„Nawet w najmniejszej hali świata będę pracować na całego”

– Jestem znacznie mądrzejsza. O wiele, wiele mądrzejsza niż byłam wcześniej – mówi Britney Jones, nowa zawodniczka Ślęzy Wrocław w rozmowie o początkach kariery, podróżach po świecie i szalonym pobycie w Szwajcarii.

Dlaczego koszykówka? Miałaś jakieś inne zainteresowania, gdy byłaś dzieckiem?

Właściwie to miałam zostać gimnastyczką! Bardzo dobrze wychodziły mi salta i trenowałam tę dyscyplinę. To właśnie ten sport chciałam uprawiać, ale moja mama pomyliła dni, w których odbywał się nabór do drużyny. Spóźniłyśmy się z zapisami o jeden dzień i od tego momentu wszystko poszło w stronę koszykówki, czego na pewno nie żałuję. Treningi gimnastyczne pomogły mi pod kątem sprawności fizycznej, gibkości, skoczności i techniki ruchów. Pewne rzeczy zostały mi do dziś.

Trudno było zostać dostrzeżoną w Chicago?

Niezbyt, ponieważ już w szkole podstawowej zostałam dostrzeżona przez trenerów. Już od czwartej klasy podstawówki moja przyszła szkoła średnia była mną zainteresowana i trenowałam pod ich okiem. Wiedzieli dokładnie, kto za parę lat dołączy do ich drużyny. Przez cztery lata dbali o mój rozwój i upewniali się, że przyjdę gotowa do gry.

W szkole średniej dostrzegli Cię nie tylko trenerzy – otrzymałaś sporo nagród od ekspertów i dziennikarzy. Jak radziłaś sobie z tym zainteresowaniem w tak młodym wieku?

Mogłam polegać na swojej rodzinie. Dzięki rodzicom zachowałam pokorę i skupiałam się wyłącznie na koszykówce. Tak naprawdę to nic innego mnie nie interesowało – chciałam tylko grać i rozwijać się jako zawodniczka.

W czasach licealnych grałaś w tej samej szkole co Patrick Beverley (zawodnik Los Angeles Clippers – red.). Jakim był wtedy człowiekiem i zawodnikiem?

Chodziliśmy do tej samej klasy! Często się spotykaliśmy, przyjeżdżał do mnie zielonym Fordem Bronco i spędzaliśmy czas u mnie w domu. Był bardzo zabawny, często żartował, lubił rozśmieszać innych ludzi. Już wtedy był skromny i poukładany, nie wywyższał się ponad resztę znajomych, zawsze był w porządku. Mądry chłopak, który na wszystko sobie zasłużył ciężką pracą. Już wtedy miał spore umiejętności koszykarskie i potrafił je wykorzystać. Miał pasję i determinację, które doprowadziły go do sukcesu. Już w szkole średniej był znakomitym graczem, ale nastawionym bardziej ofensywnie niż teraz. W NBA znamy go z gry w obronie, ale zaczynał jako koszykarz lepszy w ataku.

Po szkole średniej uniwersytet UAB był Twoim pierwszym wyborem? Miałaś inne opcje?

Mogłam wybrać Boston College, Texas Christian University w Fort Worth lub UAB. Po tym jak odwiedziłam każdy kampus, poznałam drużyny i trenerów i mogłam pograć chwilę z dziewczynami wiedziałam, że chcę pójść na studia do UAB. Moja trenerka na uczelni była dla mnie jak druga mama. Nie traktowała mnie jako kolejną zawodniczkę, którą trzeba prowadzić i oddać po zakończeniu studiów. Nasze relacje były znacznie ponad to. W UAB czułam się jak w rodzinie.

A dlaczego wybrałaś prawo kryminalne?

Gdyby nie koszykówka, to chciałam zostać policjantką. Oglądałam moją mamę, która szkoliła się w tym zawodzie. Jej droga zawodowa poszła w innym kierunku, ale zawsze kiedy ją obserwowałam, myślałam sobie, że mogłabym pracować w policji. Więc postanowiłam wybrać taki kierunek na studiach.

Po zakończeniu studiów zawsze chciałaś wykorzystać swoją przygodę z koszykówką do podróżowania po całym świecie?

Planem zawsze było zostanie profesjonalnym sportowcem. Jednak nigdy nie spodziewałam się, że moja kariera tak się potoczy. Nie uwierzyłabym, że będę z tobą rozmawiać o koszykówce i o moim nowym klubie oddalonym od domu o kilka tysięcy kilometrów (śmiech)! To jak sen… chociaż nie wiem, czy tak los mógłby mi się w ogóle przyśnić. Nie, nie spodziewałam się że tak to się potoczy. Nigdy nie myślałam o podróżach po całym świecie. Nigdy!

Rozumiem decyzję o grze w Portoryko, Grecja też nie jest egzotycznym kierunkiem. Ale Islandia? Dlaczego zdecydowałaś się wyjechać na północ, do mroźnej Islandii?

Do bardzo, bardzo mroźnej Islandii! Mój agent przedstawił mi tę ofertę. Powiedział, że to dobra sytuacja, że mogę sprawdzić się w niezłej lidze i pograć w koszykówkę, żeby w Stanach zobaczyli co potrafię. Islandia to jedno z najlepszych państw, w jakich grałam. Bardzo życzliwi ludzie, przepiękne krajobrazy – lodowce, góry, Blue Lagoon, gejzery, naprawdę wszyscy powinni się tam wybrać i zobaczyć te widoki. Zorza polarna jest zachwycająca.

Pobyt w Islandii spełnił swój cel – zostałaś zauważona przez drużynę WNBA ze swojego rodzinnego miasta, Chicago Sky. Krótki pobyt i zwolnienie po obozie przygotowawczym musiało być rozczarowujące.

Z pewnością. Musiałam zrozumieć, że to decyzja biznesowa. Właściwie, to teraz przypominam sobie, że zostałam zastąpiona przez Sharnee Zoll-Norman! Władze Chicago Sky dokonały wymiany, w której Zoll przyszła z Los Angeles Sparks i ten ruch sprawił, że wypadłam z rywalizacji o miejsce na pozycji rozgrywającej. W WNBA jest bardzo mało miejsc i dla mnie go zabrakło.

Następne trzy kraje w twojej karierze to Rumunia, Rosja i Belgia. W którym z nich czułaś się najlepiej?

Najlepsza pod względem koszykarskim z pewnością była Rosja – najbardziej wyrównana i zacięta liga. W Rumunii również czułam się bardzo dobrze, nasza mistrzowska drużyna została znakomicie zbudowana. Poziom nie jest tak wysoki jak w Rosji, więc to tam najwięcej się nauczyłam jako zawodniczka.

Po Belgii, w której występowałaś w Eurolidze i wygrałaś mistrzostwo, przeniosłaś się do Szwajcarii. Jak doszło do tego, że podpisałaś kontrakt na zaledwie trzy mecze i sięgnęłaś po dwa tytuły w trakcie jednego sezonu?

