Podsumowanie sezonu 2018/19: Elina Dikeoulakou

Pora na podsumowanie sezonu w wykonaniu Eliny Dikeoulakou, która choć reprezentowała barwy Ślęzy od stycznia, w ciągu niespełna czterech miesięcy dała kibicom kilka niezapomnianych momentów. 

Reprezentantka Łotwy dołączyła do klubu w trakcie sezonu, ale przed podpisaniem kontraktu z wrocławskim zespołem przez cały czas utrzymywała się w dobrej formie, więc praktycznie z marszu weszła do rotacji 1KS-u.

Sezon zasadniczy

Ponowny debiut Dikeoulakou w Ślęzie Wrocław przypadł na pierwszy mecz drugiej rundy sezonu zasadniczego. Już w starciu z Eneą AZS-em Poznań kibice przekonali się, że Łotyszka jest w dobrej dyspozycji i gra tak, jakby od początku rozgrywek trenowała z resztą zespołu. Co prawda popełniła cztery straty, ale w zaledwie 16 minut zdobyła 11 punktów (3 trójki), zebrała trzy piłki, a do tego dołożyła asystę, blok i przechwyt. Przeciwko Politechnice Gdańsk Elinie „nie siedział” rzut, trafiła tylko jeden raz na sześć prób i skończyła to spotkanie z wskaźnikiem +/- na poziomie -10. Tydzień później Dikeoulakou dostała zielone światło na częste rzuty, korzystając z niego dość regularnie. Aż 14 razy spróbowała swoich sił, ale udało jej się zamienić na punkty zaledwie pięć prób. Gdyby była skuteczniejsza, być może Ślęza nie przegrałaby tego meczu po dogrywce. Gdy do Wrocławia przyjechała Arka Gdynia, zielone światło zamieniło się w żółte, co przełożyło się na sześć rzutów mniej, ale ograniczenie w liczbie oddanych rzutów nie przełożyło się zasadniczo na liczbę rzutów celnych – skończyła ten mecz ze skutecznością 4/8 i, co ważne, bez jakiejkolwiek straty. W Lublinie popełniła ich aż pięć.

W dwóch kolejnych spotkaniach, przeciwko PGE MKK Siedlce oraz Ostrovii Ostrów Wlkp. cała drużyna nie grała dużo, więc i Dikeoulakou mogła sobie nieco odpocząć. Pomimo tego trafiła w tych starciach pięć trójek, rozdała siedem asyst i zanotowała dwa przechwyty. Zwłaszcza w Siedlcach Elina pokazała się z dobrej strony, mogąc się pochwalić EVAL-em 15 i +/- w wysokości 20. Ale w trzech następnych konfrontacjach reprezentantka Łotwy całkowicie zniknęła z radaru. Nie była w stanie pomóc reszcie zespołu tym, co powinna robić najlepiej – rzutami. Trafiła zaledwie 21 proc. swoich prób – 5/24. Przeciwko Wiśle CanPack Kraków była 1/7 z dystansu i jedyny raz w sezonie zasadniczym zakończyła mecz z ujemnym EVAL-em.

Przełamanie nadeszło, gdy Ślęza zmierzyła się w derbach Dolnego Śląska z CCC Polkowice. Dikeoulakou nie zakończyła swojej przygody w Polkowicach w najlepszy sposób, więc z pewnością miała coś do udowodnienia swojemu byłemu klubowi. Gdy wrocławianki stanęły nad przepaścią liczącą kilkanaście punktów, Łotyszka zabrała się do pracy. 15 z 17 punktów zdobyła w drugiej połowie spotkania, a gdyby nie nietypowe pudła z linii rzutów osobistych, mogła przekroczyć barierę 20 oczek. Do swojej zdobyczy dołożyła jeszcze 5 zbiórek i 4 asysty, a kibicom zapisała się w pamięci trafiając rzut z połowy boiska tuż po końcowej syrenie. Dzięki temu porażka 76:81 stała się jeszcze bardziej nieznaczna. W Bydgoszczy Dikeoulakou tylko raz na pięć prób trafiła za trzy, ale za to w Toruniu pokazała, że jest gotowa na play-offy, zdobywając 21 punktów (5/9 za 3), dokładając pięć zbiórek i cztery asysty. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść.

Play-offy

Artego Bydgoszcz nie miało odpowiedzi na Elinę Dikeoulakou. Bydgoszczanki nie wiedziały, jak ustawiać się w obronie, żeby zatrzymać rozgrywającą Ślęzy. W pierwszym meczu jeszcze nie zachwyciła, ale i tak 12 punktów w zestawie z trzema zbiórkami i czterema asystami można było uznać za dobry występ. Za to w drugim spotkaniu już złapała rytm. Na początku trzeciej kwarty zespół Artego zbliżył się na zaledwie jeden punkt, a Łotyszka odpowiedziała na to ośmioma punktami bez odpowiedzi rywalek w ciągu minuty. Do końca meczu dołożyła jeszcze siedem, kończąc to starcie z dorobkiem 21 oczek. Ślęza mogła zapewnić sobie awans do półfinałów już w trzecim spotkaniu, ale Dikeoulakou, jak i reszta zespołu, nie zaprezentowała się w tym meczu z najlepszej strony. Tym razem rzuty nie wpadały tak często, ale tym samym żółto-czerwone na czele ze swoją rozgrywającą wyczerpały limit pecha. Na decydujące spotkanie Elina pojawiła się w wyjściowej piątce – był to pierwszy taki przypadek w sezonie 2018/19 i odpłaciła się trenerowi Rusinowi za zaufanie prawdziwym show. Gdyby nie bomby Dikeoulakou z dystansu, prawdopodobnie seria ćwierćfinałowa przeniosłaby się z powrotem do Bydgoszczy. Łotyszka trafiła zza łuku czterokrotnie w ciągu drugiej połowy, utrzymując swoje koleżanki na bezpiecznym prowadzeniu. Ostatecznie zdobyła 26 punktów i poprowadziła 1KS do półfinału Energa Basket Ligi Kobiet.

