„Nawet w najmniejszej hali świata będę pracować na całego”
– Jestem znacznie mądrzejsza. O wiele, wiele mądrzejsza niż byłam wcześniej – mówi Britney Jones, nowa zawodniczka Ślęzy Wrocław w rozmowie o początkach kariery, podróżach po świecie i szalonym pobycie w Szwajcarii.
Dlaczego koszykówka? Miałaś jakieś inne zainteresowania, gdy byłaś dzieckiem?
Właściwie to miałam zostać gimnastyczką! Bardzo dobrze wychodziły mi salta i trenowałam tę dyscyplinę. To właśnie ten sport chciałam uprawiać, ale moja mama pomyliła dni, w których odbywał się nabór do drużyny. Spóźniłyśmy się z zapisami o jeden dzień i od tego momentu wszystko poszło w stronę koszykówki, czego na pewno nie żałuję. Treningi gimnastyczne pomogły mi pod kątem sprawności fizycznej, gibkości, skoczności i techniki ruchów. Pewne rzeczy zostały mi do dziś.
Trudno było zostać dostrzeżoną w Chicago?
Niezbyt, ponieważ już w szkole podstawowej zostałam dostrzeżona przez trenerów. Już od czwartej klasy podstawówki moja przyszła szkoła średnia była mną zainteresowana i trenowałam pod ich okiem. Wiedzieli dokładnie, kto za parę lat dołączy do ich drużyny. Przez cztery lata dbali o mój rozwój i upewniali się, że przyjdę gotowa do gry.
W szkole średniej dostrzegli Cię nie tylko trenerzy – otrzymałaś sporo nagród od ekspertów i dziennikarzy. Jak radziłaś sobie z tym zainteresowaniem w tak młodym wieku?
Mogłam polegać na swojej rodzinie. Dzięki rodzicom zachowałam pokorę i skupiałam się wyłącznie na koszykówce. Tak naprawdę to nic innego mnie nie interesowało – chciałam tylko grać i rozwijać się jako zawodniczka.
W czasach licealnych grałaś w tej samej szkole co Patrick Beverley (zawodnik Los Angeles Clippers – red.). Jakim był wtedy człowiekiem i zawodnikiem?
Chodziliśmy do tej samej klasy! Często się spotykaliśmy, przyjeżdżał do mnie zielonym Fordem Bronco i spędzaliśmy czas u mnie w domu. Był bardzo zabawny, często żartował, lubił rozśmieszać innych ludzi. Już wtedy był skromny i poukładany, nie wywyższał się ponad resztę znajomych, zawsze był w porządku. Mądry chłopak, który na wszystko sobie zasłużył ciężką pracą. Już wtedy miał spore umiejętności koszykarskie i potrafił je wykorzystać. Miał pasję i determinację, które doprowadziły go do sukcesu. Już w szkole średniej był znakomitym graczem, ale nastawionym bardziej ofensywnie niż teraz. W NBA znamy go z gry w obronie, ale zaczynał jako koszykarz lepszy w ataku.
Po szkole średniej uniwersytet UAB był Twoim pierwszym wyborem? Miałaś inne opcje?
Mogłam wybrać Boston College, Texas Christian University w Fort Worth lub UAB. Po tym jak odwiedziłam każdy kampus, poznałam drużyny i trenerów i mogłam pograć chwilę z dziewczynami wiedziałam, że chcę pójść na studia do UAB. Moja trenerka na uczelni była dla mnie jak druga mama. Nie traktowała mnie jako kolejną zawodniczkę, którą trzeba prowadzić i oddać po zakończeniu studiów. Nasze relacje były znacznie ponad to. W UAB czułam się jak w rodzinie.
A dlaczego wybrałaś prawo kryminalne?
Gdyby nie koszykówka, to chciałam zostać policjantką. Oglądałam moją mamę, która szkoliła się w tym zawodzie. Jej droga zawodowa poszła w innym kierunku, ale zawsze kiedy ją obserwowałam, myślałam sobie, że mogłabym pracować w policji. Więc postanowiłam wybrać taki kierunek na studiach.
Po zakończeniu studiów zawsze chciałaś wykorzystać swoją przygodę z koszykówką do podróżowania po całym świecie?
Planem zawsze było zostanie profesjonalnym sportowcem. Jednak nigdy nie spodziewałam się, że moja kariera tak się potoczy. Nie uwierzyłabym, że będę z tobą rozmawiać o koszykówce i o moim nowym klubie oddalonym od domu o kilka tysięcy kilometrów (śmiech)! To jak sen… chociaż nie wiem, czy tak los mógłby mi się w ogóle przyśnić. Nie, nie spodziewałam się że tak to się potoczy. Nigdy nie myślałam o podróżach po całym świecie. Nigdy!
