„Duża odpowiedzialność motywuje mnie do pracy”

– Pracuję każdego dnia, także i teraz, w trakcie wakacji, żeby stawać się lepszą zawodniczką – mówi nowa rozgrywająca Ślęzy Wrocław, Dominika Owczarzak, w rozmowie o dotychczasowej karierze, współpracy ze legendami na pozycji numer 1 i… pieczeniu ciast. 

Z jednej strony dwa mistrzostwa Polski i jeden srebny medal. Trzy puchary Polski, gra w Eurolidze i na Eurobaskecie. Z drugiej strony zerwane więzadła kolanowe tuż po transferze do jednego z największych polskich klubów. To wszystko wydarzyło się do 25 roku życia. W jakim momencie kariery jest teraz Dominika Owczarzak?
To jest bardzo dobre pytanie. Na pewno przed kontuzją wszystko dobrze się układało i rozwijało w odpowiednim tempie. Nie mogę jednak powiedzieć, że był to dla mnie stracony rok. Nie ukrywam, że kontuzja dużo mnie nauczyła. Ktoś, kto przez to przeszedł, doskonale wie, jak to jest. W trakcie rehabilitacji można poznać swoje ciało i możliwości. Dużo zmieniłam się pod względem mentalnym. Nie był to stracony czas, a kolejny etap, trochę inna nauka. Niekoniecznie zagrań na boisku, ale po prostu nauka pracy nad sobą i pokonywania przeciwności.

Co zmieniłaś w swoim podejściu po urazie, żeby lepiej o siebie dbać?
Przed kontuzją czułam się niezniszczalna, myślałam, że ciężkie kontuzje mnie nie dotyczą. Teraz jestem świadoma tego, że z każdym rokiem moje ciało jest coraz bardziej wyeksploatowane i muszę większą uwagę przykładać do odnowy oraz codziennego dbania o siebie. Wiem, że moje podejście do tego przed kontuzją nie było tak poważne, jak jest teraz.

Podczas treningów i grania z tyłu głowy była myśl, że znowu może się stać coś niedobrego?
Po pierwszym treningu pomyślałam, że jestem z siebie zadowolona, bo grałam odważnie i nie czułam bariery. Nie obawiałam się wejść pod kosz albo rzucić się na piłkę. Od początku byłam gotowa do gry i do treningu i nie miałam żadnego strachu, że coś złego może się wydarzyć, ponieważ czułam się dobrze przygotowana.

Czyli po upadkach albo innych momentach nie było, być może nawet podświadomej, blokady, że trzeba było przystopować?
Nie, nic takiego nie było.

Po diagnozie z łódzkiego Ortomedu przed początkiem minionego sezonu było zaskoczenie, rozczarowanie, złość?
Na pewno byłam rozczarowana, ponieważ ułożyliśmy sobie z chłopakiem, żebyśmy byli w miastach niedaleko od siebie położonych. Byłam pozytywnie nastawiona do tego, że mogę odbudować się po kontuzji w Lublinie. Wierzyłam, że to dobre miejsce i że będę mogła na spokojnie wrócić do siebie. Wtedy wiązało się to ze sporym rozczarowaniem, ale patrząc na to z perspektywy czasu wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Dawno zapomniałam o tym, co się wydarzyło – patrzę do przodu i nie chcę rozpamiętywać tego, co się wydarzyło.

W rozgrywkach 2018/2019 w Polkowicach pierwszy raz w swojej karierze ani razu nie wyszłaś w pierwszej piątce. Jak czułaś się w roli rezerwowej?
Na początku podchodziłam do wszystkiego spokojnie i byłam zadowolona z każdej minuty. Później, kiedy trenowałam coraz lepiej, chciałam grać coraz więcej i pojawiło się trochę frustracji. Ten sezon zakończył się dla mnie z ostatnim meczem i już do niego nie wracam. Mam możliwość przygotowywania się do kolejnych rozgrywek na własną rękę. Sprawia mi to mnóstwo przyjemności i nie mogę się doczekać następnego sezonu.

To mistrzostwo Polski smakowało inaczej niż wywalczone w sezonie 2012/2013?
Wtedy byłam bardzo młodą zawodniczką i sporadycznie pojawiałam się na boisku. Była to pierwsza styczność z grą o tak wysoką stawkę i było to dla mnie ogromne przeżycie. W tym roku miałam na głowie inne rzeczy, na których się skupiałam. Bardzo cieszyłam się z obu tytułów, ale na pewno smakowały one różnie.

