„Wierzę w to, że dziewczyny mogą wywalczyć medal”

– Jedyna rada to to, żeby po prostu walczyć, wierzyć w siebie i w to, że można – powiedziała Agnieszka Majewska zapytana o rady dla swoich koleżanek ze Ślęzy Wrocław na drugą część sezonu. W rozmowie środkowa tłumaczy przyczyny swojej nieobecności, podsumowuje rok 2018 i zapowiada swój przyjazd do stolicy Dolnego Śląska.

Przede wszystkim jak zdrowie? Co uniemożliwia Ci grę w koszykówkę?

Mam dalej problemy z plecami, to jest mój główny problem. Nie jest jeszcze niestety super dobrze, cały czas trwa żmudny proces rehabilitacji i leczenia.

Już przed sezonem mówiłaś, że okres przygotowawczy był dla Ciebie niezwykle trudny, bodaj najtrudniejszy w całej karierze. Miałaś gdzieś z tyłu głowy myśl, że uraz może wyłączyć Cię z gry na dobre?

Ten uraz tak naprawdę doskwierał mi od dawna. W poprzednim sezonie po powrocie do gry się odzywał, czułam ból też dwa lata temu, w sezonie mistrzowskim. W tym roku wrócił ze zdwojoną siłą. Może dlatego, że za ciężko rozpoczęłam okres przygotowawczy, może z uwagi na wiek powinnam słabiej zacząć, ale charakter na to nie pozwalał. Jeżeli się czegoś podejmuje, to robi się to na 100 proc., a może rzeczywiście powinnam odpuścić. W ostatnim okresie ból powrócił, więc niestety podjęliśmy decyzję, że trzeba to leczyć i zobaczymy, co będzie dalej.

Jakie są perspektywy, czy istnieje jeszcze możliwość powrotu na parkiety Energa Basket Ligi Kobiet tak, jak przed rokiem?

Nie chcę przewidywać, dla mnie zdrowie jest najważniejsze. Wiem, ile kosztował mnie powrót w styczniu po siedmiu miesiącach przerwy. Wiem, jaki to był duży wysiłek, więc nie mówię nie, nie mówię tak. To by zależało od stanu zdrowia, od tego, czy plecy pozwolą mi wrócić. Tego jeszcze nie wiem, nie ma zgody i pozwolenia od lekarza.

Czyli nie mówimy, że Agnieszka Majewska oficjalnie zakończyła koszykarską karierę?

Oczywiście! Na razie się leczę. Już rok temu miałam być byłą zawodniczką, a wyszło inaczej. (Śmiech). Życie pisze swój scenariusz.

Brakuje Ci bycia z drużyną, wszystkich emocji związanych z meczami?

Pewnie, że brakuje. Dziewczyny zasypują zdjęciami na whatsappie i wszystkich portalach. Czasami czuję się, jakbym była z nimi, ale to nie jest to samo. Brakuje zwłaszcza szatni, gdzie jest milion tematów i całej atmosfery.

A jest coś, czego Ci nie brakuje w życiu bez koszykówki? Na przykład ciężkie treningi?

Uwielbiam trenować! Tamten sezon pokazał, że się da. Bardzo bałam się powrotu, bałam się czy dam radę, bo wszyscy wiemy jak trener Arek pracuje, ale sobie poradziłam. Może ciężkich treningów nie brakuje, ale tych lżejszych zajęć na pewno. Ja już ciężko się natrenowałam w swoim życiu, więc trzeba spuszczać z tonu (śmiech)!

Trener Rusin mówił przy ogłaszaniu powrotu do drużyny, że po okresie przygotowawczym miało być z górki, tak miało być?

Tak miało być, tak się spodziewaliśmy. Trener wiedział, że jeśli przejdę sezon przygotowawczy w pełni, to później będzie dobrze. Nie udało się, bo już pod koniec tych najcięższych treningów plecy się odezwały. Oczywiście zrobiłam przerwę, a każda przerwa w tym wieku, żeby to było jasne, ja się wcale staro nie czuję, ale po tylu minutach i sezonach organizm to odczuwa i każda przerwa nawet tygodniowa utrudnia powrót. To nie tak jak w wieku 20 lat. Wróciłam, weszłam z powrotem w treningi, poczułam się lepiej, ale uraz powrócił ze zdwojoną siłą i przerwa musiała być dłuższa. Wszyscy braliśmy taki scenariusz pod uwagę.