Niestety w drugiej fazie play-off karta się odwróciła – zawodniczki InvestInTheWest Enei Gorzów Wlkp. zrealizowały plan Dariusza Maciejewskiego na ograniczenie wpływu Dikeoulakou na wydarzenia boiskowe. Gorzowianki pozwalały dochodzić Łotyszce do pozycji rzutowych, ale za każdym razem starały się, żeby pozycje te były trudne, żeby zamykać drogi do ulubionych miejsc Eliny na parkiecie. To przyniosło efekt w trzech z czterech konfrontacji – tylko w drugim meczu 30-letnia zawodniczka zdobyła więcej niż 10 punktów, kończąc to spotkanie z 14 oczkami. Łącznie trafiła zaledwie 9 z 30 rzutów z gry, a w decydującym meczu numer cztery popełniła aż pięć strat.

O ile w półfinałach jeszcze udawało się Dikeoulakou dołożyć parę punktów, tak w pierwszym meczu walki o brąz do kosza nie wpadł żaden z trzech rzutów. Doszły do tego dwie straty, więc po 13 minutach spędzonych na parkiecie Łotyszka usiadła na ławce i jej występ dobiegł końca. Więc naturalnym było, że we Wrocławiu po raz kolejny zobaczyliśmy fajerwerki w wykonaniu Eliny Dikeoulakou. Mecz w wyjściowej piątce zaczęła Sydney Colson, a reprezentantka Łotwy weszła na parkiet pod koniec pierwszej części meczu i przejęła kontrolę nad spotkaniem. Nie tylko ponownie odzyskała rytm z dystansu, ale i agresywnie wchodziła pod kosz, sprawiając tym sporo problemów defensywie Arki. Wywalczyła niemal 30 proc. wszystkich fauli popełnionych przez gdynianki, oddała 10 rzutów osobistych. Łącznie była odpowiedzialna za ponad połowę punktów zdobytych przez żółto-czerwone. Niestety w trzecim i zarazem ostatnim spotkaniu, to Dikeoulakou miała kłopoty z faulami. Wyczerpała limit przewinień, a do tego w trakcie pościgu Ślęzy wdała się w dyskusję z arbitrami, co poskutkowało przewinieniem technicznym i wybiciem zespołu z rytmu. Tak doświadczonej zawodniczce tego typu momenty w ferworze walki nie powinny się przytrafiać.

Podsumowanie

Dikeoulakou miała być wentylem bezpieczeństwa, miała wziąć na siebie odpowiedzialność za rozgrywanie akcji ofensywnych Ślęzy, ale momentami zamiast spokoju wprowadzała chaos niezrozumiałymi decyzjami. W najlepszym wydaniu reprezentantka Łotwy była nie do zatrzymania. Potrafi przymierzyć z dystansu z każdego miejsca na parkiecie, jak mało kto potrafi także wejść pod kosz i wymusić faul. Jeśli to wszystko wychodzi, kibice są świadkami prawdziwego przedstawienia i parę takich występów w tym sezonie można było obejrzeć. Niestety zabrakło regularności i konsekwencji, żeby sezon 2018/2019 w wykonaniu Eliny Dikeoulakou uznać za w pełni udany. Niemniej na zawsze w historii Ślęzy Wrocław zostaną spotkania z Artego Bydgoszcz i Arką Gdynia z play-offów. Lepiej pamiętać to, co było dobre.

W liczbach

Wszystkie statystyki w pierwszej rubryce podano łącznie/średnio.

Minuty: 507:05/22:02. Punkty: 267/11,6. Zbiórki: 59/4,6. Asysty: 76/3,3. Faule: 36/1,6. Faule wywalczone: 68/3. Straty: 55/2,4. Przechwyty: 17/0,7. Bloki: 2/0,1. Bloki otrzymane: 16/0,7. EVAL: 223/9,7. +/-: 23/1.

Skuteczność: za 2 punkty – 44,9%, za 3 – 38,8%, za 1 – 69,3%.

Najlepszy miesiąc: luty (cztery mecze) – średnio 12,8 punktu (8/20 za 3), 1,8 zbiórki, 2,5 asysty, 2,3 straty, 1 przechwyt, EVAL 8,8, +/- 3,3.

Najlepszy mecz: 26 kwietnia z Arką Gdynia – 25 punktów (5/9 za 3, 8/10 za 1), 4 zbiórki, 5 asyst, EVAL 24, +/- 28.

 

Podsumowanie sezonu 2018/19: Sydney Colson

Zapraszamy do zapoznania się z podsumowaniem sezonu w wykonaniu Sydney Colson. Rozgrywająca Ślęzy Wrocław w sezonie 2018/2019 po powrocie do USA reprezentuje barwy klubu WNBA – Las Vegas Aces.

– Na parkiecie będę grała z dużą energią, powalczę o każdą piłkę, mam nadzieję, że będziemy grać efektowną i skuteczną koszykówkę i zawsze będę wdzięczna fanom, że pojawiają się nas wspierać – mówiła tuż po wylądowaniu we Wrocławiu Sydney Colson. – Potrzebowaliśmy zawodniczki wyróżniającej się w kreowaniu gry. Jej mocną stroną jest także gra z piłką na koźle. Tym się wyróżnia – tłumaczył z kolei decyzję o zatrudnieniu Amerykanki trener Arkadiusz Rusin. W sezonie 2018/19 nie brakowało momentów, w których Colson rzeczywiście wyróżniała się swoimi talentami, ale były też chwile, w których nie prezentowała się najlepiej.