18-letnia Dominika Owczarzak wchodzi do szatni gdzie są takie zawodniczki jak Belinda Snell, Nneka Ogwumike, Agnieszka Majewska, Magdalena Leciejewska, a przede wszystkim Laia Palau i Sharnee Zoll-Norman – co pamiętasz ze swoich pierwszych sezonów w Polkowicach?
Było to niesamowicie trudne przeżycie. Wiązało się z pierwszą zmianą klubu – do tej pory zawsze grałam w MUKS-ie Poznań i spędzałam na parkiecie dużą liczbę minut, nawet w Ekstraklasie. Wtedy wszystko tak się ułożyło, że pomimo młodego wieku i tego, że było to mój pierwszy sezon, dostawałam wiele szans. Nagle spotkałam się z czymś zupełnie innym. Pamiętam, że w tamtej drużynie była znakomita chemia. Wchodziłam do niej z Karoliną Puss oraz Dorotą Mistygacz. Dostawałyśmy niesamowitą pomoc od starszych dziewczyn, czułyśmy się w tym zespole znakomicie. Pozostało mi wiele dobrych wspomnień, oprócz ciężkiej pracy zostało mi w pamięci mnóstwo znakomitych momentów.

Która z rozgrywających, z którą miałaś okazję współpracować, pomogła Ci najbardziej rozwinąć się jako zawodniczka?
W pierwszym sezonie była tylko Laia Palau, a ja byłam drugą rozgrywającą i dzięki temu mogłam grać cały czas przeciwko niej. Wtedy miałam dużo czasu i możliwości, żeby nauczyć się nowych rzeczy. Sharnee Zoll dołączyła pod koniec sezonu i była po kontuzji kolana, więc nie miałyśmy dużo czasu, natomiast obserwowałam jej grę od lat, rozegrałam przeciwko niej mnóstwo spotkań i mogłam się od niej sporo nauczyć. Po drodze była także Jelena Skerović, myślę że od każdej mogłam się dowiedzieć czegoś innego. Wszystkie były wspaniałymi rozgrywającymi grającymi pod zespół i cieszę się, że mogłam je podpatrywać oraz szukać w nich tego, co mogę wykorzystać.

Te zawodniczki pomogły przygotować się do sezonu 2014/2015, gdzie obok Naketii Swanier pełniłaś rolę jednej z podstawowych zawodniczek?
Na pewno pierwsze dwa sezony w Polkowicach były głównie nauką. W pierwszym sezonie mogłyśmy grać w II lidze, więc zawsze był ten mecz, w którym mogłam spędzić więcej czasu na parkiecie. W tygodniu trenowałyśmy z Ekstraklasą, więc było to bardzo dobre rozwiązanie. Na początku sezonu 14/15 potrzebowałam czasu, żeby wrócić do rytmu grania i poradzić sobie z ciążącą na mnie odpowiedzialnością. Trener Rusin od początku dawał mi szansę i tak jak mówiłam, był to dla mnie przełomowy sezon. Wspominam go bardzo dobrze. Pamiętam, że nieraz siadałam i byłam załamana, że coś mi nie wyszło, bo pamiętałam, jak wszystko potrafiłam robić wcześniej. Trochę mi zajął powrót do mojego rytmu, ale pod koniec czułam się coraz pewniej.

Zderzenie młodej zawodniczki z seniorską koszykówką to spore wyzwanie.
Zdecydowanie. Pamiętam, że bardzo dużo od siebie wymagałam, bo czułam od trenera Rusina, że chce mi dać szansę i tym bardziej mnie to motywowało do tego, żeby udowodnić, że na tę szansę zasługuję.

Drogi Dominiki Owczarzak i Arkadiusza Rusina ponownie się skrzyżowały – jak wspominasz trenera z czasów jego pracy w Polkowicach, już wtedy był tak ekspresyjny jak teraz?
Wspominam tylko, że gdy trener Rusin prowadził młodsze dziewczyny, to śmiałyśmy się, że jest szóstym zawodnikiem, bo przy linii bronił z całym zespołem, robił krok odstawno-dostawny i razem z zespołem grał w obronie.

Podczas pobytu w Lublinie byłaś uznawana za jedną z najlepszych polskich rozgrywających, w superlatywach wypowiadali się trenerzy i koleżanki z zespołu – taka łatka wpływała w jakiś sposób na Twoją grę? Dodawała skrzydeł, przeszkadzała?
W Lublinie czułam się bardzo dobrze. W pierwszym sezonie dzieliłam rolę rozgrywającej z Leah Metcalf, niezwykle doświadczoną rozgrywającą, która grała wiele lat w Polsce. Mogłam się od niej naprawdę wiele nauczyć. Świetnie czułam się, mając u boku kogoś tak doświadczonego. Wtedy grałam jeszcze więcej słabszych spotkań, ale w drugim sezonie było o wiele lepiej. Cieszyłam się, że zostałam w Lublinie. Łączyłam obowiązki rozgrywającej z Tess Madgen i również dobrze wspominam tę współpracę. Bardzo ciężko walczyło mi się z nią na treningu. Moja rola była jeszcze większa i bardzo dobrze czułam się z tym, że spoczywała na mnie tak duża odpowiedzialność. Motywowało mnie to tylko do pracy.