Dopiero wylądowałam w domu z Belgii. Ledwo zdążyłam pojawić się w domu, gdy zadzwonił mój agent i zapytał, czy chcę pojechać do Szwajcarii! Nie byłam przekonana, więc opowiedział o drużynie, która walczyła o mistrzostwo kraju i potrzebowała rozgrywającej tylko na finały ligi. Nawet nie zdążyłam się dobrze rozpakować w Chicago, gdy musiałam ponownie znaleźć się w samolocie. Przed pierwszym meczem miałam jeden trening. Jeden! Przyleciałam w czwartek, wieczorem tego samego dnia odbył się trening, w piątek tylko zajęcia rzutowe i już trzeba było stanąć do walki. To była niesamowita, szalona przygoda i niepowtarzalna okazja. Rzadko kiedy masz szansę zdobyć mistrzostwo kraju grając w zaledwie trzech meczach!

Wróciłaś do Belgii, żeby rozegrać niecały sezon w Namur. Stamtąd odeszłaś przed zakończeniem rozgrywek, media pisały o różnicy zdań pomiędzy Tobą, a trenerem. Co się wtedy wydarzyło?

Szczerze mówiąc? Do tej pory nie wiem, naprawdę nie wiem. Córka trenera jest w drużynie i gra na mojej pozycji. Dobrze dogadywała się z resztą drużyny, ale naprawdę nie wiem, co się wydarzyło. Do tej pory nie jest dla mnie jasne, dlaczego sprawy przybrały taki obrót. Po tym, jak rozwiązano ze mną kontrakt, trener nawet ze mną nie porozmawiał. Więc nie było nawet rozmowy na temat całej sytuacji. Nadal nie wiem, co było przyczyną tego wszystkiego, ale jedna z moich koleżanek z tamtej drużyny powiedziała, że być może kwestią były pieniądze. Klub wciąż miał wobec niej zaległości i być może szukano oszczędności.

Po tej decyzji postanowiłaś przenieść się do Salwadoru. Dlaczego?

Wszystko sprowadza się do odpowiedniego czasu. Po prostu pojawiła się taka możliwość i z niej skorzystałam. Mam w Salwadorze kilku znajomych, którzy są tam trenerami i powiedzieli, że ich kolega potrzebuje rozgrywającej. Byłam dostępna, a oni mnie przekonali. Bardzo kocham koszykówkę. Nie ma dla mnie znaczenia, czy gram u kogoś na podwórku, po prostu uwielbiam to robić. Możemy grać u ciebie w ogródku, a i tak będę grać z uśmiechem na ustach. Po prostu.

Jak wyglądał poziom tej ligi?

Można powiedzieć, że dwie drużyny były lepsze od innych, bo ściągały zawodniczki z Ameryki. Ale nie, poziom był przeciętny, można go porównać do ligi meksykańskiej. Nie było to wielkie wyzwanie, ale najzwyczajniej w świecie cieszyłam się, że mogłam grać i sięgnąć po kolejny tytuł mistrzowski. Zawsze kiedy gram, dam z siebie 100 procent. Nawet w najmniejszej hali świata będę pracować na całego. Tego można być pewnym.

Polska to Twój dziesiąty kraj w karierze. Czego dowiedziałaś się o sobie – zarówno pod względem koszykarskim, jak i personalnym – podczas tej podróży po świecie?

Wow, to naprawdę trudne pytanie. Dowiedziałam się, że potrafię ewoluować, że potrafię się dostosować. W każdym kraju styl gry jest inny, trenerzy są inni, a dla mnie nie robi to większej różnicy. Potrafię się odnaleźć wszędzie, nawet podczas dwóch tygodni w Szwajcarii szybko znalazłam dla siebie miejsce. Umiem zmienić nastawienie, mentalność, sposób komunikacji z drużyną – wszystko to nie jest dla mnie trudne. Pod względem koszykarskim? Jestem znacznie mądrzejsza. O wiele, wiele mądrzejsza niż byłam wcześniej. Wszystkie mecze, każda minuta spędzona na parkiecie sprawia, że wiem więcej o koszykówce. Jeśli by tak nie było, to po co w ogóle grać? Przez tyle lat nauczyłam się wygrywać.

W takim razie jaki jest Twój klucz do wygrywania?

Przede wszystkim stawiać drużynę na pierwszym miejscu. W ten sposób zawsze osiągniesz sukces. Jeśli jesteś rozgrywającą i nie grasz dla zespołu, to nie wygrasz. Wystarczy spojrzeć na Russella Westbrooka, grając tak jak on nie zdobędziesz mistrzostwa. Nie zrozum mnie źle, to znakomity gracz i jeden z moich ulubionych koszykarzy. Zawsze będę trzymać jego stronę, ale w tym momencie nie wie, jak wygrywać. Mam nadzieję, że to się zmieni.

Wracając pamięcią do całej kariery. Który jej moment był dla Ciebie najbardziej znaczący?

Prawdopodobnie gdy występując w EuroCupie w Chavakacie przegrałyśmy mecz z drużyną z Turcji. po dwóch dogrywkach trzema punktami. To był mecz decydujący o awansie i przegrałyśmy go w taki sposób. To było przytłaczające, wciąż to we mnie siedzi. Gdybym mogła, na pewno zagrałabym to spotkanie jeszcze raz.

Jaka jest najlepsza rada, jaką otrzymałaś?

Oszczędzaj pieniądze (śmiech). Na poważnie – zawsze powtarzano mi, żeby dobrze się prezentować. Mówię tu o charyzmie, o tym, jak rozmawiasz z ludźmi, jaką energię przekazujesz podczas grania. Jeśli ludzie widzą zaangażowanie, będą cię cenić. Uczono mnie, żeby być otwartą osobą, która porozmawia z każdym i zawsze znajdzie czas.

Ostatnie pytanie – masz okazję przekazać radę 15-letniej Britney Jones, która zaraz zacznie grać dla liceum Marshalla w Chicago. Co jej powiesz?

Pracuj ciężej. W wieku 14 lat nie pracowałam tak, jak robię to teraz. Mogłam być lepszą zawodniczką, gdybym jako młoda zawodniczka dawała z siebie więcej. Nie rozumiałam wartości pracy, konieczności przepracowania całego dnia, przebiegnięcia kilku mil, oddania większej liczby rzutów, zostania po treningu. Nie wiedziałam, że trzeba to robić. Jako 31-letnia koszykarka powiem swojej młodszej wersji – pracuj. Pracuj ciężko, pracuj mądrze.

Najnowsza koszykarka Ślęzy: Britney Jones

Kolejnym przystankiem w długiej i bogatej karierze koszykarskiej Britney Jones jest Polska. Jak wyglądała dotychczasowa droga nowej rozgrywającej Ślęzy Wrocław? Zapraszamy do podróży przez 15 lat i dziewięć krajów.