Sezon zasadniczy

W swoim ligowym debiucie Colson kontrolowała wydarzenia na parkiecie, choć zanotowała tylko osiem punktów i cztery asysty. Był to pierwszy przykład z wielu przypadków w trakcie sezonu, w których co najwyżej solidne indywidualne występy statystyczne przekładały się na dobry rezultat drużyny jako całości. To właśnie cechuje dobrą rozgrywającą. Przeciwko Politechnice Gdańskiej gra zespołu poszła w parze z meczem Colson. Perfekcyjna skuteczność 6/6 z gry, 4 zbiórki, 7 asyst, dwa przechwyty i blok – EVAL 25, +/- 22 i pewna wygrana Ślęzy. Znana ze swojej defensywy zawodniczka z USA w pierwszym domowym meczu 1KS-u w rozgrywkach 2018/19 miała spore problemy z zatrzymaniem Brianny Kiesel. Rozgrywająca żółto-czerwonych nie tylko nie potrafiła ograniczyć ofensywnych fajerwerków ze strony rywalki z Lublina, ale i sama nie potrafiła regularnie zdobywać punktów. Potrzebowała aż 11 rzutów żeby zdobyć siedem oczek, popełniła także cztery faule i trzy straty. Kibice mogli jednak potraktować ten występ jako wypadek przy pracy.

Zwłaszcza, że tydzień później przeciwko Arce Gdynia Colson wróciła na właściwe tory. W starciu z drużyną znad morza „jedynka” Ślęzy oddała aż 16 rzutów, trafiając siedem z nich, ale do tego zebrała cztery piłki, rozdała pięć asyst i dołożyła trzy przechwyty oraz blok. Ze swoją rozgrywającą na parkiecie wrocławianki były o 14 punktów lepsze od Arki – był to najlepszy wynik spośród wszystkich uczestniczek tego spotkania. Z powrotem we Wrocławiu, Sydney zanotowała efektywne spotkanie pod względem zdobywania punktów (6/12 z gry), ale zaliczyła tylko jedną asystę. Na pocieszenie ani razu nie oddała piłki rywalkom, po raz pierwszy w sezonie unikając jakiejkolwiek straty w ciągu 18 minut gry.

W meczu z Ostrovią Ostrów Wlkp. Colson szybko zorientowała się, że tego dnia jej rzut nie funkcjonuje tak, jak powinien, więc zabrała się za dyrygowanie poczynaniami zespołu. Efekt? Siedem asyst i +/- w wysokości +29 – kolejny przykład na to, że bez liczb również można wpływać na losy meczów. Rozgrywająca Ślęzy próbowała utrzymać swój zespół w grze podczas powrotu Sharnee Zoll-Norman do Wrocławia, ale nowej amerykańskiej zawodniczce 1KS-u ponownie nie siedział rzut (4/10 z gry). Tym razem cztery zbiórki i pięć asyst nie wystarczyły do pokonania gorzowianek. Czego nie udało się zrobić tydzień wcześniej, miało miejsce w pierwszym grudniowym meczu Ślęzy, kiedy to Sydney poprowadziła swoje koleżanki do triumfu nad Wisłą CanPack Kraków. Fantastyczna linijka w postaci 16 punktów, 5 zbiórek, 8 asyst i przechwytu doskonale złożyła z fenomenalnym występem Cierry Burdick i Amerykanki zadecydowały o wygranej 1KS-u w tym prestiżowym meczu.

Colson zaprezentowała się przyzwoicie w meczu z Widzewem Łódź, notując 11 punktów i 6 asyst. Przeciwko Artego trafiła tylko trzy z dziewięciu rzutów w drodze po siedem punktów i tyle samo kluczowych podań. Zakończenie roku w wykonaniu amerykańskiej rozgrywającej Ślęzy było bardzo dobre. Choć z gry trafiła tylko raz, bez żadnego problemu przebijała się pod kosz i stawała na linii rzutów osobistych. Aż siedmiokrotnie koszykarki CCC Polkowice musiały uciec się do przewinienia, żeby powstrzymać Sydney Colson. A ona zamieniła niemal każdą okazję na punkt, łącznie wykorzystując 11 z 12 osobistych. A że rozdała także siedem asyst, to łącznie była odpowiedzialna za 31 z 54 oczek zdobytych w derbach przez drużynę Ślęzy.

Na rozpoczęcie roku Sydney zanotowała nietypowy mecz 8/8/8. Dla większości kibiców te liczby bez dodatkowych podpowiedzi byłyby kolejno punktami, zbiórkami i asystami. Tymczasem w wykonaniu rozgrywającej 1KS-u w starciu z Energą Toruń były to punkty, asysty i straty i +/- -15. Co ciekawe, przeciwko Enei AZS-owi Poznań Colson zagrała perfekcyjnie, jeżeli chodzi o dbanie o piłkę. W niecałe 24 minut po raz drugi w sezonie ani razu nie oddała posiadania przeciwniczkom.

Po tym spotkaniu do klubu dołączyła Elina Dikeoulakou i jej powrót do Wrocławia miał niebagatelny wpływ na rolę amerykańskiej rozgrywającej w zespole Ślęzy. 29-letnia koszykarka zaczęła grać mniej – od początku stycznia do końca sezonu ani razu nie spędziła na parkiecie ponad 30 minut, a nieudane zagrania często skutkowały prostą drogą na ławkę rezerwowych. Pomimo tego początek wspólnej gry Colson i Dikeoulakou był raczej udany dla zawodniczki z USA. W meczu z Sunreef Yachts Politechniką Gdańską rzuciła 14 punktów, zanotowała cztery asysty i dwa przechwyty.

Występ przeciwko Pszczółce można docenić za sprawą sześciu asyst, ale poza tym trudno powiedzieć o nim coś pozytywnego. Gdy do Wrocławia przyjechała Arka Gdynia, Colson znów stanęła na wysokości zadania i była nie do zatrzymania przez defensywę klubu z Gdyni. Zdobyła 16 punktów (6/9 z gry), wymusiła aż pięć przewinień, wykorzystując wszystkie cztery rzuty osobiste. Tydzień później potrzebowała tylko 19,5 minuty, żeby rzucić 12 oczek i rozdać dwie asysty. Dobra seria zakończyła się w starciu z Ostrovią Ostrów Wlkp. Sydney spędziła wówczas na parkiecie 22 minuty, ale w tym czasie Ślęza była lepsza od spadkowicza o 30 oczek, był to najwyższy wynik w drużynie.