Dużo miałaś rozmów z trenerem Arkadiuszem Rusinem na temat swojego zdrowia, roli w zespole?

Rozmawialiśmy oczywiście. Nie było to takie łatwe, pracowaliśmy ze sobą wiele lat. Z jednej strony znamy się na tyle, że wiadomo kiedy odpuścić, co odpuścić. Z drugiej strony dochodzi charakter sportowca. Jak wszystkie dziewczyny pracują, to nie umiem odpuścić. I tutaj te dwie rzeczy się kłóciły, może gdyby to było bardziej stanowcze odpuszczenie, to teraz byłabym z zespołem. Mam do siebie pretensje o to, że mogłam gdzieś odpuścić, ale ten charakter nie pozwolił.

Mimo, że nie widzimy Cię na parkiecie, nadal jesteś bardzo ważną częścią klubu – jak w jednym zdaniu podsumowałabyś ten rok w wykonaniu Ślęzy Wrocław?

Wzloty i upadki. Taka myśl nasuwa się pierwsza. Z jednej strony sukces, bo w tym roku wywalczyłyśmy kolejny medal, a dziewczyny w tym sezonie sprawiły kilka niespodzianek pokonując Wisłę czy CCC i idzie to w dobrą stronę. Dobry rok, ale przytrafiły się delikatne porażki, bo przegrana z Widzewem nie powinna się przydarzyć, ale to jest sport.

To teraz nieco szerzej – po krótkiej przerwie wróciłaś do gry w lutym tego roku, żeby zdobyć w żółto-czerwonych barwach swój 15 medal mistrzostw Polski. Z perspektywy czasu brąz to maksimum, jakie dało się wyciągnąć, czy jednak pozostaje niedosyt po przegranej serii z Artego Bydgoszcz?

Na wynik końcowy składa się cały sezon, ciężko powiedzieć co działo się przed moim przyjściem, że dziewczyny grały w kratkę, bo w całym sezonie były różne mecze. W styczniu dziewczyny były w dołku, psychicznym i fizycznym. Gdy głowa jest słaba, to fizycznie nie ma energii do pracy. Zespół był w dużym dole, ale wspólnymi siłami potrafiłyśmy się podnieść. Mecze z Bydgoszczą pokazały że zabrakło niewiele, w ostatecznym rozrachunku oczywiście szkoda tych spotkań, tylko nie wiem czy nie było to pokłosiem tego, co działo się przez cały sezon. Występy w pucharach też zrobiły swoje, natężenie meczów, zmęczenie dziewczyn, brak doświadczenia pucharowego, wszystkiego trzeba się po prostu nauczyć po prostu. Odbiło się to też na treningach, bo nie było całego tygodnia na przygotowania, to dla trenera Rusina za mało. Mecze z Bydgoszczą to wielka szkoda, natomiast zabrakło zimnej głowy, może wystraszyłyśmy się finału.

Pamiętasz, jak wtedy Twoje ciało odpowiadało na obciążenia związane z play-offami?

Pamiętam końcówkę tamtego sezonu i w ogóle po powrocie z końcem stycznia, rozmawialiśmy z trenerem, żeby zobaczyć, jak będę wyglądać. Przez siedem miesięcy nie trenowałam treningu i to nie było tak, że na 100 procent przyjdę i zostaję. Musiałam zobaczyć, czy to ma sens, czy dam radę. Po czterech tygodniach miałam zdecydować, a już po trzech wszyscy wiedzieli bez decyzji, że zostaję. Pamiętam, że było dobrze, a plecy się odezwały i w Bydgoszczy nie mogłam pomóc dziewczynom. Prawda jest taka, że gdyby Agnieszka Kaczmarczyk nie złapała kontuzji, to nie byłabym potrzebna do samego końca. Ciacho nie zagrała w meczach z Wisłą, to trzeba było się ratować (śmiech). Po pierwszym meczu było ogromne zmęczenie, trener podszedł do mnie i mówi „Aga, Ty za dwa dni się nie będziesz nadawała do niczego, będziesz się czuła jak w sezonie przygotowawczym” i rzeczywiście tak było. Mecz, w którym przegrałyśmy 30 punktami był straszny, moje ciało nie współpracowało ze mną. Na kolejny trzeba było wyjść, położyć wszystko na jedną kartę i pomimo zmęczenia trzeba było się zebrać. Charakterem wygrałyśmy ten medal.

