„Kocham ten sport, nie gram w koszykówkę dla pieniędzy”

– Cieszę się, że mogę dołączyć do organizacji, która jest odpowiednio zarządzana, która ma wysokie cele i traktuje koszykówkę na poważnie. – mówi Cierra Burdick, zawodniczka Ślęzy Wrocław. 

Parę lat temu udzieliłaś wywiadu dla ESPN, w którym powiedziałaś, że gdybyś była superbohaterem, to chciałabyś być Supermanem. Coś w tym zakresie się zmieniło?

Teraz wydaje mi się, że wybrałabym Czarną Panterę. Uwielbiam ten film i całą otoczkę wokół „Wakanda na zawsze”. Więc teraz zmieniam odpowiedź na Czarną Panterę.

Czyli skoro nie Superman, to raczej też nie wzorujesz swojej gry na Dwightcie Howardzie, który obecnie w NBA nosi ten przydomek?
Nie lubię go, uważam, że jest „miękki”. Moją idolką, na której się wzoruję jest Candice Dupree. To nieco niższa skrzydłowa, ale gra z ogromną gracją, jest niezwykle efektywna . Sprawia, że wszystko w jej wykonaniu wygląda łatwo, a do tego ciężko pracuje i jest typem liderki. To moja ulubiona zawodniczka, natomiast nie ma żadnego koszykarza, który byłby kimś, od kogo czerpię wzorce. Raczej po prostu interesuje mnie typ wszechstronnego zawodnika, dobrze pracującego – taką staram się być zawodniczką.

Sama też masz trochę mniej centymetrów niż rywalki na Twojej pozycji. To oznacza, że musisz się sporo przebijać pod koszem – czujesz, że stałaś się dzięki temu mocniejszą zawodniczką?
Trzeba wykorzystywać swoje zalety. Kiedy mam walczyć z wyższą i silniejszą środkową, korzystam z szybkości i pracy na nogach. Muszę wiedzieć, kiedy mam się odwrócić z piłką, kiedy zagrać nieco bardziej fizycznie – dobranie odpowiedniego ruchu do sytuacji jest w moim przypadku kluczowe.

Zakładam, że moglibyśmy teraz siedzieć i rozmawiać godzinami o legendarnej trenerce Pat Summit, która prowadziła Cię w Tennessee. Spędziła 28 lat w jednym zespole, wygrała praktycznie wszystko i widziała praktycznie wszystko. Na pewno nauczyła Cię sporo, ale gdybyś miała wymienić najważniejsze rzeczy, to jakie by to były?
Granie dla niej było prawdziwym błogosławieństwem. Najlepszą rzeczą, którą mi przekazała przez lata wspólnej pracy to to, żebym była nie tylko najlepszą koszykarką, jaką mogę być, ale przede wszystkim najlepszym człowiekiem. Była niezwykle skromna. Nie zorientowałbyś się, że tyle w życiu wygrała, gdybyś o tym nie wiedział. Traktowała wszystkich z szacunkiem i pokorą. To są wartości, które staram się na co dzień wyznawać w swoim życiu. Żyć z pokorą, ciężko pracować, szanować i kochać wszystkich dookoła.

Trener Summit była jednym z powodów, dla których wybrałaś tę uczelnię?
Zdecydowanie. Pod uwagę brałam też kilka innych powodów – chciałam być blisko domu, a Tennessee było oddalone tylko o cztery godziny. Zależało mi na grze o mistrzostwa i na rywalizacji na najwyższym poziomie. Więc niewątpliwie trener Summit była najlepszą możliwą opcję.

Świetnie radziłaś sobie w szkole średniej, równie dobrze szło Ci w college’u, ale przejście do WNBA okazało się dość trudne. To chyba doskonały wyznacznik wysokiego poziomu i niezwykle zaciętej rywalizacji w tej lidze?
Bez dwóch zdań. WNBA to najbardziej wyrównana liga na świecie. Jest w niej 12 drużyn, 12 miejsc w każdym zespole –  łącznie 144 szanse na grę. Spośród wszystkich wspaniałych kobiet, które grają w koszykówkę tylko 144 mogą w danym momencie występować w WNBA. Miałam sporo szans i nie uważam, że mój czas w tej lidze dobiegł końca. Tego lata nie grałam, ale świetnie czułam się w Atlancie, gdzie występowałam przez półtora roku, dobrze było mi też w Nowym Jorku i San Antonio. Wszystko zależy od Boga – myślę, że jeszcze będzie mi dane zagrać w WNBA.