Niespełna 32-letnia Britney Jones pierwszy raz pojawiła się na radarze trenerów w 2002 roku, kiedy została wybrana najlepszą debiutantką roku przez szkoleniowców z Chicago. Rok później miejscowa gazeta Chicago Sun-Times zakwalifikowało ją do najlepszej drużyny miasta. Jej szkoła średnia – John Marshall Metropolitan High School dwukrotnie wygrała mistrzostwa Chicago, a w ostatnim swoim sezonie Jones zgarnęła wszystkie nagrody. Sun-Times oprócz nominacji do najlepszej drużyny miasta, okręgu i stanu wybrało Britney Jones najlepszą zawodniczką i najlepszym sportowcem Chicago. Warto dodać, że tę szkołę skończyli również Patrick Beverley (obecnie zawodnik Los Angeles Clippers, siódmy sezon w NBA) oraz Cappie Pondexter (mistrzyni olimpijska z 2008 roku, dwukrotna mistrzyni WNBA, jedna z 15 najlepszych zawodniczek w historii ligi).

Tak utytułowana na poziomie szkoły średniej zawodniczka jak Jones musiała trafić do solidnego programu akademickiego i zdecydowała się na University of Alabama at Birmingham, gdzie w barwach Blazers rozegrała cztery sezony. Choć żeńska drużyna pozostaje w cieniu mężczyzn, którzy w sezonie 2010/2011 dotarli nawet do Final Four turnieju NCAA, to także i panie potrafiły dostać się do tych prestiżowych rozgrywek. Po przyjściu Jones Blazers poprawiły swój bilans o siedem zwycięstw, a nowa rozgrywająca Ślęzy została wybrana najlepszą debiutantką drużyny, znalazła się także w piątce najlepszych pierwszoroczniaków Conference USA. Rok później Jones otrzymała nagrodę szóstej zawodniczki całej Conference USA, a jej drużyna zanotowała najlepszy bilans od sezonu 2000/2001: 19-13.

Rozgrywki 2007/2008 Britney zaczęła w wyjściowej piątce UAB i pokazała swój defensywny talent – 82 przechwyty pozwoliły jej uplasować się na piątym miejscu w konferencji oraz w czołowej czterdziestce w całych Stanach Zjednoczonych. Ostatni sezon na studiach zakończyła z najlepszą średnią zdobyczą punktową – 19.4 punktu na mecz, do których dołożyła 4.6 zbiórki oraz 3.5 asysty. Skończyła uniwersytet w Alabamie z dyplomem z prawa kryminalnego. Zapisała się w annałach UAB w kilku kategoriach. 39 proc. skuteczności z dystansu w sezonie 2005/2006 to czwarty najlepszy wynik w historii szkoły. 1112 minut rozegranych w sezonie 2008/2009 to trzecia największa liczba. Łącznie przez cztery lata zdobyła 1606 punktów i pozostaje w czołowej 10 tego programu. W trakcie pobytu w Birmingham trafiła 194 trójki i zanotowała 240 przechwytów – to drugie najlepsze wyniki w historii. Od 1983 roku nikt nie rozegrał więcej minut w trakcie swojej akademickiej kariery niż Britney Jones.

Następnie rozpoczęła się odyseja. Jej pierwszym przystankiem było Portoryko. W barwach Montaneras de Morovis zagrała 15 meczów, w których zdobywała średnio 17,5 punktu. W listopadzie 2010 roku podpisała kontrakt w greckim FEA Neas Halkidonas, ale nad Morzem Śródziemnym spędziła tylko miesiąc i wystąpiła w siedmiu spotkaniach. Rozgrywki 2011-2012 rozpoczęła na Islandii, reprezentując barwy stołecznego Fjolniru. Nie imała sobie równych, absolutnie dominując rozgrywki ligi islandzkiej. W pierwszym sezonie notowała średnio 29 punktów, 6 zbiórek, 6.3 asysty i aż 3.9 przechwytu na mecz. Występowała praktycznie od deski do deski, tylko dwukrotnie zdobywając poniżej 20 oczek, a cztery razy notowała double-double z asystami. Przeciwko Njardvik zaliczyła aż 13 przechwytów. Rok później podniosła sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. 31.6 punktu, 5.9 zbiórek, 6 asyst i 2.7 przechwytu w 27 meczach. Najlepsze występy zaliczyła ponownie w starciach z Njardvikiem. W pierwszym meczu zrobiła triple-double: 46 punktów, 13 zbiórek i 12 asyst. W drugim 52 punkty, 18 zbiórek, 4 asyst. Co ciekawe, te popisy indywidualne nie wystarczyły, aby Fjolnir zwyciężył w chociażby jednej z konfrontacji. W sezonie 2012/2013 miała jeszcze mecze, w których zdobyła 42, 41 i 40 (dwa razy) punktów. Na pożegnanie z Islandią zaliczyła kolejne triple-double – 32 punkty, 12 zbiórek i 10 asyst.

Występ Britney Jones, w którym zdobyła 52 punkty.

Panowanie nad ligą islandzką przykuło uwagę rodzinnego Chicago Sky, które zaprosiło Jones na obóz przygotowawczy przed sezonem 2013. Niestety, zakończyło się właśnie na tym, 10 maja 2013 roku została zwolniona z kontraktu ze Sky. Britney postanowiła kontynuować swoją karierę w Rumunii i dołączyła do zespołu CSM Targoviste. W barwach tej drużyny prezentowała się na tyle dobrze, że została wybrana do meczu gwiazd ligi rumuńskiej. W tym spotkaniu zostawiła resztę zawodniczek w tle, prowadząc drużynę „Południa” do zwycięstwa, za co otrzymała statuetkę MVP. Na koniec sezonu mogła się również cieszyć z mistrzostwa kraju, choć w finałach odegrała marginalną rolę. Zapewne dlatego Jones zamieniła Targoviste na Braszów, który w mistrzowskim sezonie uległ CSM w ćwierćfinale. W Braszowie nowa obwodowa Ślęzy spotkała się z byłą zawodniczką 1KS-u, Sonią Ursu-Kim i przypomniała kibicom o swojej klasie. Reprezentując miejscową Olimpię nawiązała do świetnych występów z ligi islandzkiej, notując chociażby 30 punktów i 12 zbiórek w meczu z Alexandrią, 39 punktów przeciwko Targu Mures czy 28 oczek przeciwko swojemu byłemu klubowi. Ostatecznie zakończyła sezon ze średnimi na poziomie 24 punktów, 3.6 zbiórki, 5.2 asysty oraz 2 przechwytów. Trafiła także 90.1 proc. rzutów osobistych i 50.5 proc. prób za dwa punkty. Ponownie wystąpiła w meczu gwiazd, a po sezonie renomowany portal eurobasket.com obsypał ją nagrodami. Trafiła do najlepszej piątki rozgrywek, znalazła się także w najlepszej drużynie zawodniczek zagranicznych. Otrzymała również tytuł najlepszej obwodowej sezonu 2014/2015.