Któryś z meczów tamtego sezonu, nie biorąc pod uwagę meczu o brąz, zapadł Ci mocno w pamięci?

Na pewno mecz z Bydgoszczą będzie się pamiętało. Wszystkie zapadły nam w pamięć, każdy z nich był ciężki i niby się wydawało, że mamy finał w kieszeni i niestety… Trzeba było wygrać mecz u siebie, oba przegrałyśmy. To mecze, które się będzie pamiętało. Rzadko kiedy pamięta się mecze sezonu zasadniczego. Tak jak teraz, jeśli dziewczyny sięgną po medal, to nikt nie będzie pamiętał o porażce z Widzewem.

Miałaś podczas letnich przygotowań momenty, w których myślałaś, żeby jednak zrezygnować z kolejnego powrotu?

Oczywiście, po każdym treningu! (Śmiech). Sezon przygotowawczy z trenerem Rusinem jest naprawdę ciężki, po prostu przychodziłam do domu i zastanawiałam się, po co jest mi to potrzebne. Natomiast na popołudniowy trening szłam już w pełni zmotywowana. Mój organizm dawał mi większe znaki niż w poprzednim, że zmęczenie się nawarstwia.

Co lub kto napędzało Cię wtedy do dalszej pracy i kontynuowania treningów? Trener Rusin zachęcał do działania?

Generalnie jestem taką osobą, że jeżeli czegoś się podejmuje, to nie robię tego na pół gwizdka. Motywacją było to, że w zespole było dużo młodszych koleżanek, które umierały tak samo jak ja, więc może to mnie popychało, że jeszcze nie jest tak źle. Znamy się z trenerem kupę lat i myślę, że bardzo dobrze się znamy, mogliśmy sobie w dyskusjach pozwolić na trochę więcej, więc szpilek małych w jedną i drugą stronę było bardzo dużo.

Byłaś z drużyną podczas pierwszych kilku spotkań w trwających rozgrywkach, zakładam, że po urazie nadal śledzisz losy zespołu.

Oczywiście i bardzo żałuję, że tak mało jest meczów w telewizji i internecie. Rok temu były puchary i transmisje telewizyjne, natomiast teraz brakuje mi tego. Cieszę się, że była transmisja z Polkowic i mogłam zobaczyć dziewczyny w akcji. Śledzę, jak nie w internecie, to poprzez statystyki.

Jak Twoim zdaniem rozwinął się ten zespół na przestrzeni 11 meczów, które za nami?

Na pewno widać rękę trenera w stosunku do obrony, znam go na tyle, że to nie funkcjonuje tak, jakby chciał i nie wiadomo, czy w pełni to się uda osiągnąć. Mówiłam w wielu wywiadach, że to zespół, który może zaskoczyć wszystkich, a nawet same siebie i dalej to podtrzymuję. Grają bardzo różnie, są w stanie zagrać fenomenalnie, a czasem nie wszystko wychodzi. To młody zespół, jak się ma taką kadrę, to gra w kratkę jest absolutnie normalna. Cały zespół idzie do przodu, a indywidualnie, to w trakcie sezonu wyszło doświadczenie Taisii Udodenko, na plus na pewno zapisuje się Terezia Palenikova. To młoda zawodniczka i wszystko przed nią, jeśli będzie się dalej tak rozwijać, to zrobi wielką karierę.

Wygrana w meczu z CCC była dla Ciebie niespodzianką, czy znając trenera Rusina oraz zawodniczki wiedziałaś, że stać je na tę wygraną?

Oczywiście, że wierzyłam i bardzo się cieszę! Mimo, że Ślęza nie zagrała rewelacyjnie w ataku, a jedynie nieźle. W kluczowych momentach wpadły ważne rzuty. Dziewczyny dobrze wyglądały w obronie, a przede wszystkim zagrały walecznie, uwierzyły, że mogły wygrać i to zrobiły.

Według Ciebie można, choćby po cichu, mówić o potencjalnym czwartym medalu w ciągu czterech lat?

W moim pierwszym roku w Ślęzie nikt nie postawiłby na nas, że zdobędziemy złoty medal. W minionych rozgrywkach nikt nie sądził, że wywalczymy brąz przeciwko Wiśle. Dlatego uważam, że dziewczyny są w stanie to zrobić i jest to w zasięgu. Natomiast sezon jest długi, dużo meczów, jeszcze nie skończyła się pierwsza runda, a do medali jest kilka zespołów, bo chociażby Bydgoszcz, Toruń, Gorzów. Wszystko będzie zależało od kontuzji i od wielu innych czynników. Wierzę w to, że dziewczyny są w stanie to zrobić i trzeba w to wierzyć.

