„Wiedzcie, że spędziłam tutaj piękne trzy i pół roku”

W pożegnalnej rozmowie Marissa Kastanek, która w Ślęzie Wrocław rozegrała 3,5 sezonu, wspomina swój czas spędzony w mieście, najlepszy moment w żółto-czerwonych barwach oraz przekazuje rady… samej sobie.

Jak będziesz wspominać Wrocław?

Uwielbiam to miasto. To pierwsza tak duża miejscowość, w której przyszło mi grać i w której jest tak dużo rzeczy do zrobienia. Wrocław zawsze będzie miał specjalne miejsce w moim sercu.

Jakie zmiany zauważyłaś przez te lata, jeśli chodzi o miasto?

Przede wszystkim budowę i oddanie centrum handlowego Wroclavia. Bardzo często jeździłam obok placu konstrukcji przez ostatnie kilka lat i na bieżąco obserwowałam transformację tego miejsca z pola trawy w ogromne centrum handlowe.

Wielokrotnie nazywałaś Wrocław swoim drugim domem. Trudno będzie Ci opuścić to miasto na dobre? Za czym będziesz najbardziej tęsknić?

Na pewno. Trudno jest mi wyjechać, ale piękno oraz postęp transportu w XXI wieku sprawia, że łatwo będzie mi wsiąść w auto i wybrać się w odwiedziny do mojego miasta. Przede wszystkim będę tęsknić za wszystkimi ulubionymi restauracjami. Mam wiele wspomnień związanymi z wieloma miejscami we Wrocławiu. Będzie mi również brakować wszystkich przyjaciół, których spotkałam na swojej drodze wraz ze swoim psem Amosem.

Czy Wrocław był najlepszym miastem, w którym grałaś? Chciałabyś coś zabrać z niego ze sobą?

Każde miejsce, w którym grałam jest dla mnie równie ważne, ponieważ przyniosło mi mnóstwo radości. Wrocław dał mi bardzo dużo i jestem za to bardzo wdzięczna. Gdybym miała coś z niego zabrać, to… nie zabrałabym nic, bowiem przez to to miasto stałoby się uboższe, a chciałabym, żeby wszyscy doświadczyli tego, czego ja miałam przyjemność doświadczyć przez ostatnie lata.

Zagrałaś dla Ślęzy 126 meczów – spodziewałaś się zostać filarem tego zespołu przez trzy i pół sezonu?

Podczas czterech sezonów rozegrałam 133 mecze dla mojej drużyny uniwersyteckiej, co jest rekordem uczelni NC State, więc 126 spotkań dla Ślęzy to niesamowite osiągnięcie. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale wierzę że Bóg prowadzi mnie tam, gdzie mnie potrzebuje i jestem naprawdę wdzięczna za te wspaniałe sezony.

Trzy medale i zaledwie pięć punktów od czwartego – minione lata to pasmo sukcesów Ślęzy Wrocław, a Ty byłaś bardzo istotną częścią tych triumfów. Chciałabyś coś powtórzyć albo sprawić, żeby potoczyło się w inny sposób?

Nie chciałabym niczego zmienić. Nie tylko w koszykówce, ale i w każdym aspekcie mojego życia, ponieważ nie żyję w ten sposób. Wiem, że plan Boga ma na celu wyłącznie moje dobro, ponieważ wierzę w Niego, więc zmiana czegokolwiek byłaby przyznaniem, że wiem coś lepiej od Boga.

Jaki był klucz do tych sukcesów? Zrozumienie na parkiecie, przywództwo, czyste umiejętności koszykarskie, czy może coś innego?

Właściwie w każdym sezonie najważniejsza była chemia w drużynie. Każda z nas akceptowała rolę, która została jej przydzielona i była chętna, żeby ciężko pracować aby osiągnąć założone cele. Nasze trzy medale były efektem talentu, ciężkiej pracy, współpracy w drużynie, zaufania oraz altruizmu.

Potrafisz z 126 spotkań wybrać jedno, które było w twoim wykonaniu najlepsze?

To trudny temat, ale myślę, że największym i najbardziej znaczącym meczem było spotkanie numer pięć w półfinałach w sezonie 2016/17, kiedy mierzyłyśmy się z CCC Polkowice o awans do finału. (Kastanek zdobyła wówczas 34 punkty, trafiając 6 z 9 prób z dystansu i zanotowała pięć przechwytów – red.). Na trybunach siedziała moja mama, a awans do finału po tylu latach był dla nas niesamowitym przeżyciem.

Jak ewoluowałaś jako zawodniczka, co zmieniło się najbardziej w twojej grze?

Praca z Sharnee Zoll-Norman pozwoliła mi ogromnie rozwinąć się jako zawodniczka. Pokazała mi, jak pracować na innym poziomie i rywalizować z najlepszymi. Największa zmiana, jaką zrobiłam w ciągu ostatnich trzech lat to to, że nauczyłam się być liderką drużyny w obronie, a w ataku potrafiłam pomóc zespołowi nie tylko za pomocą swoich rzutów.