Po tym spotkaniu rozpoczął się dołek formy. Jedynie 16 minut i dwa punkty w Gorzowie Wielkopolskim. Przebłysk w Krakowie – 6 punktów, 6 zbiórek i dwie asysty, ale ten występ wciąż był daleki od tego, co Colson zaprezentowała w spotkaniu obu drużyn we Wrocławiu. 8/4/6 (tym razem już punkty/zbiórki/asysty) przeciwko Widzewowi. Zero punktów i tylko 14 minut w derbach z CCC, gdzie pierwsze skrzypce w próbie powrotu do meczu grała Elina Dikeoulakou. W spotkaniu z Artego Bydgoszcz cieniem na 7 punktach i 6 asystach położyły się cztery straty. W Toruniu ostatnich podań oraz błędów było o połowę mniej. Najlepszym podsumowaniem ostatnich pięciu spotkań sezonu zasadniczego w wykonaniu Sydney Colson niech będzie fakt, że z nią na parkiecie Ślęza była gorsza od rywalek średnio o 4,8 punktu.

Play-offy

W ćwierćfinałach Colson nadal była daleka od optymalnej dyspozycji. Pierwsze trzy mecze zaczęła w wyjściowej piątce, ale zdobyła w nich łącznie 11 punktów i rozdała trzy asysty. Wyróżnić należy ją za spotkanie numer jeden, gdzie zaliczyła cztery bardzo ważne przechwyty. W czwartym spotkaniu popełniła absolutnie niepotrzebną stratę, więc ustąpiła miejsca Elinie Dikeoulakou, a o jej występie w tym meczu napiszemy szeroko w podsumowaniu sezonu reprezentantki Łotwy. Wracając do Colson – w decydującym starciu spędziła na parkiecie 2 minuty i 51 sekund.

Zdecydowanie lepiej dla Sydney rozpoczęły się półfinały – już w pierwszym meczu z InvestInTheWest Eneą Gorzów Wlkp. zdobyła więcej punktów, niż przez całe ćwierćfinały, zaliczyła także więcej asyst niż w czterech spotkaniach 1/4 finału i nie popełniła ani jednej straty. Ślęza jednak przegrała, a w drugim, również przegranym meczu, Colson zagrała tylko 10 minut i spudłowała wszystkie cztery rzuty z gry. Gdy seria przeniosła się do Gorzowa, rozgrywająca 1KS-u dwoma przechwytami i blokiem przyczyniła się do wywalczenia wygranej. Ostatni mecz statystycznie wyglądał nieźle dla Amerykanki, jednak 10 oczek i 6 asyst nie mogło przesłonić blamażu w spotkaniu decydującym o być albo nie być w półfinałach.

W sezonie zasadniczym Arka Gdynia „leżała” Colson, a ta rozpoczęła walkę o brąz od dobrego jak na ostatnie kilka tygodni spotkania. Zdobyła 14 punktów, rozdała pięć asyst i nie popełniła ani jednej straty, ale z racji tego, że spędziła na parkiecie niemal 27 minut, zakończyła mecz numer jeden z +/- na poziomie -12. Drugie spotkanie to powtórka z czwartego starcia Ślęzy z Artego, o którym również opowiemy na dniach. Ostatni mecz sezonu przypomniał nam, jak dobrą zawodniczką potrafiła być Sydney Colson w trakcie swojego pobytu we Wrocławiu. Do 18 punktów dołożyła dwie asysty i cztery przechwyty, siedem razy była faulowana przez rywalki i z nią na parkiecie Ślęza była lepsza od Arki. Gdyby nie kłopoty z faulami, może zagrałaby więcej niż 28 minut.

Podsumowanie

W pierwszej połowie sezonu mogliśmy oglądać Sydney Colson wywiązującą się ze swoich zadań na zazwyczaj wysokim poziomie. Zdarzały się okazjonalne słabsze mecze, ale w 2018 roku częściej widzieliśmy dobre strony amerykańskiej rozgrywającej. Po przyjściu Eliny Dikeoulakou rola Colson uległa zmniejszeniu, a od marca spadła także forma. 29-letnia zawodniczka częściej frustrowała złymi decyzjami niż cieszyła udanymi zagraniami. Najlepsza wersja Amerykanki to skuteczna, dynamiczna zawodniczka, która nie bała się szukać kontaktu i regularnie stawała na linii rzutów osobistych. W defensywie grała aktywnie, stanowiła ważną część obrony Ślęzy, a dzięki instynktowi często notowała przechwyty. Niestety, w 2019 roku widzieliśmy tę wersję Colson tylko momentami. Od początku do końca swojej przygody we Wrocławiu była profesjonalistką i dobrym duchem zespołu, ale nie zmienia to faktu, że po jej występach w żółto-czerwonych barwach pozostaje lekki niedosyt.

W liczbach

Wszystkie statystyki w pierwszej rubryce podano łącznie/średnio.

Minuty: 823:35/23:31. Punkty: 299/8,5. Zbiórki: 76/2,9. Asysty: 133/3,8. Faule: 67/1,9. Faule wywalczone: 95/2,7. Straty: 59/1,7. Przechwyty: 55/1,6. Bloki: 8/0,2. Bloki otrzymane: 10/0,3. EVAL: 347/9,9. +/-: 91/2,6.

Skuteczność: za 2 punkty – 44,3%, za 3 – 29,2%, za 1 – 83,7%.

Najlepszy miesiąc: grudzień (cztery mecze) – średnio 11,8 punktu, 2,8 zbiórki, 7 asyst, 1,8 straty, 1,8 przechwytu, EVAL 15,3, +/- 1,3.

Najlepszy mecz: 22 grudnia z CCC Polkowice – 13 punktów (11/12 za 1), 3 zbiórki, 7 asyst, 3 przechwyty, EVAL 20, +/- 6.

,

Ślęza Wrocław i PZLA zbudują halę sportową na Kłokoczycach

W poniedziałek w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego podpisano list intencyjny w sprawie budowy hali sportowej na wrocławskich Kłokoczycach. Obiekt będzie zarządzany przez 1KS Ślęza Wrocław oraz Dolnośląski Związek Lekkiej Atletyki. 