Masz może jakieś rady dla zespołu przed nowym rokiem?

One same wiedzą doskonale, co trzeba robić, każdy gracz wie i czuje to, tym bardziej doświadczone zawodniczki. Jedyna rada to to, żeby po prostu walczyć, wierzyć w siebie i w to, że można.

Zmieniając temat, latem byłaś trenerką podczas Campu Akademii Koszykówki Ślęzy w Szklarskiej Porębie. Przejście z parkietu na ławkę trenerską to realna opcja na przyszłość?

Pomysłów i myśli jest dużo, wszystko przede mną, na razie, tak jak rozmawialiśmy, zdrowie jest najważniejsze, muszę się wyleczyć żeby o czymkolwiek myśleć. Czy o roli trenera czy o pracy w klubie organizacyjnej, bo takie rzeczy lubię. Pomysłów jest dużo. Letni camp był dla mnie pierwszym, ale było to fajne doświadczenie i mam nadzieję, że znów będę mogła się sprawdzić w tej roli, ale na razie nie było zobowiązujących rozmów.

Czego można Ci życzyć na nadchodzący rok oprócz zdrowia?

Mam ciche marzenie, którego nie będę zdradzać. A tak to zdrowie jest najważniejsze, jak jest zdrowie, to wszystko będzie dobrze.

W ramach rewanżu – czego można życzyć kibicom Ślęzy?

Przede wszystkim na nowy rok również zdrowia i przede wszystkim dalszej wiary w zespół, bo bardzo się cieszę, że wierzą cały czas, czasem nawet bardziej niż dziewczyny same wierzą w siebie. Wielu emocji, sukcesów i medalu.

I na koniec: kiedy zobaczymy Cię na trybunach hali wrocławskiej AWF, skoro niestety buty wiszą na razie na kołku?

Przyjadę, na pewno! Mam nadzieję, że wkrótce, ale na razie nie jestem w stanie powiedzieć.

Spojrzenie w liczby: CCC Polkowice

Ostatni w 2018 roku mecz Ślęzy Wrocław zakończył się zwycięstwem 54:51 nad CCC Polkowice. Zapraszamy na podsumowanie statystyczne tego starcia. 

0 – dobiegła końca passa Cierry Burdick z co najmniej jedną asystą w meczu. Skrzydłowa wrocławianek pierwszy raz w tym sezonie ani razu nie przyczyniła się bezpośrednio do zdobyczy punktowej jednej ze swoich koleżanek.

2 – a właściwie to 2:54. To czas meczu, w którym Ślęza Wrocław była na prowadzeniu. Jak widać, podopieczne Arkadiusza Rusina wcale nie nadawały tonu wydarzeniom boiskowym, ale egzekucja w najważniejszych momentach doprowadziła je do zwycięstwa.

3 – taktyczna rozgrywka w derbach Dolnego Śląska nie toczyła się w wysokim tempie. Koszykarki z Polkowic skutecznie powstrzymywały swoje rywalki przed wyprowadzaniem kontrataków, co zazwyczaj jest mocną bronią Ślęzy Wrocław. Zawodniczki z Wrocławia zdołały zdobyć zaledwie trzy punkty z kontrataków – aż o 10 mniej niż wskazywałaby na to średnia.

4 – większość kibiców jako potencjalną liderkę w kategorii bloków w drużynie CCC wskazałoby Lynnettę Kizer, być może Temi Fagbenle lub Agnieszkę Kaczmarczyk. Tymczasem w hicie 12. kolejki Energa Basket Ligi Kobiet to rozgrywająca, Jasmine Thomas, zdeklasowała wszystkie swoje koleżanki. Amerykanka zablokowała cztery próby koszykarek Ślęzy, tyle samo co reszta drużyny.

9 – seria dziewięciu punktów bez odpowiedzi CCC Polkowice doprowadziła gospodynie do wyniku 40:27. Od tego momentu Ślęza podwoiła swój dorobek, a CCC w ostatnich 16 minutach meczu zdobyło tylko 11 punktów.