Udane występy w Rumunii przełożyły się na spory krok naprzód – Jones trafiła bowiem do ligi rosyjskiej, do zespołu Chevakata-Vologda. Szczyt sukcesów – trzy kolejne półfinały EuroCupu już minął (przypadł na lata 2011-2013), ale Pszczółki nadal występowały w europejskich pucharach. Jones zagrała we wszystkich meczach fazy grupowej, notując nawet 28 punktów i 7 asyst przeciwko tureckiemu Edirne, ale nie wystarczyło to, aby wywalczyć awans do kolejnej fazy rozgrywek. Jeżeli zaś chodzi o mocną i wyrównaną ligę rosyjską, tam Britney 13 razy w przeciągu całego sezonu skończyła z EVAL-em powyżej 20, najlepszy mecz zaliczając w pierwszym spotkaniu rywalizacji o piąte miejsce. Przeciwko Jenisejowi Krasnojarsk do 27 punktów dołożyła trzy zbiórki, dwie asysty i pięć przechwytów. Dobre występy Jones były jednak marnym pocieszeniem dla Chevakaty, która przegrała walkę z Jenisejem.

Trzecia najlepsza strzelczyni ligi rosyjskiej (18.1 punktu na mecz) pozostała w klubie na kolejny sezon, ale nie odgrywała już tak dużej roli jak w rozgrywkach 2015/2016, kiedy to Eurobasket wybrał ją do drugiej piątki sezonu oraz najlepszej drużyny zawodniczek zagranicznych. Musiała zadowolić się tytułem zawodniczki 13. kolejki rozgrywek, kiedy to koszykarki z Wołogdy rozbiły czerwoną latarnię – Spartaka Nogińsk, a Jones zdobyła 20 punktów, zebrała osiem piłek i zaliczyła cztery przechwyty. Chevakata odpadła w kwalifikacjach do EuroCupu i ponownie znalazła się w walce o miejsca 5-6. Tym razem walka ta zakończyła się powodzeniem, Pszczółki dwukrotnie pokonały MBA Moskwa, zaś Jones w tej rywalizacji zdobyła łącznie 34 punkty, zaliczając przy tym dziewięć asyst.

Słabszy drugi sezon w rosyjskiej Wołogdzie nie przeszkodził Jones w przenosinach do klubu, który zdominował swoją ligę – Royal Castors Braine. W momencie przyjścia Britney Jones do Braine-l’Alleud Castors wygrało cztery mistrzostwa z rzędu, co oczywiście dawało prawo gry w Eurolidze. Nie stałoby się tak, gdyby nie zastrzeżenia klubu wobec Sary Halejian, która ostatecznie znalazła swój dom na sezon 2017/2018 w Szwajcarii. Tymczasem Jones w najlepszych rozgrywkach Europy grała mało, de facto pokazując swój talent w dwóch meczach, zdobywając 19 punktów i 3 asysty przeciwko Galatasaray oraz 21 punktów i 4 asysty przeciwko Sopronowi. Jeżeli chodzi o zmagania krajowe, to bezkonkurencyjne Castors Braine mogło sobie pozwolić na rotowanie składem i obwodowa z USA musiała robić jak najwięcej użytku z limitowanych minut. W drodze po sezon bez porażki nowa zawodniczka Ślęzy notowała takie występy jak 20 punktów i 5 zbiórek z DS Waregem, 17 punktów i 4 przechwyty z Kangoeroes Mechelen, 8 punktów, 7 zbiórek i 6 asyst w wygranej 134-34 z Basket Willebroek czy 19 punktów, 2 asysty i 3 bloki przeciwko Deerlijk. W walce o mistrzostwo Castors pokonało Namur i Sint Kateljine, a Jones odegrała sporą rolę w walce o złoto przeciwko drugiemu z tych zespołów, zdobywając w dwumeczu łącznie 29 punktów. Sezon w Belgii skończył się na tyle szybko, że Jones zdążyła jeszcze wpaść do Szwajcarii i zagrać trzy mecze we Fryburgu. Rywalem BCF Fribourg było BBC Troist, gdzie na rozegraniu grała… Sarah Halejian. Jones w meczu numer dwa zdobyła 14 punktów i 6 asyst, a w meczu numer trzy 18 punktów i 8 asyst. Fribourg wygrało 3:0 i tym samym po zaledwie trzech meczach Britney Jones została mistrzynią Szwajcarii.

Rozgrywki 2018/2019 rozpoczęła ponownie w Belgii, w Belfius Namur Capitale. Mając znacznie większe pole do popisu niż w Castors Braine, Jones co i rusz notowała imponujące występy zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Namur odpadło w kwalifikacjach do EuroCupu, a w lidze zawędrowało aż do półfinału. Być może zameldowałoby się w finale, ale na parkiecie nie było już Britney Jones, która w lutym rozwiązała kontrakt za porozumieniem stron. Zanim jednak zmieniła klub, notowała średnio 15.2 punktu, 3.6 zbiórki oraz 3.9 asysty. Britney Belgię zamieniła na słoneczny Salwador i zespół Santa Tecla BC. W czterozespołowej pierwszej lidze amerykańska obwodowa na przywitanie zanotowała triple-double – 22 punkty, 10 zbiórek i 13 asyst. Ogółem w 17 meczach ani razu nie zdobyła mniej niż 10 punktów, prowadząc swoją drużynę do tytułu i awansu.

Britney Jones to zawodniczka, która, jeśli dostaje minuty, zapewnia stałe źródło punktów, przechwytów i asyst. To zawodniczka dobrze odnajdująca się jako dyrygent oraz egzekutor, do tego nie odpuszcza w obronie. Jak widać, ma bogate i imponujące CV, więc swoim doświadczeniem z pewnością pozytywnie wpłynie na drużynę Ślęzy Wrocław w sezonie 2019/2020.

Britney Jones nową zawodniczką Ślęzy Wrocław

Amerykanka Britney Jones podpisała umowę ze Ślęzą Wrocław i w sezonie 2019/2020 będzie reprezentować żółto-czerwone barwy. To siódma zawodniczka w kadrze 1KS-u na nadchodzące rozgrywki Energa Basket Ligi Kobiet.

Jones to bardzo doświadczona koszykarka, dla której Polska będzie już dziesiątym krajem w karierze. Podczas trwającej już 14 lat przygody z koszykówką występowała między innymi na parkietach w Islandii, Rumunii, Rosji czy Belgii. Ostatnio grała w Santa Tecla BC w Salwadorze i z tym zespołem wywalczyła mistrzostwo kraju. Przez renomowany portal latinbasket.com została wybrana do najlepszej piątki ligi Salwadoru.