27 maja 2019 roku przejdzie do historii dolnośląskiego sportu jako niezwykle istotna data. To właśnie w tym dniu podpisano list intencyjny w sprawie budowy wielofunkcyjnej hali sportowej. Powstanie ona na terenach należących do 1 Klubu Sportowego Ślęza Wrocław na wrocławskich Kłokoczycach. Obiekt zostanie zrealizowany dzięki współpracy Samorządu Województwa Dolnośląskiego, Gminy Wrocław,  Ministerstwa Sportu i Turystyki, Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Dolnośląskiego Związku Lekkiej Atletyki oraz 1 Klubu Sportowego Ślęza Wrocław. W siedzibie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego dokument podpisali przedstawiciele wszystkich stron:

•    w imieniu województwa: Marszałek Cezary Przybylski oraz Członek Zarządu Województwa Michał Bobowiec,
•    w imieniu Gminy Wrocław: Prezydent Miasta Wrocławia Jacek Sutryk,
•    w imieniu 1 Klubu Sportowego Ślęza Wrocław: Prezes Zarządu Katarzyna Ziobro,
•    w imieniu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki: Prezes PZLA Henryk Olszewski oraz Sekretarz Generalny PZLA Paweł Olszański,
•    w imieniu Dolnośląskiego Związku Lekkiej Atletyki: Prezes DZLA Zygmunt Worsa.

Wielofunkcyjna hala sportowa przede wszystkim będzie służyć lekkoatletom z regionu. Taki obiekt był od dawna przez nich wyczekiwany. Do tej pory musieli wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu obiektów do trenowania zimą. Teraz drugim domem przy niesprzyjających warunkach będzie dla tych sportowców hala na Kłokoczycach. Zawodnicy będą mogli korzystać między innymi z czterotorowej bieżni 200 m, skoczni w dal, skoczni wzwyż oraz skoczni do skoku o tyczce czy rzutni do pchnięcia kulą.

– To niezwykle ważny moment w historii wrocławskiego sportu i, mam nadzieję, wstęp do spełnienia marzeń naszych zawodników, trenerów oraz miłośników dyscypliny. Do tej pory dolnośląska królowa sportu nie miała dachu nad głową, a mimo to mogła się szczycić ogromnymi sukcesami, że wspomnę choćby rekord świata męskiej sztafety 4×400,w dużej mierze zbudowanej z wrocławskich lekkoatletów. Wierzę, że dzięki tej hali świetna passa zostanie podtrzymana. Dziękuję również naszym partnerom, bo obiekt na Kłokoczycach ma być dziełem wspólnym – dodaje Jacek Sutryk, Prezydent miasta Wrocławia.

Oczywiście na co dzień będą tam też pracować zawodniczki sekcji koszykówki Ślęzy Wrocław oraz Akademii Ślęzy Wrocław, ale i sportowcy reprezentujący inne dyscypliny zespołowe – siatkówkę czy piłkę ręczną. W planach przewidziana jest również profesjonalnie wyposażona strefa fitness oraz siłownie. Obiekty na Kłokoczycach, w tym również hala, mają być domem wszystkich wrocławian.

– Takiego obiektu we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku brakowało od dawna. Już teraz zapraszamy wszystkich miłośników sportu do tego, aby planowali wizyty na Kłokoczycach, ponieważ zapewnimy im infrastrukturę i zaplecze na najwyższym poziomie. Jesteśmy przekonani, że zarówno profesjonalni sportowcy, jak i amatorzy oraz pasjonaci poczują się tam jak w domu. Wierzymy, że nasz obiekt będzie tętnił życiem. Dołożymy wszelkich starań, żeby każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie. Dziękuję bardzo serdecznie władzom Województwa Dolnośląskiego i władzom miasta Wrocławia oraz Ministerstwu Sportu i Turystyki za wsparcie naszej inwestycji. Dziękuję również Polskiemu i Dolnośląskiemu Związki Lekkiej Atletyki za zaufanie i chęć wspólnej realizacji tego wielkiego projektu, idąc ramię w ramię z tak doświadczonymi oraz renomowanymi partnerami jesteśmy przekonani, że budowa przebiegnie bez problemu od początku, do szczęśliwego końca – powiedziała prezes zarządu Ślęzy Wrocław Katarzyna Ziobro.

Inwestycja powinna zostać oddana do użytku najpóźniej w połowie 2022 roku.

Podsumowanie sezonu 2018/19: Terezia Palenikova

W podsumowaniu sezonu 2018/19 przyglądamy się występom Terezii Palenikovej. Za reprezentantką Słowacji dwie różne połowy rozgrywek.

Dla 23-letniej skrzydłowej minione rozgrywki były pierwszymi poza rodzinną Słowacją. Przez ostatnie cztery lata reprezentowała barwy Pieszczańskich Czajek, a przenosiny do Wrocławia były dla niej sporym wyzwaniem, którego nie mogła się doczekać. – Rzeczywiście, to mój pierwszy zagraniczny klub i może być trudno, ale dla mnie to wyzwanie, a ja lubię wyzwania. Mam nadzieję, że poprzez ciężką pracę będą w stanie pomoc klubowi, a klub pomoże też mnie – mówiła Palenikova tuż po ogłoszeniu jej transferu do Ślęzy Wrocław.

Sezon zasadniczy

Reprezentantka Słowacji od pierwszego meczu pokazała kibicom swoje nieprzeciętne umiejętności. Dzięki dynamice i zwinności z dużą regularnością pokonywała kolejne przeciwniczki. Nie robiło jej większej różnicy zdobywanie punktów po wypracowaniu sobie pozycji rzutowej po dryblingu bądź przebijaniu się przez zasłony. W debiucie w żółto-czerwonych barwach potrzebowała zaledwie 23,5 minuty, żeby zdobyć 17 punktów, zebrać trzy piłki i zanotować dwa przechwyty. W spotkaniu z Politechniką Gdańską zademonstrowała swój talent do znajdowania swoich koleżanek z drużyny. Skończyła z dziesięcioma oczkami, ale dołożyła do tego trzy asysty i jeden przechwyt, a przede wszystkim aż osiem zbiórek, w tym cztery ofensywne. Wszystko, co zobaczyliśmy w pierwszych dwóch spotkaniach, połączyło się w całość w trzecim – domowym otwarciu Ślęzy przeciwko Pszczółce Lublin. Palenikova przywitała się z wrocławską publicznością rewelacyjnym występem. 19 punktów (8/14 z gry, 3/6 za 3), 5 zbiórek (2 w ataku) i cztery asysty.