Podczas Twojego pobytu we Wrocławiu niektórzy widzieli Cię na pozycji numer jeden, inni na dwójce. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Często powtarzam, że robię to, czego oczekuje ode mnie trener i czego potrzebuje zespół. Niezależnie od swojej roli na boisku zawsze daję z siebie wszystko. Nie wiem, jak się zakwalifikować, pozostawiam to innym. Jedno jest pewne – będę rozwijać swoje umiejętności w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła.

W zeszłym sezonie zostałaś kapitan Ślęzy. Jak z perspektywy czasu oceniasz siebie w tej roli?

Zanim przyszłam do Ślęzy, pełniłam rolę kapitana drużyny, ale niezależnie od tego, czy mam na ramieniu opaskę czy nie, widzę siebie jako lidera zespołu. W tym sezonie największą rzeczą, której się nauczyłam było to, jak zachęcać resztę dziewczyn do pracy i jak motywować 12 zawodniczek w sposób, w jaki chciały być motywowane. Nie jestem w tym perfekcyjna

Nie brakowało wzlotów i upadków, momentów radości i smutku – co pozwoliło Ci pozostać zmotywowaną przez tyle lat?

Bóg! W 100 procentach On. Gram dla niego i bezgranicznie wierzę w Jego plan. Kiedy stawia przede mną wyzwania, wyciągam z nich wnioski, a kiedy pozwala mi się cieszyć, wszystko Mu zawdzięczam.

Poza Twoimi obowiązkami w pierwszej drużynie, byłaś wzorem do naśladowania i inspiracją dla młodych zawodniczek w Akademii Ślęzy Wrocław. Jak istotnym było dla Ciebie bycie tak ważną postacią wśród dzieci?

To dla mnie powód, dla którego gram. Uwielbiam dzieci! Potrzebują widzieć mnie pełną radości, pasji i zaangażowania. Dzieci muszą wiedzieć, że cele to ważna rzecz i trzeba ciężko pracować, żeby je osiągnąć, ale przy tym muszą czuć się dobrze ze swoją rolą i ze sobą samym.

Kibice Ślęzy na pewno będą za Tobą tęsknić. Jakie są Twoje relacje z nimi i jak ważna była ich rola w trakcie Twoich występów we Wrocławiu?

Kibice byli ze mną od mojego pierwszego dnia tutaj. Ich wsparcie było niezbędne do tego, żebyśmy mogły osiągać sukcesy, żebym ja mogła dobrze grać. Są niezwykle lojalni i są najlepszymi kibicami na świecie. Nie mogę się doczekać, żeby ponownie ich zobaczyć!

Rozmawialiśmy o opuszczaniu Wrocławia – teraz porozmawiajmy o Ślęzie. Które momenty będziesz najlepiej wspominać?

Wezmę ze sobą wszystkie wspomnienia – jest ich absolutnie za dużo, żeby wymieniać, ale po prostu wiedzcie, że spędziłam tutaj piękne trzy i pół roku i w żadnym wypadku nie zmieniłabym niczego, co się w tym czasie wydarzyło.

Zakładam, że decyzja o przenosinach nie była łatwa. Zadecydowały występy w europejskich pucharach?

Zdecydowanie nie przyszło mi łatwo pożegnać się ze Ślęzą i Wrocławiem. Co do pucharów, to nie do końca – jestem prowadzona przez Boga do czegoś nowego. Nie ma żadnej złej krwi i jestem niezwykle wdzięczna klubowi za to wszystko, co na przestrzeni lat dla mnie zrobił. Nigdy tego nie zapomnę.

Kiedy pojawi się terminarz na nowy sezon, czy powrót do Wrocławia będzie dla Ciebie najważniejszym meczem?

Nie, ponieważ każde spotkanie muszę traktować jako niezwykle ważne. Z pewnością jednak już teraz nie mogę się doczekać tego meczu i spotkania się ze wszystkimi.

Na koniec – na razie żegnasz się ze Ślęzą. Jaką wiadomość przekazałabyś 25-letniej Marissie Kastanek, która lada moment rozegra pierwszy mecz we Wrocławiu?

Baw się dobrze! To będzie największe wyzwanie w Twoim życiu, ale nie bój się go, ponieważ Bóg jest z Tobą i sprawi, że ominiesz każdą przeszkodę. Dzięki Niemu w Twoim życiu pojawi się mnóstwo wspaniałych osób. Przyjmij je do siebie, kochaj je, ciesz się każdą spędzoną z nimi sekundą. Niektórzy staną się przyjaciółmi na całe życie. Gdy osiągniesz sukces, nie osiadaj na laurach. Zawsze ciężko pracuj i ciesz się procesem. Jak najszybciej odwiedź Starą Pączkarnię! Odmieni Twoje życie na lepsze! Całuję, Marissa.