Tych, których nie przekonują osiągnięcia Jones z państwa w Ameryce Środkowej mogą zainteresować poprzednie wpisy w jej koszykarskim CV. Niespełna 32-letnia (1 września skończy 32 lata) zawodniczka przed wyjazdem do Salwadoru grała w EuroCupie w rosyjskim zespole Vologda-Chevakata. Dzieląc parkiet ze znanymi z polskich parkietów Tamarą Radocaj czy Emmą Cannon notowała statystyki na poziomie 13,5 punktu oraz 6 asyst. Następnie przeniosła się do belgijskiego Castors Braine i w sezonie 2017/2018 występowała w Eurolidze. Zagrała we wszystkich 14 meczach, spędzając w akcji średnio 15 minut, osiągając średnio 6,4 punktu oraz 1,9 asysty. Oprócz mistrzostwa Salwadoru cieszyła się też ze zwycięstw w lidze rumuńskiej, belgijskiej oraz szwajcarskiej. W rozgrywkach 2018/2019 w barwach Namur Capitale portal eurobasket.com wybrał ją najlepszą defensorką rozgrywek, jak również znalazł dla Jones miejsce w najlepszej piątce rozgrywek belgijskiej ekstraklasy.

– Myślę, że przy niej ludzie związani z polską koszykówką żeńską mogą postawić znak zapytania, bo jej jedyny związek z polską ligą to mecze jej Castors Braine z CCC Polkowice. To doświadczona zawodniczka, która występowała w europejskich pucharach przez wiele sezonów. Nie będzie miała problemów z aklimatyzacją – podkreśla trener Ślęzy Wrocław Arkadiusz Rusin.

Britney Jones to zawodniczka, która nie jest typową rozgrywającą. Bliżej jej do określenia combo guard, bo z powodzeniem radzi sobie na pozycjach numer 1 i 2. Potrafi zarówno przymierzyć z dystansu, regularnie trafiając ponad 30 procent rzutów, jak i wejść pod kosz, a dzięki przeglądowi parkietu często notuje asysty. Takie też będą jej zadania w Ślęzie Wrocław – w zależności od potrzeb i sytuacji będzie albo rozgrywającą, albo rzucającą. Jak sama podkreśla, w obu tych rolach czuje się bardzo dobrze.

– Na pewno moją dużą zaletą jest inteligencja boiskowa i doświadczenie. Występowałam na parkietach Euroligi, poznałam dużo różnych stylów gry. Lubię zarówno zdobywać punkty, jak i asystować swoim koleżankom z zespołu. Dodatkowo będę dawać z siebie wszystko w obronie, bo zawsze byłam zawodniczką, która przywiązuje dużą wagę do defensywy – opisuje siebie Britney Jones i dodaje, że to nastawienie trenera Arkadiusza Rusina przekonało ją do podpisania umowy ze Ślęzą. – Trener dużo mówił o obronie i o tym, że od niej wszystko się zaczyna. Mi to bardzo odpowiada. Myślę, że szybko się zrozumiemy, ponieważ mamy podobną chęć wygrywania, a także jesteśmy nastawieni na ciężką pracę, żeby osiągnąć sukces – dodała Jones.

– To dynamiczna koszykarka, która ma także walory strzeleckie. Może dla rozgrywającej to nie są największe atuty, ale nam będzie ona potrzebna także na dwójce. Ma grać zamiennie z Dominiką Owczarzak na rozegraniu i wtedy pokazać swoje mocne strony w rozegraniu. Ma bardzo dobrą trójkę, ale oczywiście wszystko zweryfikuje parkiet – tłumaczy szkoleniowiec Ślęzy.

– Ślęza to bardzo profesjonalny klub. Taki obraz mi przedstawiono, ale też widać po sukcesach z ostatnich lat, jak i zawodniczkach z WNBA i z Europy, które przychodziły tutaj grać w ostatnich latach, że to dobra organizacja. Jestem naprawdę szczęśliwa, że w przyszłym sezonie będę występować we Wrocławiu, to dla mnie spory zaszczyt i już nie mogę się doczekać początku sezonu – powiedziała Britney Jones.

Oprócz nowej zawodniczki Ślęzy ważne kontrakty z klubem na sezon 2019/2020 mają również: Amerykanka Cierra Burdick (kapitan), Słowaczka Terezia Palenikova oraz reprezentantki Polski – Agata Dobrowolska, Daria Marciniak, Dominika Owczarzak i Magdalena Szajtauer.

Britney Jones
ur. 1 września 1987 r.
wzrost: 174 cm
pozycja: rozgrywająca/rzucająca
przebieg kariery:
2005-2009: University of Alabama (NCAA)
2010: Montaneras de Morovis (Portoryko)
2010-2011: FEA Neas Halkidonas (Grecja)
2011-2013: Fjolnir Rejkjawik (Islandia)
2013: Chicago Sky (WNBA, okres przygotowawczy)
2013-14: CSM Targoviste (Rumunia)
2014-15: Olimpia Brasov (Rumunia)
2015-2017: Vologda-Chevakata (Rosja)
2017-2018: Royal Castors Braine (Belgia)
2017-2018: BCF Elfic Fribourg Basket (Szwajcaria)
2018-2019: Belfius Namur Capitale (Belgia)
2019: Santa Tecla (Salwador)

 

„Duża odpowiedzialność motywuje mnie do pracy”

– Pracuję każdego dnia, także i teraz, w trakcie wakacji, żeby stawać się lepszą zawodniczką – mówi nowa rozgrywająca Ślęzy Wrocław, Dominika Owczarzak, w rozmowie o dotychczasowej karierze, współpracy ze legendami na pozycji numer 1 i… pieczeniu ciast. 

Z jednej strony dwa mistrzostwa Polski i jeden srebny medal. Trzy puchary Polski, gra w Eurolidze i na Eurobaskecie. Z drugiej strony zerwane więzadła kolanowe tuż po transferze do jednego z największych polskich klubów. To wszystko wydarzyło się do 25 roku życia. W jakim momencie kariery jest teraz Dominika Owczarzak?
To jest bardzo dobre pytanie. Na pewno przed kontuzją wszystko dobrze się układało i rozwijało w odpowiednim tempie. Nie mogę jednak powiedzieć, że był to dla mnie stracony rok. Nie ukrywam, że kontuzja dużo mnie nauczyła. Ktoś, kto przez to przeszedł, doskonale wie, jak to jest. W trakcie rehabilitacji można poznać swoje ciało i możliwości. Dużo zmieniłam się pod względem mentalnym. Nie był to stracony czas, a kolejny etap, trochę inna nauka. Niekoniecznie zagrań na boisku, ale po prostu nauka pracy nad sobą i pokonywania przeciwności.

