Koszmarny początek przekreślił szanse Ślęzy na kolejny brąz
W decydującym o brązowym medalu Energa Basket Ligi Kobiet meczu Ślęza Wrocław przegrała z Arką Gdynia 60:65 i to gdynianki cieszyły się z zajęcia miejsca na ligowym podium.
Już pierwsza akcja w wykonaniu Ślęzy Wrocław zwiastowała wyboisty początek. Wrocławianki wygrały rzut sędziowski, ale 24 sekundy później nie były w stanie oddać rzutu i popełniły stratę. Wymiana punktów pomiędzy Sonją Greinacher i Cierrą Burdick był zaledwie przebłyskiem. Chwilę potem Elina Dikeoulakou podała piłkę w ręce Greinacher, a po drugiej stronie parkietu Nia Coffey trafiła za trzy. Dwie kolejne akcje koszykarek 1KS-u to dwie straty. Podopieczne Arkadiusza Rusina forsowały swoje akcje, podejmowały błędne decyzje, miały w głowie rozwiązania, które w praktyce nie miały racji bytu ze względu na ustawienie przeciwniczek.
A Arka miała rytm, kontrolowała grę i wszystko przychodziło gdyniankom z łatwością. Niemoc wrocławianek napędzała ofensywę zawodniczek znad morza, a te bez większych problemów poprawiały swój dorobek. Żółto-czerwone, gdy akurat nie popełniały strat, próbowały przełamywać się kolejnymi rzutami za trzy punkty z trudnych pozycji. Wejście pod kosz Barbory Balintovej, które było trzecim z rzędu lay-upem po stronie Arki wreszcie sprawiło, że trener Rusin poprosił o czas. Przy stanie 12:2 defensywa wrocławianek zaczęła funkcjonować nieco lepiej, ale w ataku nadal nie wychodziło absolutnie nic. Pomysły koszykarek Ślęzy na konstruowanie akcji były dla rywalek otwartą księgą, co kończyło się przechwytami i dobrze bronionymi rzutami z trudnych pozycji. Arka dołożyła jeszcze pięć oczek za sprawą Sonji Greinacher i gdynianki prowadziły 17:2. Przełamanie w końcu, po ponad pięciu minutach, dała trzypunktowym trafieniem Sydney Colson. To jednak nie zmieniło obrazu pierwszej kwarty, która wciąż toczyła się pod dyktando gospodyń. Dwa punkty Anny Makurat i trójka Aldony Morawiec w ostatniej minucie podwyższyły prowadzenie Arki do rozmiarów 24:9.
Druga część spotkania rozpoczęlą się od szybkich pięciu punktów gdynianek przedzielonych stratą Taisii Udodenko. Sydney Colson trafiła na 11:29, a na punkty Nii Coffey zdobyte po tym, jak amerykańska skrzydłowa zebrała swoje własne pudło trzeba było czekać dwie minuty. Wrocławianki nadal nie potrafiły zorganizować swojej ofensywy na tyle dobrze, żeby regularnie zdobywać punkty. Nie pomagały kolejne przerwy na żądanie, o które prosił trner Arkadiusz Rusin i po koszu Balintovej na sześć minut przed przerwą Arka prowadziła 33:11.
W następnej akcji trafienie zanotowała Marissa Kastanek, ale choć defensywa Ślęzy zaczęła funkcjonować na niezłym poziomie, do odrabiania strat potrzebny był jeszcze przynajmniej przyzwoity atak. To przez długi czas nie miało miejsca – kolejne pudła uniemożliwiały wrocławiankom nawiązanie walki. Dopiero dwie minuty przed końcem pierwszej połowy sygnał do ataku dała Elina Dikeoulakou zdobywając punkty lay-upem. Ofensywa Arki zatrzymała się w miejscu, więc po trafieniu łotewskiej rozgrywającej 1KS-u trener Gundars Vetra poprosił o czas. Jego konsekwencją były… dwa kolejne przechwyty wrocławianek zakończone odpowiednio przez Cierrę Burdick oraz Sydney Colson. Ślęza zmniejszyła straty do wyniku 20:35, więc Vetra znowu musiał zaprosić swoje podopieczne na rozmowę. Tym razem krótka pogadanka nie wpłynęła pozytywnie na poczynania ofensywne Arki, ale przynajmniej zatrzymała serię punktową Ślęzy. Dwa ostatnie punkty pierwszej połowy zdobyła Balintova z linii rzutów osobistych i do przerwy było 37:20 dla Arki.
