„Czuję się odpowiedzialny nie tylko za tworzenie drużyny ekstraklasowej”

Dążymy do tego, żeby w przyszłości cały klub pracował w ten sam sposób – mówi w wywiadzie Arkadiusz Rusin. Trener żółto-czerwonych opowiada o wizji na budowę Ślęzy Wrocław w najbliższych latach, pracy z młodzieżą i wyzwaniach transferowych.

W sierpniu rozpocznie się oficjalnie pana ósmy sezon za sterami Ślęzy Wrocław. Jak przez ten czas zmieniał się klub?

Wiadomo, że mając zawodniczki na innym poziomie graliśmy o inne cele. Były dobre momenty walki o medale, graliśmy też w EuroCupie i na pewno do tych momentów najczęściej wraca się mając pozytywne wspomnienia. Nie zabrakło też wyzwań, jak na przykład przed sezonem 2020/2021, kiedy sam start w rozgrywkach był zagrożony. Uważam, że wtedy udało się zbudować ciekawy, młody zespół, z którego kilka dziewczyny wypromowaliśmy na dobre granie. Stephanie Jones czy Sug Sutton po tamtym sezonie, który był ich debiutanckim w Europie, rozwinęły się jako zawodniczki i to widać.

A czy coś zmieniło się w ligowym krajobrazie?

Liga jest zawsze zależna od tego, jakimi funduszami dysponują poszczególne kluby. Wiadomo, że w tym roku zwycięstwo Lublina było dużą niespodzianką, bo trzy inne zespoły miały większe budżety i były w lepszej pozycji do mistrzostwa. Pomimo tego play-offy ułożyły się tak, że to Polski Cukier zwyciężył. Nie zmienia to jednak faktu, że wyniki są i będą determinowane przez budżety. Tak było, gdy przychodziłem do Ślęzy i tak jest też teraz.

Inną kwestią są zasady obowiązujące w lidze. W tym przypadku uważam, że w regulacjach jest zbyt dużo zmian, bardzo brakuje nam cierpliwości i konsekwencji w działaniu. Nie dajemy sobie szansy na to, żeby jakiś przepis dłużej zafunkcjonował w lidze i żebyśmy sprawdzili, czy przyniesie on skutek, czy też nie. Nie można po roku czy dwóch decydować, czy coś zadziałało. Na to potrzeba kilku sezonów, a my w ciągu ostatnich lat mieliśmy mnóstwo zmian organizacyjnych, wpływających na budowę zespołów.

Skoro rozmawiamy o przepisach, to jak ocenia Pan wprowadzenie przepisu o dwóch zawodniczkach krajowych na parkiecie? Czy nie sprawi on, że mocne zespoły, dysponujące większymi środkami, staną się jeszcze mocniejsze?

Dokładnie tak, pod tym kątem nic się nie zmieni. Kluby, które dysponują dobrym budżetem będą podpisywać najlepsze polskie koszykarki, ich możliwości finansowe pozwalają im też kontraktować najbardziej utalentowane młode zawodniczki, równie ważne dla konstrukcji zespołu. Pozostałe kluby nie są w stanie spełnić oczekiwań topowych graczy co do wysokości kontraktu i muszą wtedy kierować swoją uwagę na inne zawodniczki. Oczywiście nikogo w żadnym wypadku nie skreślam, ale budując skład na dzień dobry wiadomo, kto prezentuje odpowiedni level w tej lidze i kogo w pierwszej kolejności kontraktować.

Z jednej strony mamy przepis o Polkach, a z drugiej ograniczenia co do koszykarek z zagranicy. Sytuacja, w której wszystkie kluby mają tyle samo zawodniczek zagranicznych jest zmianą na lepsze?

Od trzech lat powtarzałem, że nie potrafię zrozumieć, dlaczego mamy dawać dodatkową przewagę zespołom, które występują w pucharach. Są w ligowej czołówce, reprezentują nas w Europie, więc naturalnie mają lepsze budżety i mogą podpisywać lepszych graczy. To normalna sytuacja we wszystkich europejskich ligach. A tylko u nas były uwarunkowania, że pucharowicze mogą sprowadzać więcej obcokrajowców i mieć tę dodatkową przewagę. Nigdy za tym nie byłem. Chociażby w Turcji można budować zespół na puchary, ale w rozgrywkach krajowych regulacje od początku są takie same dla wszystkich i to jest uczciwe rozwiązanie.

Ostatnie kilka sezonów było trudnych, ale też i pechowych pod kątem zawodniczek zagranicznych. Dlaczego takim wyzwaniem będąc w sytuacji Ślęzy Wrocław jest znalezienie obcokrajowców?