W Gdyni Terezia miała problemy ze skutecznością, trafiając zaledwie pięć z 19 prób z gry, ale zrehabilitowała się trafiając sześć z siedmiu rzutów osobistych oraz dokładając pięć asyst i dwa przechwyty. Gdy Ślęza wróciła do własnej hali na mecz z PGE MKK Siedlce, Terka ograniczyła liczbę oddanych rzutów, przy okazji kalibrując celownik. Ponownie zapisała się w statystykach pełną linijką – 17 punktów, trzy zbiórki, trzy asysty i dwa przechwyty. Skrzydłowa Ślęzy nie zwolniła tempa także przy okazji następnego starcia – z Ostrovią w Ostrowie Wielkopolskim. Po raz kolejny połączyła efektywność z efektownością w drodze po 16 oczek, trzy zbiórki, dwie asysty i dwa przechwyty. Jej +/- idealnie pokrył się z rozmiarami zwycięstwa 1KS-u – z Palenikovą na parkiecie żółto-czerwone były o 33 punkty lepsze od rywalek.

Po powrocie z przerwy na spotkania reprezentacji zobaczyliśmy nieco inną Terezię Palenikovą. W starciu z InvestInTheWest Eneą Gorzów Wlkp. ostatni raz w sezonie zasadniczym oddała więcej niż 10 rzutów, trafiając 4 z 12 prób z gry. Wciąż starała się dokładać dodatkowe statystyki – przeciwko gorzowiankom zebrała cztery piłki, dołożyła także asystę i blok. Tydzień później znakomicie zaprezentowała się zwłaszcza w defensywie, notując trzy przechwyty. W wygranej 80:69 Ślęza z reprezentantką Słowacji w akcji była lepsza od Wisły CanPack Kraków o 19 punktów. W starciu z Widzewem Łódź zdecydowanie zabrakło jej ofensywy – Terezia oddała tylko cztery rzuty z gry i dołożyła jeden punkt z linii rzutów osobistych. Po raz pierwszy w sezonie nie zebrała ani jednej piłki. Za ten występ zrehabilitowała się już w następnym meczu. Gdy do Wrocławia przyjechało Artego Bydgoszcz, kibice Ślęzy znów mogli zobaczyć agresywną i pewną siebie Palenikovą, która nie bała się podejmować trudnych decyzji. W rezultacie zdobyła 19 punktów (6/9 z gry, 3/3 za trzy). Ta agresja przełożyła się niestety na trzy straty i +/- na poziomie -14.

Rok w wykonaniu Palenikovej zakończył się tak, jak większości jej koleżanek – wieloma pudłami. Defensywa CCC stanęła na wysokości zadania i zatrzymała Słowaczkę na zaledwie dwóch celnych rzutach z dziewięciu prób. Po świętach spisała się niewiele lepiej: 3/7 z Energą Toruń i 3/6 z Eneą AZS-em Poznań. Przeciwko Politechnice Gdańskiej z powodu problemów zdrowotnych nie wystąpiła choćby na minutę. Ten moment był przełomowym, jeżeli chodzi o sezon Terezii.

Jej absencja w składzie trwała tylko jeden mecz. Wróciła na starcie z Pszczółką Lublin i wydawało się, że wszystko wróci do normy. Efektywne 13 punktów (5/7 z gry), a do tego trzy zbiórki, dwie asysty i blok. Potoczyło się jednak inaczej. W meczu z Arką Gdynia zagrała zaledwie kwadrans, przeciwko PGE MKK Siedlce niecałe 18 minut, w obu meczach zdobywając zaledwie 10 punktów. Mecz z Ostrovią Ostrów Wlkp. był przyzwoity, a w porównaniu z poprzednimi dwoma konfrontacjami można powiedzieć, że nawet dobry. Dziewięć oczek, pięć zbiórek i dwie asysty mogły napawać kibiców Ślęzy optymizmem. Zwłaszcza, że w następnym spotkaniu Palenikova zanotowała kolejny dobry występ – tym razem przeciwko trudnemu przeciwnikowi z Gorzowa. 11 oczek, trzy zbiórki i asysta to dobry rezultat w tak zaciętym spotkaniu.

Niestety z ostatnich pięciu meczów można docenić Słowaczkę tylko za jedno – derby z CCC. W pozostałych spotkaniach grała mało, a jeśli już wystąpiła dłużej, jak miało to miejsce przeciwko Wiśle, to nie wyróżniła się poziomem na tle reszty drużyny. Jedynie wspomniane starcie z polkowiczankami można uznać w wykonaniu Terki za udane. Dwanaście punktów, dwie zbiórki i asysty to występ, jakich w 2019 roku nie było zbyt wiele. Przeciwko Enerdze Toruń spudłowała wszystkie sześć rzutów z gry i pierwszy raz w sezonie zakończyła mecz bez punktów.

Play-offy

W pierwszych dwóch meczach serii ćwierćfinałowej Palenikova zaprezentowała się solidnie. Starała się odzyskać rytm ofensywny i w obu spotkaniach trafiła dwa ważne rzuty za trzy punkty. Brakowało co prawda dodatkowych statystyk, ale przynajmniej zdobywała punkty. W trzecim meczu Artego znalazło sposób na całą ofensywę Ślęzy, a co za tym idzie, także i na Palenikovą, która trafiła do kosza tylko raz. Karty odwróciły się w czwartym meczu, kiedy to Słowaczka zdobyła 9 oczek, a do tego zebrała trzy piłki i dołożyła asystę oraz przechwyt.