Wrocławianki po przerwie musiały natychmiast zabrać się za odrabianie strat, ale pierwsze punkty po wznowieniu gry zdobył zespół z Gdyni i stało się to dopiero po dwóch minutach. Anna Makurat dołożyła oczko z linii rzutów osobistych na 38:20. W następnej akcji Sydney Colson trafiła z półdystansu, na co odpowiedziała Emma Cannon skutecznie przebijając się pod koszem. Kolejne punkty dla Ślęzy ponownie zdobyła amerykańska rozgrywająca, tym razem z linii rzutów osobistych. W następnej akcji Colson zebrała rzut Cannon i zbudowała akcję zakończoną trójką Taisii Udodenko. Posiadanie Arki zakończyło się przechwytem Colson, która po chwili znalazła w kontrze Elinę Dikeoulakou, a ta trafiła na 29:40. Trener Vetra musiał poprosić o czas, bo Ślęza zaczęła odzyskiwać wiarę w odwrócenie losów spotkania.
Po time-oucie Nia Coffey popełniła stratę podając w aut, a po drugiej stronie parkietu pod kosz skutecznie weszła Lea Miletic. Ślęza postawiła się w obronie, regularnie powstrzymując rywalki przed poprawianiem swojego dorobku punktowego, a po faulu Balintovej na Colson rozgrywająca 1KS-u wykorzystała rzut osobisty zmniejszając straty do ośmiu oczek. W zaledwie trzy minuty odrobiły dziewięć punktów, czym zdecydowanie wstrząsnęły grającą na luzie Arką. Niestety dla wrocławianek, zabrakło dołożenia jeszcze kilku punktów, żeby zrobiło się prawdziwie nerwowo. Gdynianki w końcu wybudziły się z letargu dzięki punktom Balintovej i Nii Coffey. Przed końcem pierwszej kwarty dwa oczka z linii rzutów osobistych dołożyła Sydney Colson, a po przewinieniu technicznym odgwizdanym przeciwko Cannon Dikeoulakou trafiła na 35:44. Ostatni rzut trzeciej kwarty należał, oczywiście, do Balintovej, która weszła pod kosz na sekundy przed zakończeniem tej części spotkania.
Decydujące rozdanie rozpoczęło się od bardzo trudnego, ale skutecznego rzutu Anny Makurat na 48:35. Ślęza przez pierwsze minuty nie była w stanie zbić prowadzenia Arki poniżej dziewięciu punktów – gdynianki miały kontrolę nad wydarzeniami głównie za sprawą Balintovej, która raz po raz wchodziła pod kosz z prawej strony, na co defensywa żółto-czerwonych nie miała żadnej recepty. Wraz z upływającym czasem szanse wrocławianek na odrobienie strat malały, więc trzeba było zabrać się do pracy. Po nietypowym połączeniu rzutu osobistego Barbory Balintovej i trafieniu Emmy Cannon, które były efektem faulu technicznego przeciwko Elinie Dikeoulakou Arka prowadziła 55:43. Ślęza odpowiedziała najlepiej jak mogła – trójką Kastanek i lay-upem Burdick po stracie Balintovej. Trener Vetra natychmiast zainterweniował biorąc czas, po którym Emma Cannon rozegrała pick and roll z Balintovą i skończyła go lay-upem pomimo faulu Taisii Udodenko.