11 – Sydney Colson nie miała dobrego dnia jeżeli chodzi o rzuty z gry, lecz znakomicie wykorzystywała defensywę CCC do stawania na linii rzutów osobistych. Rozgrywająca Ślęzy wywalczyła siedem przewinień i 12 razy oddawała rzut wolny, wykorzystując 11 prób.

13 – w podsumowaniu spotkania z CCC dominuje defensywa i trudno się dziwić, ponieważ to ona zadecydowała o zwycięstwie. 13 przechwytów wykonanych przez żółto-czerwone to najlepszy wynik w sezonie i zarazem pierwszy przypadek, kiedy przechwyciły one ponad 10 piłek.

15 – wrocławianki trafiły tylko 15 z 54 rzutów z gry, co jest zdecydowanie najniższym wynikiem w tym sezonie. Pierwszy raz w trwających rozgrywkach zdarzyło się, że koszykarki Ślęzy zamieniły na punkty mniej niż 20 prób z gry.

51 – defensywa wrocławianek zatrzymała koszykarki CCC na zaledwie 51 punktach. Tak mocny zespół jak koszykarki z Polkowic rzadko kiedy punktują tak słabo, zwłaszcza na własnym parkiecie. Ostatni raz gorzej u siebie zagrały we wrześniu 2015 roku – wtedy jako MKS Polkowice uległy Pszczółce Lublin 48:62.

90,5 – wyżej wspomnieliśmy o znakomitym występie na linii rzutów osobistych Sydney Colson, ale cegiełkę do 90,5 proc. skuteczności za 1 punkt dołożyły też jej koleżanki. To trzeci najlepszy rezultat w sezonie, ale w tym przypadku Ślęza wykorzystała aż 19 z 22 rzutów, w pierwszych dwóch odpowiednio 10 na 10 i 11 na 12.

„Zrobiliśmy w tym sezonie dwie niespodzianki”

Zapraszamy do zapoznania się z zapisem konferencji prasowej po meczu CCC Polkowice – Ślęza Wrocław, w którym wrocławianki wygrały 54:51.

Arkadiusz Rusin: Zrobiliśmy w tym sezonie już dwie niespodzianki. Najgorszą dla nas, czyli przegraną z Widzewem i tę najlepszą dla nas, czyli wygrana tutaj u faworyta i zespołu, który pokazuje wysoką formę. Zatrzymaliśmy ich na 51 punktach i to wielki ukłon w stronę zawodniczek. W przerwie powiedziałem zawodniczkom, że naszym problemem nie była defensywa, tylko atak i on w drugiej połowie wcale lepiej nie funkcjonował, ale to my zdobyliśmy ponad 30 punktów. Dla nas taki dorobek na takim terenie to dużo. Każda dziewczyna, która wchodziła na parkiet miała za zadanie kontrolować to, co się dzieje w defensywie. Przyjęliśmy założenia nieco ryzykowne, w niektórych meczach to ryzyko się opłaca, kiedy indziej nie. Dziś się opłaciło i na pewno na przerwę, która przyda się zawodniczkom i sztabowi wyjeżdżamy zadowoleni.

Cierra Burdick: To trudny pojedynek dla każdego, CCC to bardzo dobra drużyna. Mamy dla nich wiele szacunku, to świetne zawodniczki. Wiedzieliśmy jednak, że jeśli zagramy dobrze, zagramy drużynowo, to mamy szansę na zwycięstwo. Powiedziałam to moim koleżankom przed spotkaniem. Cała drużyna zaufała planowi defensywnemu na to spotkanie i to pozwoliło nam wygrać. Nie grałyśmy bardzo skutecznie, a gdy zawodzi rzut, trzeba zatrzymać rywalki. To udało nam się zwłaszcza w kluczowych momentach, dzięki czemu odniosłyśmy to ważne zwycięstwo.

Maros Kovacik: Kibice obejrzeli dobre spotkanie, zwłaszcza w defensywie. Niestety przegraliśmy i jestem z tego powodu rozczarowany. Popełniliśmy dużo błędów indywidualnych, może niektóre nasze zawodniczki były już myślami w domu. Żadna z zawodniczek nie wzięła na siebie w pełni odpowiedzialności za grę w ofensywie. Każda seria kiedyś dobiega końca, nasza skończyła się dziś. Musimy przemyśleć naszą grę i wyciągnąć wnioski z dzisiejszej porażki.