Półfinałowa rywalizacja to występy, którymi trudno się chwalić. Palenikova ani razu nie zaliczyła występu na więcej niż pięć punktów, a w jedynym wygranym przez Ślęzę meczu zagrała zaledwie 10 minut. Skrzydłowa Ślęzy nie radziła sobie ze swoimi rywalkami z Gorzowa, w pierwszym i czwartym spotkaniu popełniając cztery faule. Przeciwko Arce Gdynia jej dyspozycja nie wyglądała lepiej. Sześć punktów w trzech meczach i średnio 15 minut spędzonych na parkiecie to kiepska laurka.

Podsumowanie

Gdyby Terezia utrzymała formę z pierwszych dwóch miesięcy, byłaby z pewnością jedną z najlepszych zawodniczek Ślęzy Wrocław w sezonie 2018/19. Problemy zdrowotne na przełomie lat sprawiły, że straciła swój rytm, którego nie była w stanie odzyskać już do końca sezonu. Wolimy jednak zapamiętać Palenikovą z jej otwarcia – wówczas była bardzo trudna do zatrzymania. Seryjnie zdobywała punkty, była także aktywna w innych elementach gry. Imponowała dynamiką, szybkością i zwinnością, poruszała się po parkiecie bardzo inteligentnie, cały czas mając kontrolę nad ustawieniem rywalek. Druga połowa rozgrywek pozostawia spory niedosyt, można tylko gdybać, jak prezentowałaby się reprezentantka Słowacji w play-offach, gdyby była u szczytu swojej formy.

W liczbach

Wszystkie statystyki w pierwszej rubryce podano łącznie/średnio.

Minuty: 778:14/22:53. Punkty: 288/8,5. Zbiórki: 77/1,8. Asysty: 50/1,5. Faule: 61/1,8. Faule wywalczone: 66/1,9. Straty: 40/1,2. Przechwyty: 24/0,7. Bloki: 3/0,1. Bloki otrzymane: 10/0,3. EVAL: 239/7,0. +/-: 71/2,1.

Skuteczność: za 2 punkty – 45,1%, za 3 – 37,5%, za 1 – 43,3%.

Najlepszy miesiąc: październik (cztery mecze) – średnio 15,8 punktu, 4,8 zbiórki, 3 asysty, 1,3 straty, 1,3 przechwytu, EVAL 15, +/- 12,5.

Najlepszy mecz: 21 października z Pszczółką Lublin – 19 punktów (3/6 za 3), 5 zbiórek, 4 asysty, EVAL 21, +/- 12.

„Wiedzcie, że spędziłam tutaj piękne trzy i pół roku”

W pożegnalnej rozmowie Marissa Kastanek, która w Ślęzie Wrocław rozegrała 3,5 sezonu, wspomina swój czas spędzony w mieście, najlepszy moment w żółto-czerwonych barwach oraz przekazuje rady… samej sobie.

Jak będziesz wspominać Wrocław?

Uwielbiam to miasto. To pierwsza tak duża miejscowość, w której przyszło mi grać i w której jest tak dużo rzeczy do zrobienia. Wrocław zawsze będzie miał specjalne miejsce w moim sercu.

Jakie zmiany zauważyłaś przez te lata, jeśli chodzi o miasto?

Przede wszystkim budowę i oddanie centrum handlowego Wroclavia. Bardzo często jeździłam obok placu konstrukcji przez ostatnie kilka lat i na bieżąco obserwowałam transformację tego miejsca z pola trawy w ogromne centrum handlowe.

Wielokrotnie nazywałaś Wrocław swoim drugim domem. Trudno będzie Ci opuścić to miasto na dobre? Za czym będziesz najbardziej tęsknić?

Na pewno. Trudno jest mi wyjechać, ale piękno oraz postęp transportu w XXI wieku sprawia, że łatwo będzie mi wsiąść w auto i wybrać się w odwiedziny do mojego miasta. Przede wszystkim będę tęsknić za wszystkimi ulubionymi restauracjami. Mam wiele wspomnień związanymi z wieloma miejscami we Wrocławiu. Będzie mi również brakować wszystkich przyjaciół, których spotkałam na swojej drodze wraz ze swoim psem Amosem.

Czy Wrocław był najlepszym miastem, w którym grałaś? Chciałabyś coś zabrać z niego ze sobą?

Każde miejsce, w którym grałam jest dla mnie równie ważne, ponieważ przyniosło mi mnóstwo radości. Wrocław dał mi bardzo dużo i jestem za to bardzo wdzięczna. Gdybym miała coś z niego zabrać, to… nie zabrałabym nic, bowiem przez to to miasto stałoby się uboższe, a chciałabym, żeby wszyscy doświadczyli tego, czego ja miałam przyjemność doświadczyć przez ostatnie lata.

Zagrałaś dla Ślęzy 126 meczów – spodziewałaś się zostać filarem tego zespołu przez trzy i pół sezonu?

Podczas czterech sezonów rozegrałam 133 mecze dla mojej drużyny uniwersyteckiej, co jest rekordem uczelni NC State, więc 126 spotkań dla Ślęzy to niesamowite osiągnięcie. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale wierzę że Bóg prowadzi mnie tam, gdzie mnie potrzebuje i jestem naprawdę wdzięczna za te wspaniałe sezony.

Trzy medale i zaledwie pięć punktów od czwartego – minione lata to pasmo sukcesów Ślęzy Wrocław, a Ty byłaś bardzo istotną częścią tych triumfów. Chciałabyś coś powtórzyć albo sprawić, żeby potoczyło się w inny sposób?

Nie chciałabym niczego zmienić. Nie tylko w koszykówce, ale i w każdym aspekcie mojego życia, ponieważ nie żyję w ten sposób. Wiem, że plan Boga ma na celu wyłącznie moje dobro, ponieważ wierzę w Niego, więc zmiana czegokolwiek byłaby przyznaniem, że wiem coś lepiej od Boga.

Jaki był klucz do tych sukcesów? Zrozumienie na parkiecie, przywództwo, czyste umiejętności koszykarskie, czy może coś innego?