Rozumiem decyzję o grze w Portoryko, Grecja też nie jest egzotycznym kierunkiem. Ale Islandia? Dlaczego zdecydowałaś się wyjechać na północ, do mroźnej Islandii?
Do bardzo, bardzo mroźnej Islandii! Mój agent przedstawił mi tę ofertę. Powiedział, że to dobra sytuacja, że mogę sprawdzić się w niezłej lidze i pograć w koszykówkę, żeby w Stanach zobaczyli co potrafię. Islandia to jedno z najlepszych państw, w jakich grałam. Bardzo życzliwi ludzie, przepiękne krajobrazy – lodowce, góry, Blue Lagoon, gejzery, naprawdę wszyscy powinni się tam wybrać i zobaczyć te widoki. Zorza polarna jest zachwycająca.
Pobyt w Islandii spełnił swój cel – zostałaś zauważona przez drużynę WNBA ze swojego rodzinnego miasta, Chicago Sky. Krótki pobyt i zwolnienie po obozie przygotowawczym musiało być rozczarowujące.
Z pewnością. Musiałam zrozumieć, że to decyzja biznesowa. Właściwie, to teraz przypominam sobie, że zostałam zastąpiona przez Sharnee Zoll-Norman! Władze Chicago Sky dokonały wymiany, w której Zoll przyszła z Los Angeles Sparks i ten ruch sprawił, że wypadłam z rywalizacji o miejsce na pozycji rozgrywającej. W WNBA jest bardzo mało miejsc i dla mnie go zabrakło.
Następne trzy kraje w twojej karierze to Rumunia, Rosja i Belgia. W którym z nich czułaś się najlepiej?
Najlepsza pod względem koszykarskim z pewnością była Rosja – najbardziej wyrównana i zacięta liga. W Rumunii również czułam się bardzo dobrze, nasza mistrzowska drużyna została znakomicie zbudowana. Poziom nie jest tak wysoki jak w Rosji, więc to tam najwięcej się nauczyłam jako zawodniczka.
Po Belgii, w której występowałaś w Eurolidze i wygrałaś mistrzostwo, przeniosłaś się do Szwajcarii. Jak doszło do tego, że podpisałaś kontrakt na zaledwie trzy mecze i sięgnęłaś po dwa tytuły w trakcie jednego sezonu?
Dopiero wylądowałam w domu z Belgii. Ledwo zdążyłam pojawić się w domu, gdy zadzwonił mój agent i zapytał, czy chcę pojechać do Szwajcarii! Nie byłam przekonana, więc opowiedział o drużynie, która walczyła o mistrzostwo kraju i potrzebowała rozgrywającej tylko na finały ligi. Nawet nie zdążyłam się dobrze rozpakować w Chicago, gdy musiałam ponownie znaleźć się w samolocie. Przed pierwszym meczem miałam jeden trening. Jeden! Przyleciałam w czwartek, wieczorem tego samego dnia odbył się trening, w piątek tylko zajęcia rzutowe i już trzeba było stanąć do walki. To była niesamowita, szalona przygoda i niepowtarzalna okazja. Rzadko kiedy masz szansę zdobyć mistrzostwo kraju grając w zaledwie trzech meczach!
Wróciłaś do Belgii, żeby rozegrać niecały sezon w Namur. Stamtąd odeszłaś przed zakończeniem rozgrywek, media pisały o różnicy zdań pomiędzy Tobą, a trenerem. Co się wtedy wydarzyło?
Szczerze mówiąc? Do tej pory nie wiem, naprawdę nie wiem. Córka trenera jest w drużynie i gra na mojej pozycji. Dobrze dogadywała się z resztą drużyny, ale naprawdę nie wiem, co się wydarzyło. Do tej pory nie jest dla mnie jasne, dlaczego sprawy przybrały taki obrót. Po tym, jak rozwiązano ze mną kontrakt, trener nawet ze mną nie porozmawiał. Więc nie było nawet rozmowy na temat całej sytuacji. Nadal nie wiem, co było przyczyną tego wszystkiego, ale jedna z moich koleżanek z tamtej drużyny powiedziała, że być może kwestią były pieniądze. Klub wciąż miał wobec niej zaległości i być może szukano oszczędności.
Po tej decyzji postanowiłaś przenieść się do Salwadoru. Dlaczego?