Weronika Gajda: Nie zrobiłyśmy do końca tego, co miałyśmy zrobić, popełniłyśmy dużo błędów, zwłaszcza w ataku, gdzie nie możemy pudłować tylu rzutów spod kosza. To boli i później mamy problem, żeby nadgonić te niecelne rzuty. To będzie dla nas dobra lekcja, będziemy musiały pojechać do domu, przemyśleć wszystko i wrócić z podniesionymi głowami. Powrót po dwóch przegranych z rzędu będzie dla nas sporym wyzwaniem, bo trudno będzie znów grać z pewnością siebie.

 

Ślęza Wrocław pokonuje mistrzynie Polski na zakończenie roku

W wyjazdowym spotkaniu 12. kolejki Energa Basket Ligi Kobiet Ślęza Wrocław po niezwykle emocjonującym spotkaniu pokonała CCC Polkowice 54:51. Tym samym polkowiczanki straciły miano jedynej niepokonanej drużyny w lidze. 

Wrocławianki błyskawicznie objęły prowadzenie, ale potem inicjatywę przejęły gospodynie, zdobywając osiem punktów bez odpowiedzi rywalek. Podopieczne Arkadiusza Rusina po dobrze rozegranej pierwszej akcji nie potrafiły odnaleźć rytmu w ofensywie, forsując rzuty z trudnych pozycji i popełniając straty. CCC również nie grało najlepiej, ale było w stanie przynajmniej kilka posiadań zamienić na punkty.

Ślęza wróciła do gry dzięki poprawieniu gry w obronie i wymuszeniu paru fauli, które w konsekwencji skutkowały rzutami osobistymi. W premierowej odsłonie spotkania drużyna gości trafiła tylko trzy próby z gry, lecz na szczęście dla żółto-czerwonych, przeciwniczki także miały problemy z systematycznym poprawianiem swojego dorobku. Udany rzut Marissy Kastanek tuż przed upływem dziesięciu minut spotkania zmniejszył deficyt wrocławianek do czterech punktów.

Po krótkiej przerwie rzucająca Ślęzy przymierzyła z dystansu, a Taisiia Udodenko wykorzystała oba osobiste i po raz kolejny żółto-czerwone rozpoczęły kwartę od prowadzenia. Powtórzył się jednak scenariusz z pierwszej ćwiartki meczu. Zarówno Ślęza, jak i CCC nie grzeszyły skutecznością, lecz nieznacznie lepiej prezentowały się niesione dopingiem wypełnionej po brzegi hali zawodniczki z Polkowic. ‚

Dużo problemów zawodniczkom Ślęzy swoją mobilnością sprawiała Temi Fagbenle. Skrzydłowa CCC nie tylko potrafiła wypracować sobie dobrą pozycję do rzutu, ale i wymusić faul jednej z koszykarek 1KS-u. MVP Finałów Energa Basket Ligi Kobiet z zeszłego sezonu była najlepszą opcją gospodyń w pierwszej połowie. Nie oznacza to jednak oczywiście, że jej koleżanki polegały wyłącznie na niej. Kwartę sześcioma punktami z rzędu zakończyła gwiazda CCC i WNBA Tiffany Hayes. Wrocławianki dotrzymywały kroku ofensywie prowadzonej przez Fagbenle, lecz na punkty Hayes zabrakło już odpowiedzi. To pozwoliło polkowiczankom zejść na przerwę z ośmioma punktami prowadzenia.

Pierwsze minuty po wznowieniu gry były niezwykle istotne – szybkie przejęcie inicjatywy przez gospodynie mogłoby oznaczać zakończenie rywalizacji. Podopieczne Arkadiusza Rusina doskonale zdawały sobie z tego sprawę i dzięki łatwym punktom Taisii Udodenko oraz celnymi osobistymi Sydney Colson przewaga CCC stopniała o połowę. Na taki rozwój sytuacji mistrzynie Polski odpowiedziały dziewięcioma punktami zdobytymi przez Fagbenle i Jasmine Thomas. Szczególnie demoralizujący był trzypunktowy rzut rozgrywającej polkowiczanek, który oddany został z nieprzygotowanej pozycji wraz z upływem 24 sekund. Chwilę po nim dwa oczka dołożyła liderka CCC – Fagbenle i szkoleniowiec Ślęzy musiał poprosić o przerwę.