Ukrainka zebrała niecelny rzut osobisty i poszła pod drugi kosz, gdzie wykorzystała podanie Marissy Kastanek i było 57:50. W następnej akcji środkowa Ślęzy przeczytała podanie Coffey i sama zakończyła kontratak, zmniejszając straty o kolejne dwa oczka. To był idealny moment na zwieńczenie comebacku, ale najpierw spudłowała Kastanek, a potem Burdick, a w konsekwencji swoją firmową akcję wykończyła Balintova i zamiast 57:54 czy nawet 57:56 mieliśmy 59:52 dla Arki. Słowacka rozgrywająca w kolejnym posiadaniu została sfaulowana przez Karinę Szybałę i wykorzystała jeden z dwóch osobistych na 60:52. Ślęzie zostały niecałe trzy minuty i sytuacja ponownie była niezwykle trudna. Nia Coffey zablokowała trzypunktową próbę Dikeoulakou, a w kolejnej akcji Cierra Burdick podała w aut. Na nic zdawały się kolejne dobre zachowania w obronie, bo po drugiej stronie parkietu rzuty przestały wpadać.
Na minutę przed końcem Lea Miletić wykorzystała lay-up na 54:61, więc trener Vetra poprosił o czas. Arka wykorzystała niemal całe 24 sekundy, ale choć Anna Makurat spudłowała lay-up, to piłkę zebrała Cannon i gdynianki miały kolejne 14 cennych sekund, których i tym razem nie zamieniła na punkty. Po zbiórce Cierry Burdick Karina Szybała została sfaulowana i trafiła pierwszy osobisty, drugi skutecznie i celowo pudłując. Taisiia Udodenko zebrała piłkę i dostarczyła ją Burdick, która nie pomyliła się spod kosza, trafiając na 57:61. Wrocławianki musiały uciekać się do fauli – piłka trafiła w ręce Balintovej, która po przewinieniu Burdick nie pomyliła się z linii rzutów osobistych. Trener Rusin poprosił o czas i rozrysował akcję dla Marissy Kastanek, która przymierzyła za 3 na 60:63. Na 11 sekund przed końcem meczu znowu na linii stanęła Balintova i znowu trafiła obie próby. Przy stanie 65:60 Ślęza potrzebowała cudu, zwłaszcza że nie mogła przenieść piłki na połowę rywala. Oddanie rzutu zajęło wrocławiankom sześć sekund, ale próba Kastanek tym razem chybiła celu. W Gdyni rozpoczęło się świętowanie pierwszego od 2010 roku medalu.
Ślęza z kolei nie stanęła na ligowym podium pierwszy raz od powrotu do Energa Basket Ligi Kobiet – trzy kolejne sezony wieńczyły się świętowaniem brązowego, złotego i ponownie brązowego medalu. Z perspektywy całego sezonu awans wrocławianek do strefy medalowej jest jednak wielkim sukcesem i choć dla sportowców czwarte miejsce to najgorsza możliwa lokata, podopieczne Arkadiusza Rusina mają prawo być bardzo zadowolone z osiągniętego rezultatu. Gdyby nie kolejny fatalny początek spotkania, być może to Ślęza cieszyłaby się w poniedziałkowy wieczór z kolejnego medalu. Stało się jednak inaczej i szaleńczy pościg z 22 punktów deficytu zatrzymał się w najlepszym momencie na trzech oczkach.
Arka Gdynia – Ślęza Wrocław 65:60 (24:9, 13:11, 9:15, 19:25).
Arka: Balintova 26, Coffey 12, Makurat 9, Greinacher 7, Cannon 6, Morawiec 5, Jurcenkova 0, Stelmach 0, Baltkojiene 0, Podgórna DNP, Rembiszewska DNP.
Ślęza: Colson 18, Burdick 12, Udodenko 10, Kastanek 8, Miletic 6, Dikeoulakou 5, Szybała 1, Dobrowolska 0, Palenikova 0, Marciniak DNP, Kaczmarska DNP.