dochodzi charakter sportowca. Jak wszystkie dziewczyny pracują, to nie umiem odpuścić. I tutaj te dwie rzeczy się kłóciły, może gdyby to było bardziej stanowcze odpuszczenie, to teraz byłabym z zespołem. Mam do siebie pretensje o to, że mogłam gdzieś odpuścić, ale ten charakter nie pozwolił.

Mimo, że nie widzimy Cię na parkiecie, nadal jesteś bardzo ważną częścią klubu – jak w jednym zdaniu podsumowałabyś ten rok w wykonaniu Ślęzy Wrocław?

Wzloty i upadki. Taka myśl nasuwa się pierwsza. Z jednej strony sukces, bo w tym roku wywalczyłyśmy kolejny medal, a dziewczyny w tym sezonie sprawiły kilka niespodzianek pokonując Wisłę czy CCC i idzie to w dobrą stronę. Dobry rok, ale przytrafiły się delikatne porażki, bo przegrana z Widzewem nie powinna się przydarzyć, ale to jest sport.

To teraz nieco szerzej – po krótkiej przerwie wróciłaś do gry w lutym tego roku, żeby zdobyć w żółto-czerwonych barwach swój 15 medal mistrzostw Polski. Z perspektywy czasu brąz to maksimum, jakie dało się wyciągnąć, czy jednak pozostaje niedosyt po przegranej serii z Artego Bydgoszcz?

Na wynik końcowy składa się cały sezon, ciężko powiedzieć co działo się przed moim przyjściem, że dziewczyny grały w kratkę, bo w całym sezonie były różne mecze. W styczniu dziewczyny były w dołku, psychicznym i fizycznym. Gdy głowa jest słaba, to fizycznie nie ma energii do pracy. Zespół był w dużym dole, ale wspólnymi siłami potrafiłyśmy się podnieść. Mecze z Bydgoszczą pokazały że zabrakło niewiele, w ostatecznym rozrachunku oczywiście szkoda tych spotkań, tylko nie wiem czy nie było to pokłosiem tego, co działo się przez cały sezon. Występy w pucharach też zrobiły swoje, natężenie meczów, zmęczenie dziewczyn, brak doświadczenia pucharowego, wszystkiego trzeba się po prostu nauczyć po prostu. Odbiło się to też na treningach, bo nie było całego tygodnia na przygotowania, to dla trenera Rusina za mało. Mecze z Bydgoszczą to wielka szkoda, natomiast zabrakło zimnej głowy, może wystraszyłyśmy się finału.

Pamiętasz, jak wtedy Twoje ciało odpowiadało na obciążenia związane z play-offami?

Pamiętam końcówkę tamtego sezonu i w ogóle po powrocie z końcem stycznia, rozmawialiśmy z trenerem, żeby zobaczyć, jak będę wyglądać. Przez siedem miesięcy nie trenowałam treningu i to nie było tak, że na 100 procent przyjdę i zostaję. Musiałam zobaczyć, czy to ma sens, czy dam radę. Po czterech tygodniach miałam zdecydować, a już po trzech wszyscy wiedzieli bez decyzji, że zostaję. Pamiętam, że było dobrze, a plecy się odezwały i w Bydgoszczy nie mogłam pomóc dziewczynom. Prawda jest taka, że gdyby Agnieszka Kaczmarczyk nie złapała kontuzji, to nie byłabym potrzebna do samego końca. Ciacho nie zagrała w meczach z Wisłą, to trzeba było się ratować (śmiech). Po pierwszym meczu było ogromne zmęczenie, trener podszedł do mnie i mówi „Aga, Ty za dwa dni się nie będziesz nadawała do niczego, będziesz się czuła jak w sezonie przygotowawczym” i rzeczywiście tak było. Mecz, w którym przegrałyśmy 30 punktami był straszny, moje ciało nie współpracowało ze mną. Na kolejny trzeba było wyjść, położyć wszystko na jedną kartę i pomimo zmęczenia trzeba było się zebrać. Charakterem wygrałyśmy ten medal.

Któryś z meczów tamtego sezonu, nie biorąc pod uwagę meczu o brąz, zapadł Ci mocno w pamięci?

Na pewno mecz z Bydgoszczą będzie się pamiętało. Wszystkie zapadły nam w pamięć, każdy z nich był ciężki i niby się wydawało, że mamy finał w kieszeni i niestety… Trzeba było wygrać mecz u siebie, oba przegrałyśmy. To mecze, które się będzie pamiętało. Rzadko kiedy pamięta się mecze sezonu zasadniczego. Tak jak teraz, jeśli dziewczyny sięgną po medal, to nikt nie będzie pamiętał o porażce z Widzewem.

Miałaś podczas letnich przygotowań momenty, w których myślałaś, żeby jednak zrezygnować z kolejnego powrotu?