Z pewnością pierwsza kwestia, która determinowała naszą sytuację to budżet. Mając do dyspozycji określone środki możemy szukać zawodniczek na określonym poziomie. Ale z drugiej strony to, że na ostatnim turnieju przedsezonowym Renata Brezinova dość poważnie skręciła kostkę i tracimy ją na dwa-trzy miesiące, a potem potrzebuje czasu, żeby wrócić do formy, to nie jest kwestia budżetu, złego scoutingu, tylko wypadek losowy. To nie było coś, na co możemy mieć wpływ. Wcześniejszy sezon to taki sam przypadek, kiedy w drugiej połowie sezonu straciliśmy z powodu kontuzji Michaelę Fekete, a od początku rozgrywek nie mogłem skorzystać z Nikoliny Zubac.

Na moje konto zapisuję sobie błędy w doborze obwodowych zawodniczek z USA w obu minionych sezonach. Dominique Wilson i Ieshia Small to osoby z dużym temperamentem i gdy dochodziło do starć z moim temperamentem, to nie zawsze byliśmy w stanie znaleźć odpowiednią drogę dla zespołu. A dla mnie zespół był najważniejszy. Wiedzieliśmy, że trudno nam nawiązać walkę z topowymi drużynami, dlatego mi zależało na tym, żeby dziewczyny, które grały w Ślęzie rozwijały swoje umiejętności i funkcjonowały jako zespół.

Czy budowanie kadry na ten sezon to było najtrudniejsze zadanie spośród tych wszystkich ośmiu sezonów?

Przed sezonem 2020/2021 byliśmy na samym końcu kolejki w kontekście budowy składu. Wybieraliśmy z tego, co zostało. Trzeba zauważyć, że od jakiegoś czasu regularnie do góry idą oczekiwania finansowe koszykarek i nie można już podpisywać pierwszorocznych zawodniczek z USA za takie same pieniądze, co trzy-cztery lata temu. To są zupełnie inne cyfry i to też ogranicza działania. Kolejna ważna kwestia to udział drużyny w europejskich pucharach – dla wielu zawodniczek to jeden z decydujących czynników przy podpisywaniu kontraktu.

Przy okazji rozmowy o pozostaniu w Ślęzie mówił Pan, że praca tutaj jest niedokończona. Co Pan przez to rozumie i co jeszcze zostało do zrobienia?

Przede wszystkim był taki moment, kiedy nie mieliśmy drużyny rezerw w I lidze. Poprzez to nasze możliwości, żeby do zespołu dołączały wychowanki, wrocławianki, które mogły iść dalej, były bardzo ograniczone. Kolejną kwestią, nad którą wciąż pracujemy jest tworzenie Akademii od podstaw. Wiadomo, że taki proces potrzebuje kilku lat i dobrych szkoleniowców, żeby to wszystko się rozwijało. Na chwilę obecną naszym najstarszym rocznikiem w przyszłym sezonie będzie U-17. O to też mi chodzi, ja czuję się odpowiedzialny nie tylko za tworzenie drużyny ekstraklasowej, ale też lubię rozmawiać z trenerami młodzieżowymi. W tych rozmowach wypracowujemy wspólną linię pracy i rozwoju grup młodzieżowych. Wtedy mamy całą strukturę, która się wzajemnie uzupełnia.

Jaką Ślęzę chciałby Pan widzieć na parkietach Energa Basket Ligi Kobiet w przyszłym sezonie? Co może wyróżniać tę drużynę na tle reszty ligi?

Chciałbym, żeby charakter mojej drużyny był zawsze zachowany. Mamy walczyć i niezmiennie ciężko pracować w obronie. Defense uzależniony jest od tego, jak zespół będzie ze sobą się dogadywał i współpracował. Chcę to krok po kroku budować ze sztabem szkoleniowym. Będziemy mieć z pewnością młodszą drużynę niż w ubiegłym sezonie. Dwie zakontraktowane koszykarki z USA to dziewczyny świeżo po NCAA bądź rok po skończeniu uczelni i to już wskazuje, w którym kierunku idziemy. Zobaczymy, jak przełoży się to na charakter, pracę i tworzenie zespołowej defensywy. To praca, którą będziemy musieli wykonać. Jeżeli chodzi o atak, to na tę chwilę zakładam, że na pozycjach 1-4 powinniśmy mieć trochę więcej rażenia z dystansu niż w minionych latach.

Powróćmy na chwilę do wspomnianej struktury klubu. Proszę opisać pokrótce wizję, jaką wypracował Pan z panią prezes Katarzyną Ziobro? Jak będzie teraz funkcjonować Ślęza Wrocław?