Co zmieniłaś w swoim podejściu po urazie, żeby lepiej o siebie dbać?
Przed kontuzją czułam się niezniszczalna, myślałam, że ciężkie kontuzje mnie nie dotyczą. Teraz jestem świadoma tego, że z każdym rokiem moje ciało jest coraz bardziej wyeksploatowane i muszę większą uwagę przykładać do odnowy oraz codziennego dbania o siebie. Wiem, że moje podejście do tego przed kontuzją nie było tak poważne, jak jest teraz.

Podczas treningów i grania z tyłu głowy była myśl, że znowu może się stać coś niedobrego?
Po pierwszym treningu pomyślałam, że jestem z siebie zadowolona, bo grałam odważnie i nie czułam bariery. Nie obawiałam się wejść pod kosz albo rzucić się na piłkę. Od początku byłam gotowa do gry i do treningu i nie miałam żadnego strachu, że coś złego może się wydarzyć, ponieważ czułam się dobrze przygotowana.

Czyli po upadkach albo innych momentach nie było, być może nawet podświadomej, blokady, że trzeba było przystopować?
Nie, nic takiego nie było.

Po diagnozie z łódzkiego Ortomedu przed początkiem minionego sezonu było zaskoczenie, rozczarowanie, złość?
Na pewno byłam rozczarowana, ponieważ ułożyliśmy sobie z chłopakiem, żebyśmy byli w miastach niedaleko od siebie położonych. Byłam pozytywnie nastawiona do tego, że mogę odbudować się po kontuzji w Lublinie. Wierzyłam, że to dobre miejsce i że będę mogła na spokojnie wrócić do siebie. Wtedy wiązało się to ze sporym rozczarowaniem, ale patrząc na to z perspektywy czasu wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Dawno zapomniałam o tym, co się wydarzyło – patrzę do przodu i nie chcę rozpamiętywać tego, co się wydarzyło.

W rozgrywkach 2018/2019 w Polkowicach pierwszy raz w swojej karierze ani razu nie wyszłaś w pierwszej piątce. Jak czułaś się w roli rezerwowej?
Na początku podchodziłam do wszystkiego spokojnie i byłam zadowolona z każdej minuty. Później, kiedy trenowałam coraz lepiej, chciałam grać coraz więcej i pojawiło się trochę frustracji. Ten sezon zakończył się dla mnie z ostatnim meczem i już do niego nie wracam. Mam możliwość przygotowywania się do kolejnych rozgrywek na własną rękę. Sprawia mi to mnóstwo przyjemności i nie mogę się doczekać następnego sezonu.

To mistrzostwo Polski smakowało inaczej niż wywalczone w sezonie 2012/2013?
Wtedy byłam bardzo młodą zawodniczką i sporadycznie pojawiałam się na boisku. Była to pierwsza styczność z grą o tak wysoką stawkę i było to dla mnie ogromne przeżycie. W tym roku miałam na głowie inne rzeczy, na których się skupiałam. Bardzo cieszyłam się z obu tytułów, ale na pewno smakowały one różnie.

18-letnia Dominika Owczarzak wchodzi do szatni gdzie są takie zawodniczki jak Belinda Snell, Nneka Ogwumike, Agnieszka Majewska, Magdalena Leciejewska, a przede wszystkim Laia Palau i Sharnee Zoll-Norman – co pamiętasz ze swoich pierwszych sezonów w Polkowicach?
Było to niesamowicie trudne przeżycie. Wiązało się z pierwszą zmianą klubu – do tej pory zawsze grałam w MUKS-ie Poznań i spędzałam na parkiecie dużą liczbę minut, nawet w Ekstraklasie. Wtedy wszystko tak się ułożyło, że pomimo młodego wieku i tego, że było to mój pierwszy sezon, dostawałam wiele szans. Nagle spotkałam się z czymś zupełnie innym. Pamiętam, że w tamtej drużynie była znakomita chemia. Wchodziłam do niej z Karoliną Puss oraz Dorotą Mistygacz. Dostawałyśmy niesamowitą pomoc od starszych dziewczyn, czułyśmy się w tym zespole znakomicie. Pozostało mi wiele dobrych wspomnień, oprócz ciężkiej pracy zostało mi w pamięci mnóstwo znakomitych momentów.

Która z rozgrywających, z którą miałaś okazję współpracować, pomogła Ci najbardziej rozwinąć się jako zawodniczka?
W pierwszym sezonie była tylko Laia Palau, a ja byłam drugą rozgrywającą i dzięki temu mogłam grać cały czas przeciwko niej. Wtedy miałam dużo czasu i możliwości, żeby nauczyć się nowych rzeczy. Sharnee Zoll dołączyła pod koniec sezonu i była po kontuzji kolana, więc nie miałyśmy dużo czasu, natomiast obserwowałam jej grę od lat, rozegrałam przeciwko niej mnóstwo spotkań i mogłam się od niej sporo nauczyć. Po drodze była także Jelena Skerović, myślę że od każdej mogłam się dowiedzieć czegoś innego. Wszystkie były wspaniałymi rozgrywającymi grającymi pod zespół i cieszę się, że mogłam je podpatrywać oraz szukać w nich tego, co mogę wykorzystać.

Te zawodniczki pomogły przygotować się do sezonu 2014/2015, gdzie obok Naketii Swanier pełniłaś rolę jednej z podstawowych zawodniczek?
Na pewno pierwsze dwa sezony w Polkowicach były głównie nauką. W pierwszym sezonie mogłyśmy grać w II lidze, więc zawsze był ten mecz, w którym mogłam spędzić więcej czasu na parkiecie. W tygodniu trenowałyśmy z Ekstraklasą, więc było to bardzo dobre rozwiązanie. Na początku sezonu 14/15 potrzebowałam czasu, żeby wrócić do rytmu grania i poradzić sobie z ciążącą na mnie odpowiedzialnością. Trener Rusin od początku dawał mi szansę i tak jak mówiłam, był to dla mnie przełomowy sezon. Wspominam go bardzo dobrze. Pamiętam, że nieraz siadałam i byłam załamana, że coś mi nie wyszło, bo pamiętałam, jak wszystko potrafiłam robić wcześniej. Trochę mi zajął powrót do mojego rytmu, ale pod koniec czułam się coraz pewniej.

Zderzenie młodej zawodniczki z seniorską koszykówką to spore wyzwanie.
Zdecydowanie. Pamiętam, że bardzo dużo od siebie wymagałam, bo czułam od trenera Rusina, że chce mi dać szansę i tym bardziej mnie to motywowało do tego, żeby udowodnić, że na tę szansę zasługuję.

Drogi Dominiki Owczarzak i Arkadiusza Rusina ponownie się skrzyżowały – jak wspominasz trenera z czasów jego pracy w Polkowicach, już wtedy był tak ekspresyjny jak teraz?
Wspominam tylko, że gdy trener Rusin prowadził młodsze dziewczyny, to śmiałyśmy się, że jest szóstym zawodnikiem, bo przy linii bronił z całym zespołem, robił krok odstawno-dostawny i razem z zespołem grał w obronie.