Rozwiązywanie umowy to nigdy nie jest przyjemny moment. Jak sobie z tym radziłaś, co zmieniało się w twoim podejściu po kolejnych przedwcześnie zakończonych przygodach?
Bardzo mocno wierzę w siłę wyższą i według mnie nic nie dzieje się bez powodu. Wiedziałam, że po tym, jak zrezygnowano ze mnie w Las Vegas musiałam być w domu, więc wszystko potoczyło się dobrze. Ale przede wszystkim ważna jest wytrwałość. Kocham ten sport, nie gram w koszykówkę dla pieniędzy, nie gram dla dumy i innych tego typu rzeczy. Więc jeśli ktoś da mi okazję do gry, to będę wdzięczna i zrobię wszystko, żeby ją wykorzystać. A jeśli nie, to zawsze mogę grać zagranicą i bardzo się z tego cieszę. Ale oczywiście WNBA to inny poziom, bo w każdym meczu rywalizujesz z najlepszymi zawodniczkami na świecie.

Co sprawiło, że przyjechałaś akurat do Wrocławia?
Znam kilka zawodniczek, w tym moją najlepszą przyjaciółkę Isabelle Harrison (była koszykarka CCC – red.), które chwaliły sobie swój czas w Polsce. To wyrównana liga, dużo tu rywalizacji. Nie brakuje tu utalentowanych drużyn. Cieszę się, że mogę dołączyć do organizacji, która jest odpowiednio zarządzana, która ma wysokie cele i traktuje koszykówkę na poważnie. Wszyscy pracownicy są świetni – od fizjoterapeutów, przez asystenta po głównego trenera. Naprawdę jestem bardzo zadowolona, że tu trafiłam.

Sydney Colson miała wpływ na Twoją decyzję?
Na pewno maczała w tym palce (śmiech).

Jesteś tu od ponad tygodnia, udało Ci się zwiedzić choć kawałek Wrocławia? Jakie są Twoje wrażenia?
Miasto jest piękne, byłam w Rynku i bardzo mi się podobało. Jadłam na mieście tylko raz, byłam w tajskiej restauracji. Marissa zarekomendowała mi kilka ciekawych restauracji. Ludzie są życzliwi i pomocni, to naprawdę świetne miasto, z przyjemnością czekam na nadchodzące siedem miesięcy.

Udało Ci się podłapać już jakieś polskie słówka?
Znam tylko „dobra” (śmiech). Powoli będę się uczyć kolejnych!

Jak możesz określić swój styl gry?
Jestem wszechstronna, potrafię wyjść na obwód i wejść pod kosz. Zawsze przede wszystkim szukam podania, rozglądam się za koleżankami z zespołu. Staram się używać mojej boiskowej inteligencji, to mój duży atut. Lubię dyrygować zespołem i wiedzieć, że wszyscy są w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Nie będę najszybszą, najsilniejszą, najwyższą czy najniższą koszykarką, ale zawsze dam z siebie wszystko, bo nad tym mogę mieć kontrolę. Wciąż pracuję nad swoim rzutem, poprawiam swój zasięg. Nie chodzi o to, że nie umiem rzucać trójek, a o to, żeby zbudować pewność siebie i wejść w rytm.

A jaką jesteś osobą poza parkietem? Nasi kibice uwielbiają rozmawiać z zawodniczkami.
I ja też bardzo lubię rozmowy. Jestem osobą charyzmatyczną, zdecydowanie ekstrawertyczną, czerpię energię będąc pośród ludzi. Lubię poznawać nowych ludzi i z nimi rozmawiać, więc na pewno będę zostawać na parkiecie po meczu. Zaznajamiam się ze swoimi koleżankami, czuję się, jakbym tu była już przez miesiąc.

Jesteś zainteresowana mediami, byłaś stażystką w Good Morning America – czy kariera w mediach to wciąż to, co chciałabyś robić po zakończeniu kariery?
Możliwe, że obiorę tę ścieżkę. Mam naprawdę sporo pomysłów na siebie, ale przede wszystkim chcę zostać blisko gry. Może spróbuję sił jako trenerka? Nie lubię całej polityki związanej z tym zawodem, zwłaszcza w Stanach, ale lubię przekazywać swoją wiedzę młodszym zawodniczkom. Na tę chwilę to dwie główne ścieżki na przyszłość.

Jakie są Twoje cele i oczekiwania wobec tego sezonu? Czego mogą oczekiwać po Was kibice?
Myślę, że będziemy grać dobrą koszykówkę. Nie znam pozostałych drużyn, znam tylko kilka Amerykanek, które tu występują. Jesteśmy utalentowanym zespołem, każda z nas potrafi grać w koszykówkę. Mamy sporo zalet, na pewno będziemy dużo biegać i grać szybko. Myślę, że nasze mecze będą dobrymi widowiskami ze sporą liczbą punktów.