Dużo zaczęliśmy działać w kontekście kompleksowego budowania klubu od momentu, w którym pojawił się w Akademii trener Grzegorz Krzak. Razem współpracowaliśmy w Polkowicach, później był moim asystentem i przez lata nasza współpraca nie gasła, tylko zawsze mogłem się z nim konsultować, a on służył mi radą. W tej chwili współpracujemy na dwóch płaszczyznach. Grzegorz obserwuje nasze poczynania w Ekstraklasie i o tym rozmawiamy, a z drugiej strony staramy się wspólnie wypracować jedną linię szkolenia Akademii, żebyśmy szli w stronę rozwoju młodych koszykarek i ich umiejętności indywidualnych. Dążymy do tego, żeby w przyszłości cały klub pracował w ten sam sposób. Rozmawiamy o tym z panią prezes i przedstawiamy propozycje zmian w strukturze treningu.

Jak na nowym kierunku obranym przez nasz klub skorzystają młodsze koszykarki, które trenują obecnie w Akademii Ślęzy Wrocław?

Czy skorzystają, to czas pokaże. Wiele klubów w kategoriach młodzieżowych zdobywa medale, a koleje losu młodych zawodniczek toczą się później różnie. Patrzę na rozwój młodzieży przez pryzmat mistrzostw Europy U-16, U-18 czy U-20 i tego, jak tam wygląda koszykówka, co się zmienia. Do tego też namawiałem na przykład Olę Mielnicką. Ona nie ma patrzeć na to, z czym sobie radzi bądź nie na krajowym podwórku, tylko gdzie ma słabe strony w grze reprezentacyjnej. W rozgrywkach U-18 pierwszy raz zderzyła się z koszykówką na poziomie europejskim, mam nadzieję, że teraz będzie nabierać kolejnych doświadczeń w kategorii U-20. Rywalizacja z reprezentacjami innych krajów na poziomie międzynarodowym to często duży przeskok dla tych dziewczyn w porównaniu do tego, jak wygląda młodzieżowy basket w naszym kraju.

W ostatnich latach pojawiały się w Ślęzie koszykarki związane z Wrocławiem. Czy ten trend będzie kontynuowany w przyszłości za sprawą zawodniczek Akademii naszego klubu?

Najstarszą kategorią w naszej Akademii w przyszłym sezonie będzie U-17, więc musimy jeszcze dobrze przepracować kolejny rok i wprowadzać nasze zawodniczki do dorosłego grania. Wszystko jest zależne od determinacji i nastawienia dziewczyn. Widziałem, jak te kwestie potrafią zmieniać się u młodych graczy w trakcie sezonu. W ostatnich latach w Ślęzie były różne przykłady – zarówno te zaskakujące mnie pozytywnie, jak i zmiany rozczarowujące. Nie wszystko jest w gestii trenera i od niego zależne. Rozwój zawodniczek, które wchodzą do zespołu seniorskiego determinuje wiele czynników. To temat na szerszą rozmowę. Ja zawsze mówię, że każdy zaczyna z tego samego pułapu i ma taką samą szansę. Kwestią jest to, kto jak będzie pracował, a ja staram się dawać szansę najlepiej pracującym zawodniczkom, potrafiącym z niej skorzystać.

Koszykówka to niezwykle specyficzny sport pod kątem transferów – właściwie normalną rzeczą jest wymiana co sezon 3/4 składu. W następnych latach, miejmy nadzieję, do drużyny będą dołączać utalentowane wychowanki Akademii. Co można zrobić, żeby te największe talenty zostały we Wrocławiu przez lata?

To kwestia związana nie tylko z funkcjonowaniem klubu, ale i z pracą zawodniczek. Ważny jest ich rozwój sportowy i mentalny, bo nie zapominajmy, że to wciąż młode dziewczyny, które dopiero wchodzą do koszykówki, a przy tym nadal się uczą. Niekiedy nie idzie to ze sobą w parze. Nie jest to łatwy temat. Zobaczmy, ile zespołów młodzieżowych w rozgrywkach U-19 czy U-17 zdobywa medale, a nie przekłada się to później na grę tych zawodniczek w seniorskim baskecie. To najtrudniejszy proces w szkoleniu – prowadzenie Akademii tak, żeby znaleźć klucz i wychowanki trafiały do seniorskiej koszykówki, a ich przejście było „bezbolesne” i rozwojowe. To jest rywalizacja. Jeden młody człowiek udźwignie jej ciężar, a drugiego ona przytłacza i nie może pokazywać swoich najmocniejszych stron. To wszystko jest procesem i zawodniczka musi go rozumieć. Jeśli jest dobry sezon i wszystko się udało, to powinna być przygotowana na różne warianty. Kolejne dobre rozgrywki potwierdzają, że trzeba iść dotychczasową drogą, ale jak coś wstrzyma jej rozwój, to wtedy musi włożyć więcej pracy i mieć cały czas pozytywną energię, żeby pomimo przeszkód dalej się rozwijać. Zawodniczki muszą pamiętać, że rozwój trwa cały sezon. Nie można zaniedbać pracy po sezonie, bo to najlepszy czas na rozwijanie umiejętności indywidualnych. Niestety nie zawsze tak się dzieje.