Podczas pobytu w Lublinie byłaś uznawana za jedną z najlepszych polskich rozgrywających, w superlatywach wypowiadali się trenerzy i koleżanki z zespołu – taka łatka wpływała w jakiś sposób na Twoją grę? Dodawała skrzydeł, przeszkadzała?
W Lublinie czułam się bardzo dobrze. W pierwszym sezonie dzieliłam rolę rozgrywającej z Leah Metcalf, niezwykle doświadczoną rozgrywającą, która grała wiele lat w Polsce. Mogłam się od niej naprawdę wiele nauczyć. Świetnie czułam się, mając u boku kogoś tak doświadczonego. Wtedy grałam jeszcze więcej słabszych spotkań, ale w drugim sezonie było o wiele lepiej. Cieszyłam się, że zostałam w Lublinie. Łączyłam obowiązki rozgrywającej z Tess Madgen i również dobrze wspominam tę współpracę. Bardzo ciężko walczyło mi się z nią na treningu. Moja rola była jeszcze większa i bardzo dobrze czułam się z tym, że spoczywała na mnie tak duża odpowiedzialność. Motywowało mnie to tylko do pracy.

Po tym sezonie decyzja o przejściu do Krakowa była naturalną?
Myślę, że tak właśnie naturalnie się układało. Chciałam grać o coś więcej niż dotychczas. Trener Szewczyk również zmieniał wtedy klub na Wisłę, więc miałam idealną szansę żeby zmienić klub z trenerem, którego znam, który zna mnie i darzy mnie zaufaniem. To było bardzo ważne. Nie mogłam wówczas podjąć innej decyzji niż zdecydować się na grę w Krakowie.

Poza kontuzją coś zostało w pamięci, czy pobyt w Wiśle jest takim mgnieniem?
Tak chyba jest. Wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Od momentu doznania kontuzji bardzo skupiłam się na sobie, na rehabilitacji i ta koszykówka odeszła na boczny tor.

Już w zeszłym roku były rozmowy na temat Twojego przejścia do Wrocławia. Wtedy jednak nie doszło do podpisania umowy. Co zdecydowało o tym, że w tym sezonie stało się inaczej?
W zeszłym sezonie rozmawialiśmy przed podjęciem decyzji, a potem również po tym, jak okazało się że nie zagram w Lublinie. Tak wychodziło z rozmów, że podjęłam inną decyzję. Teraz bardzo się cieszę, że udało nam się porozumieć w sprawie warunków kontraktu i jestem bardzo zadowolona, że w przyszłym sezonie będę grać we Wrocławiu.

Wracasz też do gry w jednym zespole z Agatą Dobrowolską. Rozmawiałyście przed transferem o Twoim przyjściu do Wrocławia?
Dosyć szybko podjęłam decyzję. Znam trenera, klub, zawodniczki, więc nie potrzebowałam dodatkowej zachęty, żeby mnie przekonać do transferu.

Dobrze znasz styl gry preferowany przez trenera Rusina. Obrona Ślęzy Wrocław ma się rozpoczynać od Ciebie? To element, na który szkoleniowiec 1KS-u kładzie zawsze największy nacisk.
Bardzo lubię grać w obronie, nic się nie zmieniło. Zawsze miałam okazję występować w zespołach, które stawiały na obronę. To styl, który preferuję i czuję się w nim bardzo dobrze. Gra w defensywie sprawia mi sporo satysfakcji, więc wierzę że w tym roku będziemy prezentowały taki styl. Nie może być inaczej, skoro trenerem jest Arkadiusz Rusin. Myślę, że będę mogła odnaleźć się łatwo w jego systemie.

Co w takim razie trzeba poprawić albo przywrócić do gry? Trener wspominał o drive’ach, które gdzieś odeszły na boczny tor.
Zawsze są elementy, nad którymi trzeba pracować. Trener Rusin pamięta mnie sprzed kontuzji, więc wie, na co mnie stać. W zeszłym sezonie nie miałam okazji, żeby w pełni pokazać to, co prezentowałam przed urazem, ale nie jest tak, że o tym zapomniałam. Pracuję każdego dnia, także i teraz, w trakcie wakacji, żeby stawać się lepszą zawodniczką. Mam nadzieję, że Wrocławiu będę miała okazję wykorzystać to na boisku.

Trener Rusin powiedział, że nie jesteś już młodą zawodniczką, a doświadczonym graczem i pora, żebyś zaczęła to doświadczenie pokazywać. Co zatem wniesie do zespołu Ślęzy nowa doświadczona rozgrywająca?
Dużo zależy od tego, jakie zadania postawi przede mną trener. Na pewno chciałabym wnosić jak najwięcej dobrego. Być może zachęcać resztę drużyny do lepszej gry w obronie, ponieważ wszystko zaczyna się od rozgrywającej, bo ona jest najbardziej wysunięta i chciałabym swoją agresją motywować oraz mobilizować dziewczyny do wspólnej defensywy. W ataku chciałabym grać rozsądnie i jak najlepiej kierować grą zespołu, żeby na boisku każda czuła się dobrze i mogła wykorzystywać swoje mocne strony.

Postawiłaś sobie za cel wrócić w tym sezonie do reprezentacji Polski?
Przede wszystkim, póki co, skupiam się na sezonie ligowym.

Przed kontuzją grałaś z szóstką na plecach, w Polkowicach było to już 66. To zmiana tymczasowa, czy świadoma, uzasadniona decyzja?
Nad tym jeszcze się zastanawiam. Wyniknęło to z tego, że mój chłopak nie mógł grać z szóstką, więc stwierdziliśmy, że skoro oboje do tej pory graliśmy z szóstkami, to zmieniamy je na 66.

Swego czasu byłaś odpowiedzialna za przygotowywanie ciast na wyjazdy, planujesz pełnić rolę głównego piekarza Ślęzy Wrocław?
Mogłam nie chwalić się takimi rzeczami, bo będą wobec mnie spore oczekiwania! Nie ukrywam, że zawsze przyjemnie jest coś zrobić dla całej drużyny, przynieść coś i się tym podzielić. Myślę, że takie małe rzeczy scalają zespół poza boiskiem.

Z Polkowic do Wrocławia – Dominika Owczarzak zawodniczką Ślęzy

Rozgrywająca Dominika Owczarzak podpisała umowę ze Ślęzą Wrocław i będzie reprezentować barwy klubu w sezonie 2019/2020. Ślęza to  szósty klub w jej karierze.