Po tym sezonie decyzja o przejściu do Krakowa była naturalną?
Myślę, że tak właśnie naturalnie się układało. Chciałam grać o coś więcej niż dotychczas. Trener Szewczyk również zmieniał wtedy klub na Wisłę, więc miałam idealną szansę żeby zmienić klub z trenerem, którego znam, który zna mnie i darzy mnie zaufaniem. To było bardzo ważne. Nie mogłam wówczas podjąć innej decyzji niż zdecydować się na grę w Krakowie.

Poza kontuzją coś zostało w pamięci, czy pobyt w Wiśle jest takim mgnieniem?
Tak chyba jest. Wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Od momentu doznania kontuzji bardzo skupiłam się na sobie, na rehabilitacji i ta koszykówka odeszła na boczny tor.

Już w zeszłym roku były rozmowy na temat Twojego przejścia do Wrocławia. Wtedy jednak nie doszło do podpisania umowy. Co zdecydowało o tym, że w tym sezonie stało się inaczej?
W zeszłym sezonie rozmawialiśmy przed podjęciem decyzji, a potem również po tym, jak okazało się że nie zagram w Lublinie. Tak wychodziło z rozmów, że podjęłam inną decyzję. Teraz bardzo się cieszę, że udało nam się porozumieć w sprawie warunków kontraktu i jestem bardzo zadowolona, że w przyszłym sezonie będę grać we Wrocławiu.

Wracasz też do gry w jednym zespole z Agatą Dobrowolską. Rozmawiałyście przed transferem o Twoim przyjściu do Wrocławia?
Dosyć szybko podjęłam decyzję. Znam trenera, klub, zawodniczki, więc nie potrzebowałam dodatkowej zachęty, żeby mnie przekonać do transferu.

Dobrze znasz styl gry preferowany przez trenera Rusina. Obrona Ślęzy Wrocław ma się rozpoczynać od Ciebie? To element, na który szkoleniowiec 1KS-u kładzie zawsze największy nacisk.
Bardzo lubię grać w obronie, nic się nie zmieniło. Zawsze miałam okazję występować w zespołach, które stawiały na obronę. To styl, który preferuję i czuję się w nim bardzo dobrze. Gra w defensywie sprawia mi sporo satysfakcji, więc wierzę że w tym roku będziemy prezentowały taki styl. Nie może być inaczej, skoro trenerem jest Arkadiusz Rusin. Myślę, że będę mogła odnaleźć się łatwo w jego systemie.

Co w takim razie trzeba poprawić albo przywrócić do gry? Trener wspominał o drive’ach, które gdzieś odeszły na boczny tor.
Zawsze są elementy, nad którymi trzeba pracować. Trener Rusin pamięta mnie sprzed kontuzji, więc wie, na co mnie stać. W zeszłym sezonie nie miałam okazji, żeby w pełni pokazać to, co prezentowałam przed urazem, ale nie jest tak, że o tym zapomniałam. Pracuję każdego dnia, także i teraz, w trakcie wakacji, żeby stawać się lepszą zawodniczką. Mam nadzieję, że Wrocławiu będę miała okazję wykorzystać to na boisku.

Trener Rusin powiedział, że nie jesteś już młodą zawodniczką, a doświadczonym graczem i pora, żebyś zaczęła to doświadczenie pokazywać. Co zatem wniesie do zespołu Ślęzy nowa doświadczona rozgrywająca?
Dużo zależy od tego, jakie zadania postawi przede mną trener. Na pewno chciałabym wnosić jak najwięcej dobrego. Być może zachęcać resztę drużyny do lepszej gry w obronie, ponieważ wszystko zaczyna się od rozgrywającej, bo ona jest najbardziej wysunięta i chciałabym swoją agresją motywować oraz mobilizować dziewczyny do wspólnej defensywy. W ataku chciałabym grać rozsądnie i jak najlepiej kierować grą zespołu, żeby na boisku każda czuła się dobrze i mogła wykorzystywać swoje mocne strony.

Postawiłaś sobie za cel wrócić w tym sezonie do reprezentacji Polski?
Przede wszystkim, póki co, skupiam się na sezonie ligowym.

Przed kontuzją grałaś z szóstką na plecach, w Polkowicach było to już 66. To zmiana tymczasowa, czy świadoma, uzasadniona decyzja?
Nad tym jeszcze się zastanawiam. Wyniknęło to z tego, że mój chłopak nie mógł grać z szóstką, więc stwierdziliśmy, że skoro oboje do tej pory graliśmy z szóstkami, to zmieniamy je na 66.

Swego czasu byłaś odpowiedzialna za przygotowywanie ciast na wyjazdy, planujesz pełnić rolę głównego piekarza Ślęzy Wrocław?
Mogłam nie chwalić się takimi rzeczami, bo będą wobec mnie spore oczekiwania! Nie ukrywam, że zawsze przyjemnie jest coś zrobić dla całej drużyny, przynieść coś i się tym podzielić. Myślę, że takie małe rzeczy scalają zespół poza boiskiem.