Oczywiście, po każdym treningu! (Śmiech). Sezon przygotowawczy z trenerem Rusinem jest naprawdę ciężki, po prostu przychodziłam do domu i zastanawiałam się, po co jest mi to potrzebne. Natomiast na popołudniowy trening szłam już w pełni zmotywowana. Mój organizm dawał mi większe znaki niż w poprzednim, że zmęczenie się nawarstwia.

Co lub kto napędzało Cię wtedy do dalszej pracy i kontynuowania treningów? Trener Rusin zachęcał do działania?

Generalnie jestem taką osobą, że jeżeli czegoś się podejmuje, to nie robię tego na pół gwizdka. Motywacją było to, że w zespole było dużo młodszych koleżanek, które umierały tak samo jak ja, więc może to mnie popychało, że jeszcze nie jest tak źle. Znamy się z trenerem kupę lat i myślę, że bardzo dobrze się znamy, mogliśmy sobie w dyskusjach pozwolić na trochę więcej, więc szpilek małych w jedną i drugą stronę było bardzo dużo.

Byłaś z drużyną podczas pierwszych kilku spotkań w trwających rozgrywkach, zakładam, że po urazie nadal śledzisz losy zespołu.

Oczywiście i bardzo żałuję, że tak mało jest meczów w telewizji i internecie. Rok temu były puchary i transmisje telewizyjne, natomiast teraz brakuje mi tego. Cieszę się, że była transmisja z Polkowic i mogłam zobaczyć dziewczyny w akcji. Śledzę, jak nie w internecie, to poprzez statystyki.

Jak Twoim zdaniem rozwinął się ten zespół na przestrzeni 11 meczów, które za nami?

Na pewno widać rękę trenera w stosunku do obrony, znam go na tyle, że to nie funkcjonuje tak, jakby chciał i nie wiadomo, czy w pełni to się uda osiągnąć. Mówiłam w wielu wywiadach, że to zespół, który może zaskoczyć wszystkich, a nawet same siebie i dalej to podtrzymuję. Grają bardzo różnie, są w stanie zagrać fenomenalnie, a czasem nie wszystko wychodzi. To młody zespół, jak się ma taką kadrę, to gra w kratkę jest absolutnie normalna. Cały zespół idzie do przodu, a indywidualnie, to w trakcie sezonu wyszło doświadczenie Taisii Udodenko, na plus na pewno zapisuje się Terezia Palenikova. To młoda zawodniczka i wszystko przed nią, jeśli będzie się dalej tak rozwijać, to zrobi wielką karierę.

Wygrana w meczu z CCC była dla Ciebie niespodzianką, czy znając trenera Rusina oraz zawodniczki wiedziałaś, że stać je na tę wygraną?

Oczywiście, że wierzyłam i bardzo się cieszę! Mimo, że Ślęza nie zagrała rewelacyjnie w ataku, a jedynie nieźle. W kluczowych momentach wpadły ważne rzuty. Dziewczyny dobrze wyglądały w obronie, a przede wszystkim zagrały walecznie, uwierzyły, że mogły wygrać i to zrobiły.

Według Ciebie można, choćby po cichu, mówić o potencjalnym czwartym medalu w ciągu czterech lat?

W moim pierwszym roku w Ślęzie nikt nie postawiłby na nas, że zdobędziemy złoty medal. W minionych rozgrywkach nikt nie sądził, że wywalczymy brąz przeciwko Wiśle. Dlatego uważam, że dziewczyny są w stanie to zrobić i jest to w zasięgu. Natomiast sezon jest długi, dużo meczów, jeszcze nie skończyła się pierwsza runda, a do medali jest kilka zespołów, bo chociażby Bydgoszcz, Toruń, Gorzów. Wszystko będzie zależało od kontuzji i od wielu innych czynników. Wierzę w to, że dziewczyny są w stanie to zrobić i trzeba w to wierzyć.

Masz może jakieś rady dla zespołu przed nowym rokiem?

One same wiedzą doskonale, co trzeba robić, każdy gracz wie i czuje to, tym bardziej doświadczone zawodniczki. Jedyna rada to to, żeby po prostu walczyć, wierzyć w siebie i w to, że można.

Zmieniając temat, latem byłaś trenerką podczas Campu Akademii Koszykówki Ślęzy w Szklarskiej Porębie. Przejście z parkietu na ławkę trenerską to realna opcja na przyszłość?

Pomysłów i myśli jest dużo, wszystko przede mną, na razie, tak jak rozmawialiśmy, zdrowie jest najważniejsze, muszę się wyleczyć żeby o czymkolwiek myśleć. Czy o roli trenera czy o pracy w klubie organizacyjnej, bo takie rzeczy lubię. Pomysłów jest dużo. Letni camp był dla mnie pierwszym, ale było to fajne doświadczenie i mam nadzieję, że znów będę mogła się sprawdzić w tej roli, ale na razie nie było zobowiązujących rozmów.