Przez ostatnie dwa lata często obserwował Pan na żywo poczynania pierwszoligowych rezerw Ślęzy. Wiemy, że zespół PZU Ślęzy II ponownie wystąpi na zapleczu Ekstraklasy. Rozmawiał Pan już ze sztabem szkoleniowym, który niedługo przedstawimy, o debiutach najstarszych zawodniczek Akademii w seniorskim graniu? To już ten moment, czy jeszcze na niego za wcześnie?

Będziemy patrzyli na to dopiero w sierpniu, gdy zaczniemy przygotowania. Chciałbym, żeby ich pierwszy etap był wspólny dla pierwszej drużyny i zespołu pierwszoligowego. Ostatnie półtora miesiąca pracowaliśmy z młodymi dziewczynami, do naszych zajęć w offseasonie dołączyły te najlepiej rokujące koszykarki z kategorii U-17. Było widać progres w tej pracy, ale też trzeba pamiętać, że zajęcia motoryczne czy indywidualne łatwiej przynoszą efekty niż gra zespołowa i to ten etap będziemy bacznie obserwować i dużo o nim rozmawiać. Taka jest idea, którą z panią prezes omawialiśmy. Pierwsza liga ma być miejscem, w którym coraz więcej zawodniczek, także miejscowych, ma odgrywać dużą rolę, co, mam taką nadzieję, przełoży się na ich obecność w Ekstraklasie.

Czyli dążymy do tego, żeby to była taka pierwsza liga jak przed laty, kiedy w tej drużynie występowały między innymi Julia Tyszkiewicz, Marta Wdowiuk czy Patrycja Jaworska?

To było wzorcowe rozwiązanie. Mieliśmy 16-18 zawodniczek przy pierwszym zespole. 12 trenowało, a przy jakichkolwiek problemach mogliśmy od razu zareagować. To jest dla trenera sytuacja klarowna i wymarzona.

W jakim stopniu przenosiny na KGHM Ślęza Arenę poprawią komfort pracy i ulepszą proces treningowy?

Pożyjemy – zobaczymy. Muszę się do nowego miejsca przystosować, spędzić tam pierwszy miesiąc, dzień po dniu obserwując, jak to wszystko wygląda. I jak już będę miał całość poukładaną, to będzie mi dużo łatwiej wypowiadać się na ten temat. Lubię mieć wszystko zorganizowane – co, kiedy i jak zrobić, żeby nie być od czegoś zależnym. Czekam na start i to, jak będą wyglądać nasze pierwsze działania na nowym obiekcie.

Czy wiadomo już, kiedy rozpoczną się przygotowania do nowego sezonu i jak mogą one wyglądać?

Mam zawsze w głowie kilka wariantów tego, kiedy wystartować z przygotowaniami. Przede wszystkim musimy jednak poznać dokładny termin startu rozgrywek i dopiero wtedy mogę dopasować turnieje czy mecze towarzyskie. Biorąc pod uwagę, że budujemy nowy zespół w 70%, będzie to wymagało większej liczby spotkań, żeby stworzyć zgrany kolektyw. Kolejna kwestia jest taka, że musimy patrzeć na udział koszykarek w letnich zgrupowaniach reprezentacji. Od tego zależeć będą obciążenia, dodatkowe dni wolne i wszelkie inne kwestie. Chciałbym zaczynać pracę 7-8 tygodni przed sezonem.

Obecnie przebywa Pan na zgrupowaniu reprezentacji Czarnogóry. Co wyciąga Pan z pracy z kadrą w roli asystenta Jeleny Skerović?

Każda praca to nowe doświadczenie i nowe uwarunkowania. Na pewno nauczyłem się spokoju jako asystent trenerki Skerović, bo już nie o wszystkim decyduję, tylko się dostosowuję. Wtedy jestem tym dobrym policjantem, może to się przełoży na moje nowe prowadzenie zespołu w Ślęzie. Chociaż pewnie ciężko będzie zmienić charakter i podejście.