Właściwie w każdym sezonie najważniejsza była chemia w drużynie. Każda z nas akceptowała rolę, która została jej przydzielona i była chętna, żeby ciężko pracować aby osiągnąć założone cele. Nasze trzy medale były efektem talentu, ciężkiej pracy, współpracy w drużynie, zaufania oraz altruizmu.

Potrafisz z 126 spotkań wybrać jedno, które było w twoim wykonaniu najlepsze?

To trudny temat, ale myślę, że największym i najbardziej znaczącym meczem było spotkanie numer pięć w półfinałach w sezonie 2016/17, kiedy mierzyłyśmy się z CCC Polkowice o awans do finału. (Kastanek zdobyła wówczas 34 punkty, trafiając 6 z 9 prób z dystansu i zanotowała pięć przechwytów – red.). Na trybunach siedziała moja mama, a awans do finału po tylu latach był dla nas niesamowitym przeżyciem.

Jak ewoluowałaś jako zawodniczka, co zmieniło się najbardziej w twojej grze?

Praca z Sharnee Zoll-Norman pozwoliła mi ogromnie rozwinąć się jako zawodniczka. Pokazała mi, jak pracować na innym poziomie i rywalizować z najlepszymi. Największa zmiana, jaką zrobiłam w ciągu ostatnich trzech lat to to, że nauczyłam się być liderką drużyny w obronie, a w ataku potrafiłam pomóc zespołowi nie tylko za pomocą swoich rzutów.

Podczas Twojego pobytu we Wrocławiu niektórzy widzieli Cię na pozycji numer jeden, inni na dwójce. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Często powtarzam, że robię to, czego oczekuje ode mnie trener i czego potrzebuje zespół. Niezależnie od swojej roli na boisku zawsze daję z siebie wszystko. Nie wiem, jak się zakwalifikować, pozostawiam to innym. Jedno jest pewne – będę rozwijać swoje umiejętności w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła.

W zeszłym sezonie zostałaś kapitan Ślęzy. Jak z perspektywy czasu oceniasz siebie w tej roli?

Zanim przyszłam do Ślęzy, pełniłam rolę kapitana drużyny, ale niezależnie od tego, czy mam na ramieniu opaskę czy nie, widzę siebie jako lidera zespołu. W tym sezonie największą rzeczą, której się nauczyłam było to, jak zachęcać resztę dziewczyn do pracy i jak motywować 12 zawodniczek w sposób, w jaki chciały być motywowane. Nie jestem w tym perfekcyjna

Nie brakowało wzlotów i upadków, momentów radości i smutku – co pozwoliło Ci pozostać zmotywowaną przez tyle lat?

Bóg! W 100 procentach On. Gram dla niego i bezgranicznie wierzę w Jego plan. Kiedy stawia przede mną wyzwania, wyciągam z nich wnioski, a kiedy pozwala mi się cieszyć, wszystko Mu zawdzięczam.

Poza Twoimi obowiązkami w pierwszej drużynie, byłaś wzorem do naśladowania i inspiracją dla młodych zawodniczek w Akademii Ślęzy Wrocław. Jak istotnym było dla Ciebie bycie tak ważną postacią wśród dzieci?

To dla mnie powód, dla którego gram. Uwielbiam dzieci! Potrzebują widzieć mnie pełną radości, pasji i zaangażowania. Dzieci muszą wiedzieć, że cele to ważna rzecz i trzeba ciężko pracować, żeby je osiągnąć, ale przy tym muszą czuć się dobrze ze swoją rolą i ze sobą samym.

Kibice Ślęzy na pewno będą za Tobą tęsknić. Jakie są Twoje relacje z nimi i jak ważna była ich rola w trakcie Twoich występów we Wrocławiu?

Kibice byli ze mną od mojego pierwszego dnia tutaj. Ich wsparcie było niezbędne do tego, żebyśmy mogły osiągać sukcesy, żebym ja mogła dobrze grać. Są niezwykle lojalni i są najlepszymi kibicami na świecie. Nie mogę się doczekać, żeby ponownie ich zobaczyć!

Rozmawialiśmy o opuszczaniu Wrocławia – teraz porozmawiajmy o Ślęzie. Które momenty będziesz najlepiej wspominać?

Wezmę ze sobą wszystkie wspomnienia – jest ich absolutnie za dużo, żeby wymieniać, ale po prostu wiedzcie, że spędziłam tutaj piękne trzy i pół roku i w żadnym wypadku nie zmieniłabym niczego, co się w tym czasie wydarzyło.

Zakładam, że decyzja o przenosinach nie była łatwa. Zadecydowały występy w europejskich pucharach?

Zdecydowanie nie przyszło mi łatwo pożegnać się ze Ślęzą i Wrocławiem. Co do pucharów, to nie do końca – jestem prowadzona przez Boga do czegoś nowego. Nie ma żadnej złej krwi i jestem niezwykle wdzięczna klubowi za to wszystko, co na przestrzeni lat dla mnie zrobił. Nigdy tego nie zapomnę.

Kiedy pojawi się terminarz na nowy sezon, czy powrót do Wrocławia będzie dla Ciebie najważniejszym meczem?

Nie, ponieważ każde spotkanie muszę traktować jako niezwykle ważne. Z pewnością jednak już teraz nie mogę się doczekać tego meczu i spotkania się ze wszystkimi.

Na koniec – na razie żegnasz się ze Ślęzą. Jaką wiadomość przekazałabyś 25-letniej Marissie Kastanek, która lada moment rozegra pierwszy mecz we Wrocławiu?

Baw się dobrze! To będzie największe wyzwanie w Twoim życiu, ale nie bój się go, ponieważ Bóg jest z Tobą i sprawi, że ominiesz każdą przeszkodę. Dzięki Niemu w Twoim życiu pojawi się mnóstwo wspaniałych osób. Przyjmij je do siebie, kochaj je, ciesz się każdą spędzoną z nimi sekundą. Niektórzy staną się przyjaciółmi na całe życie. Gdy osiągniesz sukces, nie osiadaj na laurach. Zawsze ciężko pracuj i ciesz się procesem. Jak najszybciej odwiedź Starą Pączkarnię! Odmieni Twoje życie na lepsze! Całuję, Marissa.