Czego można Ci życzyć na nadchodzący rok oprócz zdrowia?

Mam ciche marzenie, którego nie będę zdradzać. A tak to zdrowie jest najważniejsze, jak jest zdrowie, to wszystko będzie dobrze.

W ramach rewanżu – czego można życzyć kibicom Ślęzy?

Przede wszystkim na nowy rok również zdrowia i przede wszystkim dalszej wiary w zespół, bo bardzo się cieszę, że wierzą cały czas, czasem nawet bardziej niż dziewczyny same wierzą w siebie. Wielu emocji, sukcesów i medalu.

I na koniec: kiedy zobaczymy Cię na trybunach hali wrocławskiej AWF, skoro niestety buty wiszą na razie na kołku?

Przyjadę, na pewno! Mam nadzieję, że wkrótce, ale na razie nie jestem w stanie powiedzieć.

Spojrzenie w liczby: CCC Polkowice

Ostatni w 2018 roku mecz Ślęzy Wrocław zakończył się zwycięstwem 54:51 nad CCC Polkowice. Zapraszamy na podsumowanie statystyczne tego starcia. 

0 – dobiegła końca passa Cierry Burdick z co najmniej jedną asystą w meczu. Skrzydłowa wrocławianek pierwszy raz w tym sezonie ani razu nie przyczyniła się bezpośrednio do zdobyczy punktowej jednej ze swoich koleżanek.

2 – a właściwie to 2:54. To czas meczu, w którym Ślęza Wrocław była na prowadzeniu. Jak widać, podopieczne Arkadiusza Rusina wcale nie nadawały tonu wydarzeniom boiskowym, ale egzekucja w najważniejszych momentach doprowadziła je do zwycięstwa.

3 – taktyczna rozgrywka w derbach Dolnego Śląska nie toczyła się w wysokim tempie. Koszykarki z Polkowic skutecznie powstrzymywały swoje rywalki przed wyprowadzaniem kontrataków, co zazwyczaj jest mocną bronią Ślęzy Wrocław. Zawodniczki z Wrocławia zdołały zdobyć zaledwie trzy punkty z kontrataków – aż o 10 mniej niż wskazywałaby na to średnia.

4 – większość kibiców jako potencjalną liderkę w kategorii bloków w drużynie CCC wskazałoby Lynnettę Kizer, być może Temi Fagbenle lub Agnieszkę Kaczmarczyk. Tymczasem w hicie 12. kolejki Energa Basket Ligi Kobiet to rozgrywająca, Jasmine Thomas, zdeklasowała wszystkie swoje koleżanki. Amerykanka zablokowała cztery próby koszykarek Ślęzy, tyle samo co reszta drużyny.

9 – seria dziewięciu punktów bez odpowiedzi CCC Polkowice doprowadziła gospodynie do wyniku 40:27. Od tego momentu Ślęza podwoiła swój dorobek, a CCC w ostatnich 16 minutach meczu zdobyło tylko 11 punktów.

11 – Sydney Colson nie miała dobrego dnia jeżeli chodzi o rzuty z gry, lecz znakomicie wykorzystywała defensywę CCC do stawania na linii rzutów osobistych. Rozgrywająca Ślęzy wywalczyła siedem przewinień i 12 razy oddawała rzut wolny, wykorzystując 11 prób.

13 – w podsumowaniu spotkania z CCC dominuje defensywa i trudno się dziwić, ponieważ to ona zadecydowała o zwycięstwie. 13 przechwytów wykonanych przez żółto-czerwone to najlepszy wynik w sezonie i zarazem pierwszy przypadek, kiedy przechwyciły one ponad 10 piłek.

15 – wrocławianki trafiły tylko 15 z 54 rzutów z gry, co jest zdecydowanie najniższym wynikiem w tym sezonie. Pierwszy raz w trwających rozgrywkach zdarzyło się, że koszykarki Ślęzy zamieniły na punkty mniej niż 20 prób z gry.

51 – defensywa wrocławianek zatrzymała koszykarki CCC na zaledwie 51 punktach. Tak mocny zespół jak koszykarki z Polkowic rzadko kiedy punktują tak słabo, zwłaszcza na własnym parkiecie. Ostatni raz gorzej u siebie zagrały we wrześniu 2015 roku – wtedy jako MKS Polkowice uległy Pszczółce Lublin 48:62.

90,5 – wyżej wspomnieliśmy o znakomitym występie na linii rzutów osobistych Sydney Colson, ale cegiełkę do 90,5 proc. skuteczności za 1 punkt dołożyły też jej koleżanki. To trzeci najlepszy rezultat w sezonie, ale w tym przypadku Ślęza wykorzystała aż 19 z 22 rzutów, w pierwszych dwóch odpowiednio 10 na 10 i 11 na 12.