Po time-oucie zawodniczki ze stolicy Dolnego Śląska nieco zmniejszyły deficyt. Istotna była przede wszystkim celna trójka Darii Marciniak, dzięki której przewaga pomarańczowych wynosiła osiem oczek. Choć CCC praktycznie co chwila popełniało jakąś stratę, niezawodna Fagbenle przywróciła zapas punktowy gospodyń na poziom 10 punktów. Ślęza marzyła o wygranej, ale w ostatniej kwarcie miała przed sobą ogromne wyzwanie.

Wrocławianki podjęły rękawicę i zagrały znakomitą kwartę w defensywie. Nie można przecenić znaczenia trzypunktowego rzutu Taisii Udodenko, który był błyskawiczną odpowiedzią na udany rzut z dystansu Weroniki Gajdy. Ten sygnał do ataku pozwolił Ślęzie zacieśnić szyki w obronie, a kolejne trafiane rzuty osobiste systematycznie zmniejszały przewagę CCC. Lay-up Agnieszki Kaczmarczyk na niecałe cztery minuty przed końcem dał polkowiczankom nieco oddechu (50:45), ale już w następnej akcji Terezia Palenikova trafiła za trzy, a pół minuty później wykorzystała oba rzuty wolne i mieliśmy remis.

Zawodniczki Marosa Kovacika nie mogły sobie pozwalać na faule, ponieważ przekroczyły limit, co skrzętnie wykorzystała Ślęza, a konkretnie Taisiia Udodenko. Reprezentantka Ukrainy dwukrotnie trafiła i żółto-czerwone objęły prowadzenie pierwszy raz od drugiej kwarty. Stuprocentową skutecznością na linii nie popisała się w kluczowym momencie Fagbenle i na 40 sekund przed końcem piłka była w rękach wrocławianek, które utrzymywały minimalną przewagę. Sydney Colson, która do tej pory trafiała wyłącznie z linii rzutów osobistych, wreszcie dołożyła też dwa punkty z gry i CCC mogło wyłącznie doprowadzić do dogrywki.

W przerwie na żądanie słowacki trener polkowiczanek rozrysował zagrywkę, w której piłka miała trafić w ręce Tiffany Hayes. To się udało i Amerykanka oddała rzut z dystansu. Ostatecznie wpadł on do kosza, co uradowało publiczność w polkowickiej hali, ale radość była krótkotrwała. Piłka po odbiciu od obręczy trafiła w tylną część konstrukcji kosza, co automatycznie unieważniało rzut skrzydłowej CCC. Niespodzianka w postaci zwycięstwa Ślęzy stała się faktem.

Wrocławianki pokonały mistrzynie Polski i sprawiły, że w Energa Basket Lidze Kobiet nie ma już niepokonanych drużyn. Teraz przed podopiecznymi Arkadiusza Rusina tydzień odpoczynku. Tuż przed nowym rokiem rozpoczną się przygotowania do meczu z Energą Toruń.

CCC Polkowice – Ślęza Wrocław 51:54 (13:9, 18:14, 14:12, 6:19).
CCC: Fagbenle 19, Hayes 10, Thomas 9, Kaczmarczyk 4, Gajda 3, Kizer 3, Owczarzak 3, Leedham 0, Kaltsidou 0.
Ślęza: Colson 13, Udodenko 12, Kastanek 8, Burdick 8, Palenikova 7, Marciniak 3, Szybała 3, Dobrowolska 0, Miletić 0.

Radosne i rodzinne wigilijne spotkanie Ślęzy Wrocław

W czwartkowy wieczór Sala Bankietowa MCS należała do Ślęzy Wrocław. Odbyło się tam spotkanie wigilijne 1KS-u.

Tradycją jest przedświąteczne spotkanie osób związanych z klubem. I jak co roku wśród gości nie zabrakło trenerów, działaczy oraz sportowców (obecne były koszykarki, stawili się także piłkarze z pierwszej drużyny). Zaproszenie przyjęły również osoby, które na co dzień swoimi działaniami wspierają klub na różnych płaszczyznach. Pojawili się sponsorzy, przedstawiciele Klubu Kibica Ślęzy Wrocław i stowarzyszenia „My!Ślęza”.

W atmosferze świątecznych muzycznych standardów i przy dobrym, wigilijnym jedzeniu wszyscy bawili się wyśmienicie, opuszczając Salę Bankietową MCS-u w świetnych nastrojach.

Galerię zdjęć z tego wydarzenia można znaleźć w zakładce „Kibice – Galerie”.