Urodzona w Poznaniu 25-letnia zawodniczka jest wychowanką tamtejszego MUKS-u i to właśnie w zespole z rodzinnego miasta Owczarzak zadebiutowała na parkietach I ligi oraz ówczesnej Ford Germaz Ekstraklasy. W swoim pierwszym sezonie w najwyższej lidze wystąpiła we wszystkich 35 spotkaniach, legitymując się średnimi na poziomie 7 punktów oraz 2,4 asysty na mecz. 25 meczów w pierwszej piątce i takie liczby w wieku 18 lat zwróciły uwagę CCC Polkowice, które wówczas sprowadzało do siebie najlepsze młode zawodniczki w kraju. W pierwszych dwóch sezonach, zakończonych dla polkowiczanek mistrzostwem oraz wicemistrzostwem Polski, mierząca 170 centymetrów Owczarzak grała niewiele, po zaledwie 12 minut na mecz. Pobierała wówczas nauki od takich koszykarek jak Teja Oblak, Jelena Skerović oraz Sharnee Zoll-Norman.

W rozgrywkach 2014/2015 tylko trzykrotnie zaczynała mecze z ławki, tworząc duet z Naketią Swanier. Zespół prowadzony przez Arkadiusza Rusina przegrał rywalizację o trzecie miejsce z Energą Toruń, a Owczarzak po zakończeniu sezonu przeniosła się do Lublina, gdzie pierwszym trenerem był doskonale znany jej z pracy w Polkowicach Krzysztof Szewczyk. Pod jego okiem nowa zawodniczka Ślęzy rozegrała dwa bardzo dobre sezony – rozgrywki 2016/2017 zakończyła ze średnią 9.3 punktu oraz 5.1 asysty. Przez niektórych, w tym także i swojego trenera, była nazywana najlepszą polską rozgrywającą i gdy Szewczyk przeniósł się do Krakowa, na ten sam ruch zdecydowała się także Dominika Owczarzak.

Niestety w Wiśle rozegrała de facto sześć spotkań, bo w siódmym doznała fatalnie wyglądającej kontuzji – zerwała więzadła krzyżowe. Po długiej rehabilitacji chciała wrócić do Lublina, ale w sierpniu zeszłego roku okazało się, że nie przeszła badań medycznych i jej kontrakt nie wszedł w życie. Z pomocną ręką przyszedł klub, w którym nazwisko Owczarzak stało się znanym na koszykarskiej scenie – CCC Polkowice. W zespole mistrzyń Polski mogła spokojnie wrócić do formy i jednocześnie trenować z najlepszymi zawodniczkami w kraju. Rozgrywki 2018/2019 zakończyła ze średnimi 3.7 punktu oraz 2.1 asysty w 13,5 minuty.

– Wszystko ma swoje zalety i wady. Powrót do Polkowic z jednej strony był idealny, bo dostałam czas na to, żeby spokojnie odbudować się po kontuzji, natomiast w pewnym momencie, jak to w przypadku każdej zawodniczki bywa, pojawiła się chęć dłuższego przebywania na boisku.  Cieszę się, że cały sezon byłam zdrowa i nic mi nie dokuczało, ale z pewnością jednym z głównych czynników przy podjęciu decyzji o zmianie klubu było to, żeby tych minut spędzonych na parkiecie było więcej – tłumaczy nowa zawodniczka Ślęzy Wrocław.

– Wracam do współpracy z Dominiką po czterech latach. Podjęliśmy rozmowy po kontuzji w Krakowie, żeby już wtedy przyszła do nas aby się odbudować. Wówczas nie udało się osiągnąć porozumienia i wybrała Lublin, a później Polkowice. Znam ją jako zawodniczkę, być może zmieniła się przez te cztery lata, ale będę chciał wrócić do tego, jak pracowaliśmy w Polkowicach. Wtedy rozegrała dobry sezon, jeszcze jako młody gracz. Teraz już młodym graczem nie jest, ma być doświadczoną zawodniczką i niech wykorzysta to doświadczenie. Najważniejsze, że problemy zdrowotne jej nie doskwierają. Rozmawiałem z nią i zupełnie zapomniała o problemach z kolanem. Z pewnością trener Bartosz Pasternak zindywidualizuje jej pracę, żeby poczuła się jeszcze mocniejsza – zapewnia trener Arkadiusz Rusin.

– Dobrze wspominam współpracę z trenerem Rusinem. Dał mi szansę po dwóch trudnych sezonach w Polkowicach i po raz pierwszy od mojego debiutanckiego sezonu w Ekstraklasie w MUKS-ie Poznań mogłam dużo grać. Tamte rozgrywki bez wątpienia mogę określić mianem przełomowych – wspomina sezon 2014/2015 Owczarzak.

Czego oczekuje po nowej rozgrywającej Ślęzy szkoleniowiec żółto-czerwonych? Z pewnością Dominika Owczarzak spędzi na parkiecie więcej czasu niż w Polkowicach, a z tym wiąże się większy zakres odpowiedzialności, który będzie ciążył na reprezentantce Polski.

– Ma pełnić rolę łączącą z zawodniczką z USA, która będzie mogła występować na pozycji 1 i 2. Wiadomo, że Dominika może grać tylko na jedynce, więc będzie kreować grę, żeby współpracowała z zespołem najlepiej, jak potrafi. Musi wrócić do swoich wejść pod kosz, które dobrze jej wychodzą, a o których ostatnio zapomniała. Myślę, że jeśli powtórzy sezon, który miała w Polkowicach czyli 8 punktów, 4 asysty i będzie w stanie dołożyć do tego jeszcze dwie asysty to będę zadowolony – deklaruje szkoleniowiec Ślęzy.

– Po kontuzji zmieniło się moje podejście, przede wszystkim myślę o swoim zdrowiu. Oprócz tego zrobię wszystko, żeby udowodnić trenerowi Rusinowi, że mój transfer do Ślęzy był dobrą decyzją – podkreśla dwukrotna mistrzyni Polski.

Oprócz Dominiki Owczarzak ważne kontrakty ze Ślęzą Wrocław mają również: Cierra Burdick (kapitan), Agata Dobrowolska, Magdalena Szajtauer, Daria Marciniak oraz Terezia Palenikova.

Dominika Owczarzak
ur. 23 marca 1994 w Poznaniu
wzrost: 170 cm
pozycja: rozgrywająca
przebieg kariery:
2010-2012: MUKS Poznań (FGE)
2011-2012: MUKS Kórnik (I liga)
2012-2015: CCC Polkowice (FGE, TBLK)
2015-2017: Pszczółka Polski-Cukier AZS-UMCS Lublin (TBLK, BLK)
2017-2018: Wisła CanPack Kraków (EBLK)
2018-2019: CCC Polkowice (EBLK)
2019-2020: Ślęza Wrocław (EBLK)

Statystyki w sezonie 2018/2019: 

Wszystkie statystyki podano łącznie/średnio.

Minuty: 351:04/13:30. Punkty: 96/3,7. Zbiórki: 30/1,2. Asysty: 54/2,1. Faule: 47/1,8. Faule wywalczone: 38/1,5. Straty: 22/0,8. Przechwyty: 14/0,5. Bloki: 0/0. Bloki otrzymane: 1/0,0. EVAL: 110/4,2. +/-: 119/4,6.