Wszystko sprowadza się do odpowiedniego czasu. Po prostu pojawiła się taka możliwość i z niej skorzystałam. Mam w Salwadorze kilku znajomych, którzy są tam trenerami i powiedzieli, że ich kolega potrzebuje rozgrywającej. Byłam dostępna, a oni mnie przekonali. Bardzo kocham koszykówkę. Nie ma dla mnie znaczenia, czy gram u kogoś na podwórku, po prostu uwielbiam to robić. Możemy grać u ciebie w ogródku, a i tak będę grać z uśmiechem na ustach. Po prostu.
Jak wyglądał poziom tej ligi?
Można powiedzieć, że dwie drużyny były lepsze od innych, bo ściągały zawodniczki z Ameryki. Ale nie, poziom był przeciętny, można go porównać do ligi meksykańskiej. Nie było to wielkie wyzwanie, ale najzwyczajniej w świecie cieszyłam się, że mogłam grać i sięgnąć po kolejny tytuł mistrzowski. Zawsze kiedy gram, dam z siebie 100 procent. Nawet w najmniejszej hali świata będę pracować na całego. Tego można być pewnym.
Polska to Twój dziesiąty kraj w karierze. Czego dowiedziałaś się o sobie – zarówno pod względem koszykarskim, jak i personalnym – podczas tej podróży po świecie?
Wow, to naprawdę trudne pytanie. Dowiedziałam się, że potrafię ewoluować, że potrafię się dostosować. W każdym kraju styl gry jest inny, trenerzy są inni, a dla mnie nie robi to większej różnicy. Potrafię się odnaleźć wszędzie, nawet podczas dwóch tygodni w Szwajcarii szybko znalazłam dla siebie miejsce. Umiem zmienić nastawienie, mentalność, sposób komunikacji z drużyną – wszystko to nie jest dla mnie trudne. Pod względem koszykarskim? Jestem znacznie mądrzejsza. O wiele, wiele mądrzejsza niż byłam wcześniej. Wszystkie mecze, każda minuta spędzona na parkiecie sprawia, że wiem więcej o koszykówce. Jeśli by tak nie było, to po co w ogóle grać? Przez tyle lat nauczyłam się wygrywać.
W takim razie jaki jest Twój klucz do wygrywania?
Przede wszystkim stawiać drużynę na pierwszym miejscu. W ten sposób zawsze osiągniesz sukces. Jeśli jesteś rozgrywającą i nie grasz dla zespołu, to nie wygrasz. Wystarczy spojrzeć na Russella Westbrooka, grając tak jak on nie zdobędziesz mistrzostwa. Nie zrozum mnie źle, to znakomity gracz i jeden z moich ulubionych koszykarzy. Zawsze będę trzymać jego stronę, ale w tym momencie nie wie, jak wygrywać. Mam nadzieję, że to się zmieni.
Wracając pamięcią do całej kariery. Który jej moment był dla Ciebie najbardziej znaczący?
Prawdopodobnie gdy występując w EuroCupie w Chavakacie przegrałyśmy mecz z drużyną z Turcji. po dwóch dogrywkach trzema punktami. To był mecz decydujący o awansie i przegrałyśmy go w taki sposób. To było przytłaczające, wciąż to we mnie siedzi. Gdybym mogła, na pewno zagrałabym to spotkanie jeszcze raz.
Jaka jest najlepsza rada, jaką otrzymałaś?
Oszczędzaj pieniądze (śmiech). Na poważnie – zawsze powtarzano mi, żeby dobrze się prezentować. Mówię tu o charyzmie, o tym, jak rozmawiasz z ludźmi, jaką energię przekazujesz podczas grania. Jeśli ludzie widzą zaangażowanie, będą cię cenić. Uczono mnie, żeby być otwartą osobą, która porozmawia z każdym i zawsze znajdzie czas.
Ostatnie pytanie – masz okazję przekazać radę 15-letniej Britney Jones, która zaraz zacznie grać dla liceum Marshalla w Chicago. Co jej powiesz?
Pracuj ciężej. W wieku 14 lat nie pracowałam tak, jak robię to teraz. Mogłam być lepszą zawodniczką, gdybym jako młoda zawodniczka dawała z siebie więcej. Nie rozumiałam wartości pracy, konieczności przepracowania całego dnia, przebiegnięcia kilku mil, oddania większej liczby rzutów, zostania po treningu. Nie wiedziałam, że trzeba to robić. Jako 31-letnia koszykarka powiem swojej młodszej wersji – pracuj. Pracuj ciężko, pracuj mądrze.